Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każda wspólna chwila cenna jak skarb

Halina Gajda
Halina Gajda
fot.archiwum rodzinne
Konrad Małarzewski, nauczyciel z Szalowej, codziennie musi stawiać czoła nieuleczalnej chorobie. Sprzymierzeńcem w tej batalii jest żona Basia. Drobnej postaci kobieta wspiera go, jak tylko potrafi.

Gdy się poznali, wiedzieli, że są sobie pisani. Snuli plany o szczęśliwym wspólnym życiu. Choroba Konrada wszystko zmieniła. Barbara nauczyła się walczyć o każdą godzinę jego życia. Innego wyjścia nie ma. - Do szaleństwa doprowadza mnie, gdy słyszę: podziwiam, współczuję - mówi twardo 35-latka. - Co mi z podziwu. Na co współczucie. To nie doda zdrowia Konradowi - dodaje.

Podstępny zabójca z futryny drzwi
Mieszkają w Szalowej, niemal na końcu wsi. W skromnym domu jest niewielki pokój. Konrad akurat odpoczywa, zasypia na chwilę. Przenosimy się więc do kuchni. Basia Małarzewska, 35-latka niby się uśmiecha, ale za chwilę oczy jej już błyszczą. - Nie. Nie płaczę, bo co mi to da - wzdycha cicho.

Od ośmiu lat jest na pełnych obrotach. Jakby ktoś włożył jej bateryjkę, która nigdy się nie wyczerpuje. Zaczęło się w listopadzie 2008 roku. Konrad, jak co dzień, zbierał się rano do pracy. Nagle, najpierw zaczął tracić głos. Dźwięki grzęzły gdzieś w gardle i żadną miarą nie dawały się wypchnąć na zewnątrz. Potem stracił przytomność. Diagnoza: krwiak podtwardówkowy, przewlekły. Najgorszy z możliwych wariantów, bo to taki ukryty morderca.

- Nigdy nie był typem mężczyzny „zdrowy jak koń” - mówi Basia. - Jeszcze na studiach okazało się, że ma nowotwór trzeciej komory mózgu. Na szczęście udało się go zwalczyć chemio- i radioterapią, leczenie przynosiło coraz lepsze efekty. Skończył studia, zaczął przewód doktorski z ukochanej geologii na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Prowadził tam zajęcia ze studentami - wylicza 35-latka z Szalowej.

Potem zaczął pracę w ośrodku opiekuńczo-wychowawczym. Wydawało się, że nie ma się już czym martwić. Może tylko koniecznymi okresowymi badaniami. Skoro przez lata, nic się nie działo, to dlaczego choroba miałaby powrócić? - Był czerwiec 2008 r. Konrad uderzył się w głowę. Takie zwykłe puknięcie w zbyt niską futrynę. Nawet guza wielkiego nie było - opowiada żona Konrada.

Serce, które nie dawało się nijak uspokoić
Po uderzeniu, na wszelki wypadek, zrobili kontrolne badania. Nic się nie działo. Odetchnęli z ulgą. Aż do listopada i feralnego poranka. Wtedy otworzyła się puszka Pandory. Potem kolejne operacje neurochirurgiczne, kilkadziesiąt drobnych zabiegów, niezliczona ilość konsultacji, garści tabletek, tysiące zastrzyków, hektolitry kroplówek. Noce strachu, co przyniesie poranek i dni pełne nadziei, bo wskaźnik w jakimś badaniu się odrobinę poprawił. Połowiczne radości.

- Pojawił się prawostronny paraliż, potem padaczka lekooporna - wspomina. - Były dni, że Konrad miał do trzydziestu ataków, w tym kilku pełnych - dodaje.

Nie był potrzebny żaden bodziec, by wywołać konwulsje. Basia dzwoniła do zaprzyjaźnionych już lekarzy: ile środków uspokajających mogę jeszcze podać?. - Padaczka nie dawała się okiełznać. Coraz słabszy organizm, nie miał czasu, by się choć trochę zregenerować. Doszło do zapaści tak głębokiej, że odzyskiwał przytomność na kilka minut w ciągu doby - opowiada.

Konrad z zapaści wychodził półtora miesiąca. Za to pojawiła się kolejna „niespodzianka”. Migotanie przedsionków na tle padaczkowym. W zasadzie byłby potrzebny rozrusznik. Kardiolog powiedział wprost: to ostateczna ostateczność, bo potem w razie awarii np. baterii, będzie po nim. Pozostały jeszcze leki, po których czasem trudno wstać z łóżka. Konradowe serce trochę się uspokoiło.

Jak trzeba, to pomaga Konradowi stawiać kroki
Poznali się jeszcze na studiach, w Krakowie. Jak to bywa - kolega miał fajnego kolegę, jakaś impreza, potem ciasto, wspólne wycieczki. Basia niby na ucho zdradza mi: Konrad to był Don Juan - wysoki, bo ma prawie dwa metry wzrostu, lekko śniada karnacja, to niepowtarzalne spojrzenie, od którego w brzuchu robiły się motylki. Niejedna damska dusza próbowała wziąć go na celownik. Basia, sama, jak to mówią, z metra cięta, wchodziła mu pod pachę w najwyższych szpilkach.

- Spiknęliśmy się na czwartym roku. I tak zostało - wspomina. Teraz też szpilek nie unika, ale adidasy wygodniejsze, zwłaszcza gdy trzeba Konrada przeprowadzić. Kilka metrów jest jak maraton po górach w masce gazowej. Pomaga mu, czasem przestawiając wręcz nogę za nogą. - Daję radę, do tamtego słupa - pokazuje oddalony o rzut beretem.

Kupiła sobie „Internę”. Podręcznik dla studentów medycyny. Kilka książek o rehabilitacji. - Żeby lepiej zrozumieć, co się dzieje, żeby dowiedzieć się, jak bilansować płyny, czy nerki pracują, jak powinny - wylicza. - Nie szukam dodatkowych chorób, bo realnych mamy aż nadto - mówi smutno.

Solidarnie, zawsze w czapkach
Podczas operacji lekarze wycięli Konradowi część czaszki. Nie było innego sposobu, by dostać się do mózgu uszkodzonego przez krwiaka. Był w krytycznym stanie, nikt nie myślał o kosmetyce. Tak zostało. Konrad nosi więc czapkę, pod którą ukrywa dziurę w głowie wielką jak pięść. Niechętnie pokazuje. Czapka to taki parawan. Basia, dla solidarności, nosi taką samą.

- Nie liczę na cud. Tylko na jak najdłuższe utrzymanie go we względnej sprawności - mówi spokojnie. Ta względna sprawność ma konkretną cenę. Dzień pobytu w specjalistycznym ośrodku to pięćset złotych. Trzeba dojechać, często na drugi koniec Polski. - W jednej ręce kierownica, a drugiej zastrzyki przeciwzakrzepowe dla Konrada. Musi je brać, bo inaczej nie przetrwa podróży - mówi. Na turnusie nie ćwiczenia i masaże są najważniejsze, a cudowne urządzenie - lokomat. Konrad „wmontowany” w niego wygląda trochę jak robot z filmów fantastyczno-naukowych.

- Urządzenie wymusza prawidłowe odruchy chodzenia - tłumaczy. - Musi w tym ćwiczyć, choćby nie wiem, jak nie chciał, choćby nawet bolało. W przypadku Konrada stawy i kości zastaną się momentalnie. Jak się położy, to wystarczą dni, by pojawiły się odleżyny, odparzenia. A potem? Potem wystarczy drobna bakteria, malutki wirus. I będzie po Konradzie - wyszeptuje.

Do niedawna Konrad twierdził, że są bardziej chorzy od niego i to oni potrzebują pomocy. Radzili sobie więc, jak mogli sami. Doszli jednak do ściany. Finansowej. Barbara jest zdeterminowana w szukaniu pieniędzy. Zapisali się do warszawskiej fundacji Avalon, która zajmuje się dorosłymi niepełnosprawnymi. Chcę go mieć przy sobie jak najdłużej, bez względu na koszty, uciążliwości. Po ślubie nie mieli zbyt wiele czasu, by się sobą nacieszyć. Wszystko przez tę koszmarną chorobę.

Każdy wspólny dzień to ich wspólne święto
Rozmawiamy, gdy rozlega się dźwięk dzwonka. Basia staje na równe nogi. To Konrad. Mają swój system sygnalizacyjny - gdy coś mu potrzeba, a jej akurat nie ma obok, naciska mały guziczek w pilocie. Wie, że może na nią liczyć. - Sprawdzę, co się dzieje - mówi szybko i wychodzi.

Kobieta wraca. Uspokojona. Uśmiecha się. Chyba po raz pierwszy szczerze. - Obudził się i nudzi mu się samemu. Wie, że pani jest, bo mu wcześniej mówiłam. Pójdziemy do niego? - pyta.

Pokój Konrada jest niewielki, ale przytulny. Z miękką wykładziną, mnóstwem książek. Telewizorem, komputerem. Basia pomaga mężowi usadowić się wygodnie na wersalce, okrywa kocem. Sama siada blisko, głaszcze go po głowie z czułością, opiera się o ramię. Przytrzymuje kubek z sokiem. - No Konrad, musisz to wypić - mówi do niego trochę zadziornie. - Bilans płynów ma nam się zgadzać - dodaje z czułością w głosie. On bierze jej dłoń, przytula do policzka. Całuje. Odwracam głowę, by dać im chwilę dla siebie.

Chcesz pomóc Konradowi? Nic prostszego. Wystarczy wpłacić dowolną kwotę:
Fundacja AVALON - Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym
nr konta 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
Koniecznie z dopiskiem: Małarzewski, 5046
Można również wysłać SMS na numer 75 165 o treści POMOC 5046
Koszt - 6,15 zł.
Ważny jest każdy SMS, każda wpłata.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska