Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak dr Justyna Drukała niosła w torebce nadzieję

Marek Bartosik
Władysław Morawski
Ludzka skóra praktycznie nie ma przed nią tajemnic. Teraz będzie hodowała chrząstki do naszych stawów. O dr Justynie Drukale z Zakładu Biologii Komórki Uniwersytetu Jagiellońskiego - pisze Marek Bartosik

Torebki pilnowała wtedy w tramwaju z wielkim przejęciem. Dużo większym niż gdyby wiozła w niej wielką wygraną w totolotka. Miała wśród kobiecych drobiazgów coś znacznie cenniejszego - dorobek sporego kawałka swojego życia i mnóstwo nadziei rodziców pewnego małego dziecka. Włożyła do torebki niewielką fiolkę z gęstym płynem. W nim pływały komórki naskórka dzieciaka. To z nich na jego brzuszku miała wyrosnąć nowa skóra, w miejsce tej zniszczonej poparzeniem.

- Emocje tamtej chwili da się porównać tylko z momentem, jaki nastąpił parę dni później. Po południu razem z lekarzem zdjęliśmy opatrunek, odsłoniliśmy brzuszek i zobaczyliśmy, że z komórek rzeczywiście pięknie tworzą się płaty naskórka. Wtedy popłakałam się ze wzruszenia. Bo się udało, ale też spełniło się tam moje skryte marzenie. Chciałam swoimi badaniami realnie pomagać ludziom, być blisko pacjentów - opowiada z lekkim uśmiechem dr hab. Justyna Drukała z Zakładu Biologii Komórki Wydziału Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

***

Teraz z okna swojego gabinetu w III Kampusie UJ spogląda na powstający obok budynek Małopolskiego Centrum Biotechnologii.

To tam ma mieć swoją nową pracownię, gdzie będzie powstawała z komórek macierzystych skóra dla kolejnych pacjentów. A w swojej uczelnianej pracowni dr Drukała zajmie się nowym wyzwaniem.

Teraz będzie próbowała hodować z komórek macierzystych chrząstki, których choroby tak utrudniają życie milionów ludzi. - To procedura już wdrażana w klinikach. Zapotrzebowanie jest jednak duże i klinicyści zwracają się z propozycją współpracy. A komórki chrząstki są dość kapryśne i hodowane poza organizmem szybko zmieniają swoje cechy. Musimy więc zoptymalizować warunki ich namnażania, aby móc przeszczepiać komórki właściwie funkcjonujące - tłumaczy Justyna Drukała.

***

O ludzkiej skórze wie już niemal wszystko. Ale uczyła się jej stopniowo. Że to największy organ ciała człowieka, że ma własny system immunologiczny, że broni organizmu przed bakteriami czy wirusami... I mnóstwo, mnóstwo coraz drobniejszych szczegółów układających się w fascynujący mechanizm.

Wie, że bardzo trudno przeszczepiać kawałki skóry pochodzące od innych dawców. Najlepiej przyjmują się te pobrane z ciała samego pacjenta cierpiącego po oparzeniach albo z powodu owrzodzeń wywołanych np. cukrzycą.

***

Takie tradycyjne metody można stosować przy stosunkowo niewielkich ubytkach skóry. Ale gdy poparzone jest 70-80 proc. powierzchni ciała, to materiału do przeszczepu już nie ma skąd brać. Jedynym ratunkiem jest skóra wytworzona poza organizmem, ale przecież naturalna, bo wyhodowana z komórek macierzystych biorcy.

- Dzisiaj, po latach doświadczeń potrafimy z maleńkiego wycinka wyhodować tyle skóry by pokryć nią ranę o wielkości arkusza A4. A to tyle, ile potrzeba nałożyć na brzuszek niemowlaka - opowiada.

- Pacjentowi pobiera się w warunkach ambulatoryjnych ok. 0,5 cm kw. skóry w znieczuleniu miejscowym. Wycinek trafia do pracowni, gdzie jest rejestrowany i przenoszony do sterylnych pomieszczeń. Tam rozpoczyna się izolowanie pojedynczych komórek z fragmentu tkanki. Komórki trafiają do w naczyń hodowlanych, gdzie dostają pożywkę. Po kilkudziesięciu godzinach zaczynają się dzielić. Po 10 dniach pobieramy komórki z naczyń hodowlanych i mieszamy je z klejem tkankowym stosowanym w chirurgii. W takiej formie "żel komórkowy" jest transportowany na salę operacyjną i aplikowany na ranę w trakcie zabiegu. Z niego powstaje tam od nowa skóra. A dodatkowo żel pobudza do wzrostu także te komórki, które mimo np. poparzenia pozostały na ciele pacjenta - tłumaczy zawiły proces dr Drukała.

