Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak złodziej z Krakowa sprzedał obraz Witkacego gangowi narkotykowemu

Artur Drożdżak
Portret Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów wykonany przez Witkacego w 1922 r. Wartość  dzieła oszacowano na 400 tys. złotych
Portret Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów wykonany przez Witkacego w 1922 r. Wartość dzieła oszacowano na 400 tys. złotych archiwum
Pisarz i malarz Witkacy ćpał dość ostro. Jednak w najśmielszych narkotycznych wizjach nie przewidział, że długo po jego śmierci krakowski gang zafascynuje się jego obrazem. I przehandluje za 10 kilo marihuany.

Zuchwała kradzież

Garść faktów: w nocy 26 października 2005 r. zamaskowani ludzie podchodzą pod budynek Muzeum Iwaszkiewicza w Podkowie Leśnej. Przy ścianie ustawiają stół, wspinają się, rozbijają szybę.
Włącza się alarm, trzy minuty potem zjawia się ochrona i stwierdza włamanie. Ze środka ginie jeden eksponat - portret małżonków Iwaszkiewiczów autorstwa Stanisława I. Witkiewicza. Obraz nie jest ubezpieczony. Według szacunków ma wartość 200 tys. zł.

Ślubny prezent

Witkacy sportretował Iwaszkiewiczów w 1922 roku w Zakopanem. Obraz o wymiarach 755 na 960 mm podarował im jako prezent ślubny. Dzieło było rzadkie, bo po malarzu zostało sporo portretów wykonanych pastelami, a ten był olejny.

Użyty na miejscu pies tropiący gubi trop. Informacja o kradzieży trafia do Straży Granicznej, kolekcjonerów, domów aukcyjnych. I nic. Sprawa zostaje umorzona w kwietniu 2006 r. Skradziony obraz uznano za dzieło o szczególnej wartości dla kultury narodowej, wpisano do rejestru zabytków.

Przełom następuje cztery lata później, kiedy w czwartek 27 sierpnia 2009 r. tajemniczy e-mail dociera do Anny Ż. z Muzeum Narodowego w Warszawie, wybitnej znawczyni dzieł Witkacego.

Oto jego treść:

"Szanowna Pani Kurator, przepraszam, że pozwalam sobie na tego maila, ale nie wyobrażam sobie by inna osoba mogła mi w tej sprawie i sposób w pełni kompetentny pomóc. Tylko Pani opinia i komentarz może mi uwiarygodnić lub podważyć autentyczność obrazu Witkacego, którego zdjęcie załączam. Jest to olej na płótnie (już wcześniej dublowanym) o wymiarach 96,5 x 76 cm. Od prawie 20 lat zbieram malarstwo polskie i przez te lata spotkałem się z ogromną ilością falsyfikatów prac Witkiewicza. Ten (nie wiedzieć dlaczego) wzbudza moje zaufanie - ale to tylko ,,intuicja" kolekcjonera. Bardzo uprzejmie Panią proszę o opinię jako dla mnie jedynej, wiarygodnej osoby - ,,witkacoznawcy".

Z poważaniem Kazimierz S.

Przełomowy e-mail

Na załączonym zdjęciu był skradziony "Witkacy". Pani kurator natychmiast wykonuje telefon do koleżanki z muzeum w Podkowie, z którą w 1995 r. robiły wspólnie wystawę prac Witkacego. Uzgadniają, że muszą odzyskać obraz od Kazimierza S. Dlatego Anna Ż. odpisuje mężczyźnie.

- Nie mogę wydać wiążącej opinii na temat dzieła, jeśli go nie zobaczę na własne oczy.
- Zjawię się tam, gdzie Pani sobie życzy. Z obrazem - natychmiast odpowiada Kazimierz S. Nie kryje, że ma ofertę kupna obrazu, sprzedawca chce 70 tys. zł. Cena jest wysoka, dlatego musi sprawdzić jego autentyczność.
Kustosz jest zaskoczona szybkością reakcji. Wyznacza datę i miejsce spotkania: poniedziałek 31 sierpnia 2009 r., Muzeum Narodowe w Warszawie, między godziną 12 a 14.

Przez cztery dni o przełomie w sprawie kradzionego obrazu wie jeszcze tylko dyrektorka muzeum w Podkowie. I dopiero ona w ostatniej chwili wpada na pomysł, aby zawiadomić policję. Dzwoni rano na komendę w Grodzisku, a rozgarnięty funkcjonariusz zaraz powiadamia Komendę Stołeczną.

W ekspresowym tempie jest organizowana zasadzka. Do wizyty tajemniczego mężczyzny została godzina. A on w ostatniej chwili odwołuje swoje przyjście. Dzwoni do Anny Ż.: Poczytałem przez weekend o tym obrazie w internecie i już go nie chcę. W związku z tym opinia na jego temat jest nieaktualna. I przerywa rozmowę.

