WSKAZÓWKA: Aby przejrzeć reportaż interaktywny użyj wewnętrznego suwaka. Tekst artykułu przeczytasz pod reportażem interaktywnym. Do tekstu przejść możesz za pomocą suwaka swojej przeglądarki.
Na początku jest worek. Wielki. Z czymś co na oko przypomina probówki. Mają kilka albo kilkanaście centymetrów długości, są białe albo niebieskie. Probówki nawleczone na taśmę wpadają do maszyny, która robi wielkie i głośne puff. Z drugie strony wypadają... plastikowe butelki, które doskonale znamy ze sklepowych półek, gdy sięgamy po Wysowiankę. Postanowiliśmy naocznie sprawdzić jak przebiega proces produkcyjny najpopularniejszej w naszym regionie wody mineralnej. Żeby nikt nie powiedział: cudze chwalicie, swego nie znacie...
Czwartkowe popołudnie. Odwilż nie dotarła jeszcze do Wysowej, na zewnątrz przenikliwy wiatr. Wchodzimy do jasnego korytarza. Tu jeszcze nic nie jest wiadomo. Skręcamy w prawo. Coraz głośniej słychać pracujące maszyny. Hala, w której rozlewane są wysowskie wody, nie jest duża. Podzielona na kilka sektorów. Przy zamontowanych urządzeniach krząta się kilka osób: patrzą uważnie na to, co dzieje się na rozmaitych taśmach, maszynach osłoniętych ściankami z pleksi. Tutaj nie można ani na chwilę stracić koncentracji, bo, jak wszędzie, wszelkie uszkodzenia muszą być jak najszybciej wychwycone. - Produkcja zaczyna się od wydmuchania butelki. Do ich przygotowania używa się tak zwanej preformy. Od tego, jaka jest - mała czy duża - zależy wielkość butelki. Preforma na półlitrową jest biała, na półtoralitrową - niebieska - tłumaczył nam Grzegorz Wacek, dyrektor zarządzający Uzdrowiskiem Wysowa, nasz przewodnik po rozlewni. Upatrzyliśmy sobie jedną. Będziemy śledzili jej los...
Butelki w znanym kształcie, również nasza, ustawiają się niczym żołnierze na specjalnym transporterze, który wiezie je do kolejnego, tym razem płuczącego urządzenia. Wygląda przy tym trochę jak diabelski młyn w wesołym miasteczku, który kręcąc się łapie butelkę za szyję, odwraca do góry nogami, wypłukuje, po czym pewnie stawia na taśmie. Wszystko trwa jakieś sześć sekund. - Taka butelka trafia na monoblok rozlewniczy, gdzie napełniana jest odpowiednią wodą - mówi dalej nasz przewodnik. - Dlaczego mówię odpowiednią? Bo w Wysowej produkujemy dwa rodzaje wód mineralnych, a mianowicie Wysowiankę i Wysowiankę-Zdrój oraz napoje słodkie - tłumaczy. Nalanie naszej półlitrowej butelki trwa chwilę, tyle co dwa głębsze oddechy. Napełniona trafia na inną "karuzelę", która nakłada nakrętkę. Czasem taśma przystaje na chwilkę: ot, trzeba jakąś poprawić, wyciągnąć uszkodzoną. Szybko jednak wszystko wraca do normy - jedziemy dalej. Na napełnioną i zamkniętą butelkę zakładana jest etykieta, umieszczane są dane dotyczące numeru partii, daty ważności. Zostaje już tylko pakowanie. - Które robi się w tak zwanej pakowarce butelek pet - opowiada.
Teraz jest już swobodniej. Nie obowiązuje już żołnierski szyk, a pewna dowolność na taśmie - butelki jadą sobie do owej pakowarki. Tu już nie ma "to tamto". Czujne oko pani w niebieskim kitlu szybko wyłapuje niesubordynację. Do maszyny ma trafiać jednocześnie dwanaście małych albo sześć dużych butelek. Owijane ściśle folią nie mają szans wysmyknąć się z uwięzi, po czym trafiają do "pieca". - Tam z wykorzystaniem wysokiej temperatury obkurcza się folię. Zgrzewka wody jest więc gotowa. Potem jeszcze tylko rączkarka nakłada uchwyt, żeby łatwiej było przenosić całą zgrzewkę - opisuje nam. Potem pozostaje już tylko układanie zgrzewek na palecie. I w świat!