Hodowla skóry to już właściwie proces opanowany. Justyna Drukała jednak protestuje, gdy mówi się, że produkuje skórę.
- To nie tak, że da się nastawić aparaturę, wrzucić do niej składniki w odpowiednich proporcjach, nacisnąć guzik i na końcu wychodzą pięknie opakowane płaty skóry. Jej hodowla to skomplikowany proces, który w przypadku każdego pacjenta przebiega nieco inaczej.

***

Skórę z pracowni dr Drukały nosi kilkadziesiąt osób w kraju. Ciągle jednak kliniki wykorzystują ją na zasadzie eksperymentu, a nie standardowej procedury medycznej. Barierą są m.in. wysokie koszty jej stosowania. - Aż się boję o nich mówić, bo to są tysiące złotych. Ale kiedy zliczyć koszty opiekę nad pacjentem leczonym latami tradycyjnymi metodami, to wyglądają one zupełnie inaczej.

***

Właściwie to marzyła o medycynie, ale jakoś się nie złożyło.

- Może zabrakło mi wiary w siebie. Dużo się wtedy mówiło, ile to trzeba wziąć korepetycji i ile za nie zapłacić, by dostać się na medycynę - wspomina.

Pochodzi z rodziny, dla której jej studia, a potem doktorat były olbrzymim wyzwaniem. - Mieszkaliśmy w zwykłym mieszkaniu w krakowskim bloku, ale rodzice stworzyli mnie i bratu superdom, ciepły i uśmiechnięty - opowiada. - Już od chwili, gdy wybierałam szkołę średnią rodzice zostawili to mojej decyzji i z troską obserwowali, bo byłam zdana na siebie. Bardzo przeżyli obronę mojego doktoratu. Od tamtego czasu, czyli od 14 lat, nie widzieli mojego publicznego występu. Ale ostatnio zaprosiłam ich na wykład w Polskiej Akademii Umiejętności. Patrzyli na mnie jak na kogoś obcego, bo mówiłam swobodnie, z uśmiechem, a naukowcy zgromadzeni w tych nobliwych wnętrzach słuchali, zadawali mądre pytanie. Po wykładzie mieli łzy w oczach.

***

Przywiązuje wielką wagę do słów, które napisał jej mikrochirurg prof. Jacek Puchała, przed swą ostateczną przegraną w dzielnej walce z rakiem płuc.

Profesorowi, który w szpitalu w Prokocimiu ratował poparzone dzieci, towarzyszyła niemal do ostatnich chwil. Widziała, jak się godzi ze swoim losem, jak przeżywa ostatnie dni.

- On pozostanie dla mnie bardzo ważny, bo nauczył mnie wszystkiego o ranach oparzeniowych, pokazał, jak rozmawiać z pacjentami, ich rodzinami. Dzięki niemu i doktorowi Kazimierzowi Cieślikowi ze szpitala Rydygiera mogłam spełnić swe marzenie: stanąć przy łóżku pacjenta i mu pomóc, choć nie jestem lekarzem - tłumaczy wzruszona.

Do medycyny zbliżył ją prof. Włodzimierz Korohoda po rozmowie z dr. Kazimierzem Cieślikiem, który z konferencji naukowej przywiózł informację, że na świecie próbuje się hodować skórę z komórek macierzystych i stosować ją do leczenia oparzeń. - Ona się tym zajmie - powiedział profesor, wskazując na studentkę Drukałę.

Zaczęła się uczyć skóry. Najpierw w budynku dawnego seminarium duchownego przy al. Mickiewicza w Krakowie, gdzie w spartańskich warunkach funkcjonował Instytut Biologii Molekularnej UJ.

Od paru lat dysponuje pracownią na najnowszym kampusie uczelni. Jej organizacja kosztowała milion złotych, bo ma zapewnić badaniom najwyższe standardy bezpieczeństwa. Tam warunki do badań są nieporównywalne z tymi w dawnym seminarium.
- A jednak to tam po raz drugi płakałam z powodu pracy. Któregoś dnia komórki nagle przestały rosnąć. Tygodniami nie mogłam ustalić, dlaczego. Sprawdziłam wszystko, prosiłam o radę mikrobiologów, wirusologów i nic - opowiada. Gdy wróciła po urlopie, komórki ni stąd ni zowąd odzyskały wigor, wszystko wróciło do normy.

Nie narzeka. Wie, że prowadzi ciekawe życie. Jest w nim miejsce na wędrówki po Tatrach, zagubienie się w uliczkach Seulu. - Myślę sobie czasem: Panie Boże, Ty chyba taki właśnie pomysł na mnie masz ...

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska