Ślizga się człowiek znienacka na wszystkie strony podnosząc brwi do góry. Ślizga się wymachując rękami jak wiatrak, albo jak mumia zawinięta w dywan, gdy ma ręce akurat w kieszeniach. Łokcie wtedy odgina na boki.
Ślizga się naumyślnie, dla zabawy, żeby sobie przypomnieć utraconą młodość. Czuje się jak pikujący kondor, tyle że w poziomie. Otwiera przy tym buzię. Zapomina, że ślizganie naumyślne może się nagle przerodzić w spontaniczne i w niekontrolowane.
Jest na górze i nagle jest na dole. Wypada z kadru. Idzie smutny alejką i BUM! Skąd się wzięło nagle tyle zdenerwowania, ciepła i gotowości - myśli, przypominając sobie, że mimo wyższych problemów jest w gruncie rzeczy samozachowawczym zwierzątkiem, które akurat się potłukło.
Ślizga się człowiek zawsze, gdy już zapomni, że poślizgnąć się można. Rozważa wtedy zwykle o czymś bardzo poważnym. Bęc i siedzi. Już mógłby wstać, ale jeszcze trochę siedzi. Oddycha, nie oddycha, wszystko analizuje, sprawdza. Rozgląda się. Wstaje, stawia kroki szeroko, jak kowboj.
Czasami jest pewny, że się wywróci, a jednak się jakoś, nie wiedzieć czemu, nie wywraca. Rzadko się tak, niestety, dzieje, ale jak już się stanie, to człowiekowi od razu poprawia się humor.
Przedwojenne cukiernie Krakowa [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!