Policjanci ustalają adres mężczyzny. Potwierdza, że miał w rękach dzieło Witkacego, ale przez weekend zwrócił go handlarzowi dzieł sztuki Adamowi W., z którym od lat robi interesy. Widział, że handlarz chowa dzieło do bagażnika toyoty i odjeżdża. Pewnie do domu, czyli Konstantynowa Łódzkiego. Trop prowadzi dalej, do jego romskiego szwagra i tam się urywa. Szwagier też już oddał obraz bliżej nieznanym mu ludziom. Nazwisk nie zna, adresu nie pamięta...

- Dlaczego od razu nie zawiadomiła nas pani o e-mailu w sprawie autentyczności dzieła? - policjanci pytają kustosz Annę Ż.
- Nie leży to w zakresie moich obowiązków, a obrazu jeszcze nie było na terenie Muzeum Narodowego - odpowiada kobieta. Dodaje, że zgodnie z procedurą poinformowała o sprawie muzeum w Podkowie.
Obraz znów znika.

Narkotyczne tropy
Tymczasem do łódzkich kryminalnych docierają informacje, że gang narkotykowy ma w swoich łapach bezcenne dzieło.
Szczegółów tajni informatorzy nie znają. Ktoś, gdzieś, coś słyszał. Podobno dzieło krąży z rąk do rąk, jako karta przetargowa w transakcjach narkotykowych. Podobno.

Prawda o losach Witkacego wychodzi na jaw dwa lata później. Śledczy z Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi prowadzą olbrzymie śledztwo w sprawie gangu handlującego alkoholem, tytoniem i narkotykami. Przez przypadek, 9 maja 2011 roku w bloku przy ul. Tatrzańskiej funkcjonariusze CBŚ zatrzymują Mariana D. Na co dzień handluje warzywami na rynku. Dorabia, pracując dla gangu. W jego piwnicy leży zawinięty w karton obraz Witkacego. Tuż obok worków z marihuaną.

Znaczące zęby

"Portret Iwaszkiewiczów" wraca do muzeum w Podkowie. Wcześniej jego autentyczność potwierdza... kustosz Anna Ż. Co ciekawe - było to możliwe dzięki... zębom.

Pierwotnie portret wyglądał nieco inaczej. Między rozchylonymi wargami Anny Iwaszkiewicz widoczne były wyszczerzone zęby, które zamalowano w trakcie konserwacji obrazu w latach 70. XX wieku, na życzenie samej uwiecznionej kobiety. Przedstawienie Anny Iwaszkiewiczowej jako wampira zagrażającego swemu mężowi artyście absolutnie nie korespondowało z łagodnym charakterem tej subtelnej kobiety.

Anna Ż. podała w swojej opinii wartość ubezpieczeniową obrazu na 400 tys. zł.

Paser z Krakowa

Swoje trzy grosze do sprawy wnieśli też krakowscy śledczy, którzy w 2012 r. przejęli śledztwo z Łodzi. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie od kilku lat rozpracowywała gang narkotykowy, który przemycał marihuanę z Holandii.

Kluczową rolę w gangu pełnił Artur R. Nadzorował przemyt, dbał o sieć odbiorców, był prawą ręką szefa Piotra K. ps. Max. W 2010 r. Artur R. został świadkiem koronnym, zaczął sypać. Złożył zeznania spisane na 420 stronach akt. Ustalono, że w latach 2003-08 grupa przemyciła do Polski z Holandii ponad 2,5 tony marihuany, 20 kg haszyszu i ćwierć miliona tabletek ecstasy. - Wszystko o łącznej wartości 42 mln zł - potwierdza Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

Artur R. wydał ponad 60 osób. Wśród nich Jacka W., który kupował od niego marihuanę w hurtowych ilościach.
Jacek W. to barwna postać w krakowskim półświatku. Złodziej, włamywacz, przed laty skazany na 8 lat więzienia za udział w gangu włamywaczy, którzy kradli obrazy.

Po wyroku przebranżowił się na handel narkotykami. Robił interesy narkotykowe z łódzkimi handlarzami "białą śmiercią".
Jednemu z nich w 2008 roku zaoferował kradziony obraz Witkacego. W zamian dostał 10 kg marihuany. Każdy jej kilogram sprzedał za 18 tys. zł. W rozliczeniu uwzględnił cenę obrazu, który oszacował na 140 tys. zł. Skąd go miał ?
- Od kolegi Michała M. też włamywacza, potem handlarza narkotykami - nie krył Jacek W. Wspólnik niczego nie powie, zmarł dwa lata temu.

Wyrok

Za paserstwo i narkotyki Jacek W. usłyszał prawomocny wyrok 2 lat i 5 miesięcy więzienia.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska