Podczas kontroli w kinie Stella przy ul. Lubicz 15 okazało się, że widzowie oglądający film zagraniczny "Burza nad Andami" owszem mają bilety, ale na film polski "Jadzia". Bilety na zagraniczny seans były droższe, bo obłożone 35 proc. podatkiem, a na polski film tylko 3-procentowym. Tak wyszło na jaw, że kasjerka sprzedawała dwa rodzaje biletów, zyski zabierała dla siebie.
Urzędnicy od finansów, by potwierdzić swoje podejrzenia o przekrętach, z pasją zaczęli łączyć przyjemne (seanse filmowe) z pożytecznym (kontrole). Tak obejrzeli polskie przeboje "Trędowatą", "Straszny dwór", i zagraniczny film "Śmiertelny skok".
W końcu kontrola zaowocowała wnioskiem o ukaranie właściciela kina Stella Henryka P., lat 58, emeryta, dyrektora szkoły średniej, żonatego. Obwiniono go o przekroczenie przepisów o poborze podatku widowiskowego na rzecz gminy Kraków. Oprócz tego wykryto w kinie Stella nadużycia na szkodę funduszu pracy i Polskiego Czerwonego Krzyża polegające na tym, że kasjerka kina sprzedawała na poranki filmowe bilety ostemplowane na kwotę 25 groszy za cenę 45 groszy względnie 50 groszy oraz zbierała na sali kina bilety wyrzucone przez gości i następnie po raz drugi je sprzedawała. Na podstawie zeznań bileterów kina i innych dowodów ustalono, że nadużycia te działy się przynajmniej od roku. I to za wiedzą właściciela kina. Jako winną nadużyć wskazano kasjerkę kina 22-letnią Helenę F., która przyznała się do winy, i pomówiła dyrektora, że wiedział o procederze.
Podczas rozprawy karno-administracyjnej przed obliczem starosty, Henryk P. został obwiniony, że "w zamiarze uchylenia się od obowiązku płacenia podatku widowiskowego sprzedawał od 1 do 3 grudnia 1936 r. w kinie bilety niestemplowane przez zarząd miasta nie uiszczając w ten sposób od nich należnego podatku, przez co naraził gminę na szkodę.
Mężczyzna zaprzeczał zarzutom, ale nie uwzględniono jego tłumaczeń. Kara dla dyrektora była iście drakońska - 400 zł grzywny. Helena F., stanu wolnego, zamieszkała przy ul. Szlak 29, przed sądem odwołała swoje zeznania i twierdziła, że wszystko robiła bez zgody właściciela kina. Helenę F. uznano za winną udzielania pomocy Henrykowi P. w uchylaniu się od płacenia podatków. I skazano na 20 zł grzywny.
Obwinieni złożyli odwołanie od orzeczenia starosty i sprawa trafiła do sądu. Henryk P. oburzał się na rozprawie, że "przy ul. Lubicz jest jeszcze inne kino, Dom Żołnierza, które nie potrzebuje płacić czynszu i jest zwolnione od podatku widowiskowego. Przy tym niesprawiedliwym traktowaniu dwóch przedsiębiorstw znajdujących się przy tej samej ulicy zarząd miejski nie tylko nie stara się ułatwić egzystencji przedsiębiorstwu przynoszącemu dochody, ale ponadto obciąża je wysokimi karami. Z powodów od niego zupełnie niezależnych" - pisał Henryk P.
Krakowski sąd w październiku 1937 r. uniewinnił Henryka P., uznał tylko winę Heleny F. i wymierzył jej za to 5 zł grzywny kary z zamianą na dzień aresztu.
Finał tej sprawy był taki, że Henryk P. na własnej skórze przekonał się, że rzeczywistość niewiele się różni od filmów, które puszczał w swoim kinie. Bo zarówno w filmowej fikcji, jak i w życiu zdarza się, że sprawa zaczyna się od horroru, a kończy zwykłą komedią.