Co oznacza dla Polski i polskiego wojska ta inwestycja, jeśli do niej dojdzie?
Oznacza budowę Piątej Dywizji wojsk lądowych. 27 dywizjonów artylerii rakietowej, każdy po 18 wyrzutni, co faktycznie daje około 500 sztuk. Oznaczałoby to, że każda z brygad otrzymałaby własny dywizjon artylerii rakietowej, a także, iż powstanie Piąta Dywizja z własnym pułkiem artyleryjskim.
Polskę stać na taką inwestycję?
Teoretycznie nas stać, ale może to oznaczać problemy z gospodarką i dalszą inflację. Natomiast problemem nie są pieniądze per se, tylko tak naprawdę ludzie.
O jakiej perspektywie czasowej mówimy przy takiej inwestycji?
Amerykanie potrzebują dwa lata, by rozkręcić produkcję dla nas. Są w stanie dostarczyć 72 wyrzutnie rocznie, czyli całość zamówienia udałoby się zrealizować w ciągu sześciu lat od podpisania umowy.
Część rzeczy działaby się równolegle. Amerykanie produkują sprzęt, a my przezbrajamy kolejne dywizjony artylerii rakietowej. Ten proces oznacza w zasadzie formowanie go od zera i to zajmuje trzy lata. Rok to jest szkolenie na sprzęcie, drugi rok to jest zgrywanie wszystkiego a trzeci – certyfikacja. Bardzo ekspresowo można dokonać tego w dwa lata.
Ale trzeba też mieć ludzi, trzeba mieć garaże, by ten sprzęt przechowywać, niezbędne są trenażery, symulatory, przede wszystkim trzeba szkolić ludzi. Ponadto trzeba pamiętać, że będzie to system na polskich Jelczach, więc zakład ten musi wyprodukować ciężarówki, a już teraz ma on bardzo wiele zamówień z MONu, ponadto WB Electronics z Ożarowa Mazowieckiego musi dostarczyć system kierowania ogniem. Na szczęście to nie jest duży problem, mamy system TOPAZ, będący w światowej czołówce.
Ponadto trzeba to jeszcze przetestować, a cykl testów wojskowych to jest jakiś rok. Czyli dwa lata na uruchomienie produkcji, na zrobienie prototypów, potem trzeba dokonać testów, następnie produkcja wielkoskalowa, czyli tu mamy tak w sumie 6-7 lat na realizację całości, ale pierwsze wyrzutnie mogłyby być gotowe za cztery.
Polska stałaby się wówczas potęgą artyleryjską w naszym regionie?
Jeżeli chodziłoby o starą Europę to tak, natomiast jeśli mamy stawiać na jeden czy dwa konkretne rodzaje broni, to obrona przeciwlotnicza oraz artyleria to zdecydowanie dwa najlepsze wybory, ponieważ w każdym konflikcie, niezależnie czy mowa o I i II wojnie światowej czy wojnie na Ukrainie to między 60 a 80 procent strat zadaje właśnie artyleria. Nie lotnictwo czy czołgi, ale właśnie artyleria. To ma bardzo dużo sensu, tak samo rozbudowa obrony przeciwlotniczej, bo bez takiego parasola to się bardzo szybko może źle skończyć.
Więc jakiś sens to ma, tylko będzie to kosztować krocie. Poza tym mam dziwne przypuszczenie, że ten worek z zakupami, który się rozsupłał teraz będziemy długo Amerykanom spłacać, ponieważ może się okazać, że to jest dzięki land-lease act czyli na kredyt.
rozmawiał: Adam Kielar
