Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Majchrowski: prezydent Wrocławia jest uroczy. Ale nie tak jak ja...

Marta Paluch
Marcin Makówka
Czy żona, wrocławianka, porównuje go do rządzącego tym miastem Rafała Dutkiewicza? O tym, czy będzie wieczny, i o różnych znaczeniach słowa z prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim rozmawia Marta Paluch

Wie Pan, jaką ksywę ma prezydent Wrocławia na forach?
Nie.

Sternik. Trochę ironiczne, ale chyba czują, że nimi kieruje. Jest Pan zazdrosny?
Ja się też poczuwam do kierowania Krakowem. Ale innego, normalnego, a nie przez PR [umiejętność dobrego zaprezentowania się w mediach - przy. red.].

Czyli w bardziej tradycyjny sposób, z cygarem?
Czasami nawet bez cygara.

Wie Pan, jak Pana nazywają internauci?
Jak?

Jacek I Wieczny.
Znam wójtów, burmistrzów i prezydentów, którzy są bardziej wieczni ode mnie.

Czuje Pan w tym jad czy pochlebstwo?
Można do tego podejść jak do Sternika. Zależy od nastawienia.

Wieczny kojarzy się z nieusuwalnym lub niezatapialnym...
Nie jestem nieusuwalny. Mam ten komfort, że mój wybór zależy od mieszkańców, a nie od układów politycznych. One rzeczywiście się na to nakładają, ale jak pokazują wybory w miastach, mają coraz mniejsze znaczenie.

Widzi Pan różnicę między kierowaniem miastem przez siebie i prezydenta Rafała Dutkiewicza?
On jest politykiem. Przez wiele lat miał duże poparcie ze strony władz partii. Gra PR-em. I ma, w odróżnieniu ode mnie, życzliwych dziennikarzy, którzy przedstawiają go jako normalnego, fajnego chłopa.

Życzliwych? Prasa bez przerwy go krytykuje, a to za stadion, a to za remonty dróg.
Mogę pokazać parę pochlebnych artykułów. Choć rzeczywiście, nie są z ostatnich lat.

To Pan jest ofiarą mediów?
Nie. Ale realnie oceniam. Oczekuję od mediów rzetelności przekazu, nieprzeinaczania faktów, braku jednostronnej interpretacji. Oceny wystawiane nie tylko mnie, ale i moim urzędnikom są nierzetelne, powiem nawet, że czasem graniczące z chamstwem. A Dutkiewicza niektórzy dziennikarze na pewno bardzo lubili.

Pana nikt tak nie lubi?
Nie przypominam sobie.

To może mógłby się Pan czegoś od niego nauczyć?
Nie widzę niczego takiego.

Dutkiewicz poniósł kilka porażek przy staraniach o Expo i Europejski Instytut Technologii. A nadal jest postrzegany jako człowiek sukcesu.
Nie chcę się uczyć takiego PR-u. Ja nigdy nie obiecywałem gruszek na wierzbie. Ostatnio wrocławscy urzędnicy wydali ulotkę dla inwestorów z mapą, na której zaznaczyli nieistniejące ulice. Nie tylko te, które są w odległych planach, ale nawet te, które nie wiadomo kiedy i czy w ogóle powstaną. Prędzej czy później ci, do których kieruje się fałszywy komunikat, zorientują się w tym - i koniec z zaufaniem. Bezkrytyczne powielanie PR-owego przekazu to droga donikąd.

W ub. roku obiecywał Pan, że stadion Wisły będzie wybudowany za 350 mln zł, teraz już wiadomo, że będzie to niemal 500 mln. Niektórzy radni od początku to mówili.
Proszę mi pokazać stadion na Euro budowany za kwotę oszacowaną na początku. Poza tym budujemy najtaniej ze wszystkich miast.

Ale żaden ze stadionów nie kosztuje o 30 proc. więcej, niż planowano!
Wrocławski stadion też kosztuje 30 proc. więcej. A my zaczynaliśmy budować inny stadion, na 20 tys. miejsc. A kończymy obiekt klasy elite na ponad 30 tys.

To może zamiast wyznaczać kontrowersyjnego projektanta, trzeba było się z nim rozstać, gdy się okazało, że projekt ma niedociągnięcia?
Mówi Pani jak typowy dziennikarz: można było, trzeba było. Przejęliśmy teren od Wisły z gotowym projektem i prawami autorskimi.

A jako kto mam mówić?
Przeanalizowaliśmy z prawnikami możliwość rozstania się z panem Obtułowiczem. Oznaczało to minimum rok opóźnienia.

Każdy stadion miał problemy. We Wrocławiu zmienili wykonawcę, bo spóźniał się z robotą. Ale w ciągu półtora miesiąca dogadali się z nim i uniknęli ciągania się po sądach.
My też tego uniknęliśmy i nasza budowa nie miała przestojów. A z tego, co czytam w prasie, budowa stadionu we Wrocławiu stoi.

Jest Pan pewien, że na lipiec stadion będzie gotowy?
Tak, tylko trybuna VIP-owska nie będzie jeszcze oddana do użytku. Być może będzie można na nią wejść w sierpniu.

Ma Pan do siebie żal za porażkę w Euro 2012?
Sprawa nie jest jeszcze rozstrzygnięta. Wszystkie ekspertyzy przedstawiały Kraków jako najlepiej przygotowane miasto. Zabrakło elementarnej uczciwości polityków. A Wrocław ukrywał mankamenty.

Tam zadziałał PR. Nam tego zabrakło.
Ale na kogo miał być skierowany ten PR? Przecież to organizatorzy sami stwierdzili, że jesteśmy najlepsi. Nie mieliśmy czego tuszować.

Czyli nic się nie dało zrobić?
Z tego, co wiem, kwestia Poznania, który wszedł na miejsce Krakowa do Euro 2012, będzie wymagała wyjaśnienia. I to przez prawników.

Ma Pan haka na Poznań?
Mam pewne dane, które budzą moje wątpliwości.

A strata szansy na biuro europarlamentu? Byliśmy faworytem i też przegraliśmy z Wrocławiem. Spisek? Zostaliśmy najlepiej ocenieni. I też przegraliśmy. Europarlamentarzyści mówią: Dutkiewicz dzwonił do nich, działał urokiem osobistym i... przekonał.
Nie Dutkiewicz. Wszystko załatwiała pani Lidia de Oedenberg, eurodeputowana z Wrocławia. My nie mieliśmy kogoś takiego. Pan Sonik był chyba mniej aktywny, scedował to na panią Thun, a ona nie działała jak de Oedenberg.

Przecież to urząd ma o to zabiegać!
Zrobiliśmy prezentację. Chcieliśmy z nią jechać do Brukseli - odmówiono nam. Pani Róża Thun włożyła ją do szafek kolegów w poniedziałek, gdy parlament był nieczynny. We wtorek była decyzja, więc prawdopodobnie posłowie nawet nie widzieli prezentacji.

Zatem zawsze ktoś inny jest winien naszych porażek? Wrocław po prostu jest skuteczny.
Też przegrał parę imprez.

Przegrał, ale zabrał nam kilka, np. Festiwal Kryminału.
Bez przesady. To nie jest najważniejszy festiwal w mieście.

Nie żałuje go Pan?
Trudno go porównywać z zainaugurowanymi w ubiegłym roku dwoma potężnymi międzynarodowymi festiwalami im. Josepha Conrada i im. Czesława Miłosza. To one zdefiniowały na nowo Kraków jako literacką stolicę kraju. Nie Festiwal Kryminału.

Artyści mówią, że w Krakowie, żeby coś załatwić, trzeba przekopywać się przez miliony urzędniczych korytarzy. A we Wrocławiu każdy ma komórkę do szefa wydziału kultury.
Mój pełnomocnik ds. kultury też ma komórkę, można do niego zadzwonić. Poza tym proszę mi pokazać tych wielkich artystów, którzy się tu odbijają od ściany.

Leszek Możdżer, który przeprowadził się od nas do Wrocławia. Przy komponowaniu muzyki do reklamówki Krakowa w CNN nie miał z kim skonsultować swoich pomysłów. To mało?
A pytała Pani urzędników, czy tak było? Trzeba sprawdzić obie strony. Może wymagania artysty były zbyt wygórowane. Zresztą pan Możdżer narzekał na wszystkich, zwłaszcza na swoje środowisko. Nie mam wpływu na to, kto kogo w Krakowie lubi i za co.

Zbigniew Preisner chciał zrobić w Krakowie festiwal i też odbijał się od ścian.
Wielu artystów mówi głośno o intencjach, a jak przychodzi do konkretów, to przerasta ich machina festiwalowa. Kraków z powodzeniem potrafił wykreować kilka rozpoznawanych na świecie, unikalnych marek, jak np. Misteria Paschalia, Sacrum Profanum, Opera Rara, Selector Festival czy Off Plus Camera. Wszystkie są zarządzane przez specjalistów, których wspomagają artyści. Zbigniew Preisner jest przewodniczącym jury Off Plus Camera i współpraca układa się znakomicie. Ci, z którymi nie podpisuje się umów, zawsze będą mieli pretensje.

Wie Pan, na ile wycenili specjaliści markę Krakowa?
Na ile?

50 mld zł. Jest najsilniejszą miejską marką w Polsce, a my nie bardzo potrafimy o nią zadbać. Przyciągamy za to angielskich turystów na wieczory kawalerskie.
To co mamy robić? Pytać każdego, czy przyjechał na taki wieczór?! A jeśli powie, że tak, to nie wpuszczać? To, że Kraków jest coraz bardziej znany w świecie, to, że jest modny, dostępny przez tanie linie lotnicze - to wynik naszej długoletniej, systematycznej pracy. Wygrywamy w wielu światowych i krajowych rankingach, nie tylko ze względu na wartości historyczne, ale jako najlepiej w Polsce zarządzane miasto w swojej kategorii, miasto o najlepszej komunikacji, w którym mieszkańcy dobrze się czują i w którym chcą żyć oraz pracować.

Może wymyślić taką strategię, żeby przyciągnąć innego turystę?
W "Gramophone", "NY Times" "Frankfurter Allgemeine Zeitung", "Die Welt", "Le Figaro" i innych najważniejszych pismach na świecie regularnie pisze się o unikalnym projekcie "6 zmysłów" i krakowskich wydarzeniach. To przyciąga rzesze ambitnych i dobrze sytuowanych turystów do naszego miasta. A pijanych Anglików po prostu bardziej widać. Gdy dwóch takich nago przebiegnie się po Rynku, macie artykuł na pierwszą stronę.

To bezpodstawne zarzuty?
Celujemy tak w turystę kulturalnego, jak i pielgrzymkowego. Ale to nie wyeliminuje paru pijanych facetów. Zresztą są wśród nich również Polacy. A nad marką pracujemy cały czas. Z monitoringu mediów wynika, ze Kraków jest miastem, które kładzie największy nacisk na obecność w prasie. Na temat Krakowa ukazało się niemal 9,5 tys. publikacji, drugi Wrocław miał ich niecałe 5 tys. Pisała o tym i Pani gazeta, niestety, na ułamku szpalty, w środku numeru, jakby nie było się czym chwalić. W krakowskich mediach brakuje mi budowania atmosfery wspólnego sukcesu. Zarówno mnie, jak i dziennikarzom powinno zależeć na kształtowaniu pozytywnego wizerunku miasta, w którym mieszkamy. Tak jak to się dzieje we Wrocławiu.

Oczywiście, jeśli jest się czym chwalić. A nie wstyd Panu, że ci turyści zobaczą, że krakowianie kupują dziury w drogach?
Przecież to żart!

Żart? W Niemczech tak to działa. Wychodzi na to, że w Krakowie ludzie zasponsorują łatanie dziur, a Wrocław buduje naraz i w szybkim tempie dwie obwodnice.
My też budujemy obwodnicę. Będziemy mieć do końca tego roku trzy czwarte.

Nie ma Pan kompleksu Wrocławia?
Nie. Żadnego.

Profesor Nęcki, z którym o takim kompleksie rozmawialiśmy, stwierdził, że Kraków jest śpiącym królewiczem, który nie potrafi stanąć do rywalizacji. Może czas skończyć ze spaniem?
Czas skończyć z głupimi porównaniami. Powiem to Zbyszkowi, może się nie obrazi. Kraków jest drugim miastem w Polsce i nie ma o czym dyskutować. Na pewno tu jest inaczej. We Wrocławiu są sami nowi mieszkańcy, przybyli po II wojnie. W Krakowie ludzie są bardzo przywiązani do miejsca, tradycji i do swojej własności od pokoleń.

Może właśnie dlatego wrocławianie są otwarci, życzliwi, podczas gdy krakowianom zarzuca się hermetyczność?
Z tym dystansem krakowian to bym nie przesadzał.

A kiedy Pan, przyjezdny z Sosnowca, po raz pierwszy wszedł do domu krakowskiego mieszczucha?
Na drugim roku studiów. Ale znałem otwartych krakusów. Przez kilka lat było mi natomiast trudno się przystosować do tutejszej mentalności, atmosfery. Nawet różnego nazewnictwa. Kiedy spotkaliśmy się z prezydentem Kaczyńskim, rozmawialiśmy m.in. o różnym znaczeniu
słów w Kongresówce i Galicji. Np. takie słowo "buc"... U nas to taki gówniarz, dupek. Na II roku studiów wynajmowałem pokój. Rozmawiam z gospodynią i mówię o kimś "to taki buc był". Widzę, że ona cała czerwienieje, a jej syn jeszcze mnie zbeształ. No cóż, przyjezdny jestem. I moja żona też. Niestety, z Wrocławia!

No proszę! I nigdy Panu nie mówi: popatrz, ten Dutkiewicz taki skuteczny, a Ty?
Nie. Zresztą, ja naprawdę nie mam kompleksu Wrocławia. Często jeżdżę tam do rodziny. Gdy kiedyś tam byłem, prezydent nawet zaprosił mnie do siebie.

Rzeczywiście jest tak uroczy, jak mówią?
Tak. Ale nie tak jak ja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska