Marta Paluch: Na krótko przed śmiercią był ksiądz biskup u kard. Glempa w szpitalu. O czym rozmawialiście?
Bp Tadeusz Pieronek: To było na 11 dni przed jego śmiercią. Dowiedziałem się, że jest z nim źle po operacji, którą przeszedł. Ostrzegali mnie nawet, że mogę go nie poznać, bo stracił dwadzieścia parę kilogramów. Rak przerzucił się z płuc na inne organy wewnętrzne... Wszedłem do szpitalnego pokoju i aż się zdziwiłem, tak dobrze wyglądał. Powiedziałem mu wprost, że widzę go jako młodzieńca. Uśmiechnął się, bo może to powiedzenie nie pasowało do człowieka w jego wieku. Ale naprawdę tak było, może dlatego, że miał szczuplejszą twarz - taką, jaką zapamiętałem z czasów naszych studiów w Rzymie. I jakoś tak zupełnie naturalnie zaczęliśmy o tamtych wydarzeniach rozmawiać. Był moim pierwszym przewodnikiem, gdy przyjechałem tam podczas wakacji w 1961 roku. Byliśmy dobrymi kolegami.
Biskup jest teraz w Rzymie, i może powspominać Wasze studenckie życie.
Tak się złożyło, że właśnie tu przyjechałem. Wielu ludzi go tu pamięta. Przed chwilą rozmawiałem o kardynale Glempie z biskupem, który był wtedy proboszczem kościoła Santa Maria Trastevere.
Jak wspominał byłego prymasa Polski?
Cóż, ta śmierć była spodziewana. Nie dlatego, że miał już 83 lata, ale dlatego, że on w ciągu całego życia przeszedł kilka poważnych operacji ratujących życie. Jego organizm nie był zbyt odporny. Poza tym, przez całe życie, szczególnie gdy był metropolitą warszawskim, była to dla niego jedna wielka udręka. Czasy trudne, a po prymasie Wyszyńskim odziedziczył spadek przerastający możliwości niejednego człowieka. Choć współpracował z kardynałem, pomagał mu, ale pewnie nie spodziewał się, że go zastąpi.
Był następcą wielkiej osobowości, którą podziwiał. Rządził w cieniu Wyszyńskiego?
Był zafascynowany prymasem Wyszyńskim i próbował kontynuować jego linię, ale czasy się zmieniły i nie było to już możliwe. Autorytet prymasa spadał, i to nie dlatego, że źle postępował, ale dlatego że zmieniła się rzeczywistość. Przyszedł pluralizm i trzeba było bolesnych zmian. Myślę, że jako ksiądz i człowiek był autentyczny i wszystko, co robił, starał się robić jak najlepiej. Niektóre sprawy nie wyszły, ale takie jest życie.
Podobno w momencie nominacji Józef Glemp był bardzo zaskoczony, a nawet trochę przestraszony.
Tego nie wiem, ale to możliwe. Ranny Ojciec Święty wezwał go do szpitala, bo nie wiedział czy wydobrzeje po zamachu. Chciał zabezpieczyć przywództwo Kościoła w Polsce. Ks. Glemp przejął arcybiskupstwo warszawskie, został później kardynałem i prymasem. Gdy powstała "Solidarność", wchodził w temat jeszcze obok kard. Wyszyńskiego. Natomiast stan wojenny musiał już ogarnąć sam. Mało było wtedy ludzi, którzy wiedzieli co robić i jak się zachować. Prymas Glemp miał jednak pewne rozeznanie. W czasie stanu wojennego rozmawiał z gen. Jaruzelskim, znał realia.
Zarzucano mu, że wtedy za bardzo uspokajał nastroje,gdy tymczasem w narodzie wrzało...
Wezwanie do nierozprzestrzeniania przemocy było dobre i myślę, że nie było błędem, choć przez niektórych mogło być odebrane jako dowód słabości. On miał pewne wahania przy podejmowaniu ważnych decyzji, ale któż ich nie ma? Potem przyszła wolność, demokracja i przestawianie Kościoła w Polsce na zupełnie inne tory. Już nie było jednego frontu i jednego wroga. Nie miał lekko.
Ksiądz Biskup był sekretarzem Episkopatu, a Józef Glemp prymasem w latach 90., gdy spierano się mocno o aborcję, konkordat...
Pracowaliśmy nad uporządkowaniem stosunków państwo-Kościół. Konkordat został podpisany w 1993 roku, jeszcze przed dojściem lewicy do władzy. I lewicowy rząd nigdy go nie ratyfikował.
Jak kard. Glemp przeżywał polityczne ataki?
Myślę, że był na to dość odporny i po latach w PRL przyzwyczajony do tego, żeby trzymać się własnych racji i dbać, by je dobrze przekazać społeczeństwu.
W 2012 roku wyznał publicznie, że ma raka. Poruszyło to księdza?
Nie, bo wiedziałem ile operacji wcześniej przeszedł.
W ostatnich dniach wiedział, że umiera?
Wiedział, że jest po trudnym zabiegu i że lekarze nie dają mu większych szans. Ale mówił "a może się mylą?". Wcześniej wielokrotnie wychodził ze zdrowotnych tarapatów. Miał nadzieję, że tak będzie tym razem. Lecz okazała się płonna.
Bał się śmierci?
Nie widziałem, żeby się bał. Człowiek w tym wieku i po takich chorobach musi być pogodzony z tym, że trzeba odejść. Robił dobre wrażenie, zupełnie inne niż spodziewałem się po tym, co ludzie mówili. I w takim stylu sobie pogadaliśmy, jak koledzy studenci. Wracaliśmy do odległych czasów, gdy było nam dobrze i miło. I właśnie tak go zapamiętam - jako człowieka, z którym czułem się dobrze.
Józef Glemp (83 l.) ur. 18 grudnia 1929 r., zm. 23 stycznia 2013 r. Biskup, doktor praw. Metropolita gnieźnieński (1981-1992), arcybiskup metropolita warszawski (1981-2006), prymas Polski (1981-2009), przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski (1981-2004). Kawaler Orderu Orła Białego. Jeden z najbliższych współpracowników kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Podczas okupacji niemieckiej pracował jako robotnik przymusowy w niemieckim gospodarstwie rolnym. Po wojnie studiował w Gnieźnie i Rzymie (prawo kanoniczne). Uzyskał też tytuł adwokata Roty Rzymskiej. Po śmierci kard. Wyszyńskiego został prymasem Polski. Za jego rządów ratyfikowano konkordat. W styczniu 2012 roku zdiagnozowano u niego złośliwy nowotwór płuca. Zmarł w Warszawie.