Naszej hokejowej reprezentacji ponownie nie udało się wywalczyć awansu do światowej elity. Podobnie jak przed rokiem w Krakowie także w Katowicach w mistrzostwach świata Dywizji 1A zajęliśmy trzecie miejsce.
Polacy bardzo źle zaczęli turniej, przegrali z Włochami i co było sporą niespodzianką, z Korea Płd., którą parę dni wcześniej gładko pokonali w meczu towarzyskim. Ale potem nasza drużyna zagrała dwa bardzo dobre, zwycięskie mecze ze Słowenią i Austrią, a zakończyła turniej efektowną wygraną na Japonią. Do pełni szczęścia zabrakło nam jednego punktu.
Nasi hokeiści czuli niedosyt po zakończeniu turnieju.
- Szczęście było na wyciągnięcie ręki. Żałujemy szczególnie przegranego meczu z Koreańczykami, bo w tym pojedynku nie byliśmy gorsi, potem z każdym meczem graliśmy coraz lepiej. Tworzy się mocna drużyna - mówi Grzegorz Pasiut, który po tym sezonie rozstaje się z Cracovią. - Jestem zaskoczony decyzją klubu, miałem przecież jeszcze roczny kontrakt, ale widać trener ma inną koncepcję - dodaje zawodnik.
Kapitan reprezentacji, nowotarżanin Marcin Kolusz mówi z kolei, że w turnieju decydowały detale.
- Czołowa piątka prezentowała bardzo wyrównany poziom. Nasza drużyna zbiera doświadczenie, ogrywamy się. Jest dobry klimat dla hokeja w Polsce, trzeba to wykorzystać - mówi Marcin Kolusz, który grał w turnieju z czarną opaską, bo niedawno zmarł jego dziadek.
- Niektórzy myśleli, że zmieciemy wszystkie drużyny. Przed turniejem przestrzegałem, że wcale nie jesteśmy faworytami, że stawka jest bardzo wyrównana, to jest grupa, w której każdy może wygrać z każdym. Po dwóch meczach turnieju byliśmy na dnie, kopano nas. Ale chłopcy pokazali charakter, podnieśli się z kolan i to mnie bardzo cieszy. Jestem dumny z naszych hokeistów - twierdzi trener 47-letni Jacek Płachta, który nie wie jeszcze czy poprowadzi zespół we wrześniowym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w 2020 r. - W czerwcu kończy mi się kontrakt, zobaczymy jakie będą decyzje PZHL - mówi Płachta.
Mariusz Czerkawski widzi postęp w grze naszej reprezentacji. - Idziemy małymi krokami do przodu. W naszej dyscyplinie nic nie dzieje się gwałtownie, skokami, trzeba lat systematycznej pracy, by myśleć o sukcesie. Wszystko musi współgrać - reprezentacja, szkolenie, organizacja ligi. Jest nad czym pracować - mówi były reprezentant Polski.
Tego samego zdania jest uczestnik historycznego, zwycięskiego meczu z ZSRR z 1976 roku, dwukrotny olimpijczyk Andrzej Tkacz. - Na razie nie stać nas jeszcze na rozegranie pięciu dobrych spotkań z rzędu. Nie zgadzam się z opinią, że Jacek Płachta nie trafił z formą fizyczną na mistrzostwa, w pierwszych dwóch meczach zawiodło przygotowanie mentalne. Potem w trakcie turnieju nasza drużyna pokazała, że ma spory potencjał. Teraz trzeba iść za ciosem, wszyscy, którym leży na sercu dobro hokeja muszą się wziąć do solidnej pracy - twierdzi Tkacz.
Bohaterem mistrzostw był obrońca Cracovii Patryk Wajda, który w meczu ze Słowenią doznał złamania żuchwy. Hokeista przeszedł operację, ale pokazał, jak zależy mu na tej drużynie. Znalazł się bowiem na swoją prośbę w składzie na ostatni mecz z Japonią. Mało tego, w ostatnich sekundach wyjechał na lód i zdobył gola.
- Fajnie się to dla mnie zakończyło, a gol był super. Dziękuję trenerowi, że pozwolił mi wyjechać na lód. Za cztery tygodnie powinienem wrócić do treningów - mówi Patryk Wajda.
Warto dodać, że chociaż polscy hokeiści nie zdobyli premii do elity, to przynajmniej awansowali w rankingu IIHF z 22. na 20. miejsce. Tak wysoko nie byliśmy od dziewięciu lat. Miejsce w rankingu jest ważne, bo decyduje o rozstawieniu igrzyskach olimpijskich.
Dwa wyróżnienia dla Patryka Wronki
Najlepsza trójka według dyrektoriatu MŚ: bramkarz Bernhard Starkbaum (Austria), obrońca Thomas Larkin (Włochy), napastnik Patryk Wronka.
All Stars (w ocenie dziennikarzy): bramkarz Gasper Kroselj (Słowenia), obrońcy Paweł Dronia, Sabahudin Kovacević (Słowenia), napastnicy Jan Urbas (Słowenia), Patryk Wronka.
MVP: Jan Urbas (Słowenia).