Karol jest wesoły i pogodny, Paweł spokojny i bardzo ufny, a z kolei Jan to mały mądrala i - jak żartują w rodzinie - rzecznik prasowy całej trójki. Trojaczki spod Nowego Wiśnicza (Małopolska), którym rodzice nadali imiona polskiego papieża Jana Pawła II - dokładnie dziś, 6 kwietnia, hucznie będą obchodzić swoje czwarte urodziny.
Już w sobotę Janowi, Pawłowi i Karolowi Adamcom - papieskim trojaczkom, przedstawiciele władz miasta Nowego Wiśnicza urządzili specjalną uroczystość.
- Zamierzamy cyklicznie celebrować te urodziny, wspominając przy tym papieża Jana Pawła II, który jest szczególnym patronem - podkreślał Stanisław Gaworczyk, burmistrz Nowego Wiśnicza.
Mama chłopców: Widać, że trojaczki są "papieskie": nie chorują i takie grzeczne
Burmistrz nie ukrywa, jak bardzo jest szczęśliwy, że wśród mieszkańców ma tak wyjątkowych obywateli.
W liczącej ponad 2700 obywateli gminie do tej pory szczególnie ceniono sobie urodzonego w Nowym Wiśniczu wybitnego polskiego malarza Juliusza Kossaka. Teraz jednak cała uwaga skupiona jest na przeuroczych maluchach.
Chłopcy przyszli na świat 6 kwietnia 2005 roku, w czasie gdy Polacy opłakiwali odejście Jana Pawła II.
O tym, że będą mieli trojaczki, ich rodzice Kinga i Janusz Adamcowie wiedzieli od początku ciąży. To wystarczająco dużo czasu, by oswoić się z myślą, że zamiast jednego łóżeczka, trzeba będzie kupić aż trzy.
- To był szybki poród - wspomina Kinga Adamiec, która chłopców urodziła w jednej z bytomskich klinik.
O wyborze imion dla swoich pociech rodzice zdecydowali spontanicznie. W tym czasie, gdy chłopcy się urodzili, nie mówiło się zresztą o niczym innym.
- Imiona? To było oczywiste. Poza tym mieć takiego szczególnego patrona, i to wszyscy w trojkę, to mało komu się zdarza. Wybraliśmy wielkiego człowieka dla małych ludzi - mówi dziś z dumą Janusz Adamiec.
Adamcowie są przekonani, że Ojciec Święty w jakiś specjalny sposób cały czas opiekuje się ich synami.
- To zresztą widać gołym okiem. Chłopcy są wyjątkowo spokojni. Nigdy nie chorowali. Nie sprawiają problemów wychowawczych - wylicza Kinga.
Od ubiegłego roku maluchy chodzą do przedszkola w Katowicach. Na Śląsku pracują ich rodzice. Każdy weekend dzieci jednak spędzają u babci w Małopolsce, w Leksandrowej koło Nowego Wiśnicza.
- To idealne miejsce dla dzieci, mają tu czyste powietrze i spokój jak nigdzie indziej - podkreśla ojciec chłopców, nauczyciel akademicki Politechniki Śląskiej. Tato maluchów wie, co mówi, sam bowiem wychował się w pobliskim mieście Kmitów. Dopiero później przeniósł się na Śląsk. Tam skończył szkołę
i studia. Zawodowo związał się z Wydziałem Inżynierii Materiałowej uczelni w Katowicach.
Na Śląsku Adamcowie pracują i mieszkają tylko w dni robocze. Każdy weekend spędzają jednak w pięknie położonej leśniczówce koło Nowego Wiśnicza. A to oznacza, że w praktyce mają dwa domy.
- Nie ma co kryć, że musimy mieć wszystko przygotowane dla naszych pociech w podwójnych ilościach. Wszystkich rzeczy po trzy w Katowicach i w Leksandrowej - wylicza pani Kinga.
Przewożenie tego wszystkiego tam i z powrotem mijałoby się z celem. Podróż samochodem, w którym jedzie trójka maluchów, już jest przygodą. Gdy jadą autem, za kierownicą siedzi ojciec trojaczków - jako pasażer mama i na tylnym siedzeniu Jan, Paweł i Karol wygodnie usadowieni w samochodowych fotelikach.
Na pytanie, czy nie łatwiej byłoby im zostać w Katowicach, zamiast co tydzień przemierzać setki kilometrów, odpowiadają bez namysłu.
- Bez leśniczówki nie dalibyśmy rady funkcjonować.
Do miasteczka ciągnie ich nie tylko czyste powietrze, ale także przyjazna atmosfera i znajomi, których bardzo sobie cenią.
- Proszę spojrzeć na chłopców, czy oni wyglądaliby tak okazale, gdyby nie wychowywali się tutaj - mówi Janina Adamiec, czyli po prostu babcia Inka. - To jest naukowo udowodnione, że na tym terenie powietrze jest wyjątkowo czyste - podkreśla babcia. Wnuczkowie nie tylko ponad wszystko lubią jej towarzystwo, ale także doceniają wspaniałą kuchnię, której daniem firmowym są pyszne naleśniki. To za nimi przepada cała rodzina, a zwłaszcza trójka wnucząt. W opiece nad trojaczkami rodzicom pomagają babcie. Jedna w Nowym Wiśniczu, druga w Katowicach.
I właśnie w Nowym Wiśniczu w sobotę 4 kwietnia trojaczki obchodziły nieco wcześniejsze czwarte urodziny. Był piękny tort i głośne sto lat odśpiewane podczas sympatycznego rodzinnego spotkania
w sali miejskiego ratusza.
- Za rok spotkamy się znowu, tym razem na piątych urodzinach. Chciałbym, aby to wydarzenie było stałym elementem papieskich uroczystości obchodzonych w naszym mieście - podkreślał burmistrz Stanisław Gaworczyk. A Jerzy Łacny, przewodniczący Rady Miasta, wręczył chłopcom pamiątkowe dyplomy i albumy o papieżu.
Najbardziej zachwycona głównymi bohaterami uroczystości była Renata Jonak, dyrektor Muzeum Ziemi Wiśnickiej. Początkowo nie mogła rozróżnić chłopców. - A teraz już ich poznaję! - ucieszyła się.