Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największa czyścioszka w regionie

Lech Klimek
Lech Klimek
Lech Klimek
W domowej kuchni Wiktorii Muchy z Szalowej powstają ręcznie wykonywane kolorowe mydełka. Dziewczyna chce udowodnić, że w Beskidzie można żyć i pracować, trzeba tylko mieć pomysł.

Gdy pierwszy raz zabrała się za robienie mydła, próba zakończyła się... wybuchem! - Garnek ustawiony na kuchence zaczął się dramatycznie szybko wypełniać pieniącą się substancją. By ratować kuchnię, szybko wyniosłam go do łazienki i wpakowałam do wanny - opowiada rozbawiona Wiktoria Mucha,zielarka z Szalowej. - Długo patrzyłam na bąbelki, które ją wypełniały.

Z małego miasta do maleńkiej wsi

Ta pierwsza nieudana próba stworzenia własnego mydła nie zniechęciła Wiktorii. Powoli, metodą prób i błędów, zaczęła opanowywać technikę produkcji. Z czasem doszła w tym do perfekcji. Teraz nikt w jej rodzinie nie kupuje już mydeł w sklepie. Wszyscy korzystają z jej wyrobów.

- Urodziłam się w mieście, ale od kiedy pamiętam, kochałam wieś - z szelmowskim uśmiechem mówi Wiktoria Mucha, dziewczyna, która z niewielkich Gorlic przeniosła się do jeszcze mniejszej wsi. - Tu znalazłam ten wspaniały smak dzieciństwa, który pamiętam z domu babci.

Po maturze Wiktoria szukała swojej drogi. Pierwszy krok zrobiła w stronę medycyny. Zaczęła naukę w policealnym studium. Potem była germanistyka i pedagogika. Ale w końcu uświadomiła sobie, że nauczanie innych nie jest jej powołaniem.

- Po tych poszukiwaniach nagle dotarło do mnie, że przecież wieś i to, co z nią związane, zawsze mnie pociągało - opowiada. - Wybrałam Uniwersytet Rolniczy w Krakowie, wydział ogrodnictwa i specjalizację rośliny lecznicze i prozdrowotne. To był strzał w dziesiątkę.

Zajęcia, na których omawiano zalety ziół i ich zastosowanie, podsunęły Wiktorii pomysł na praktyczne wykorzystanie tej wiedzy. Zaczęła robić mydła zawierające ekstrakty z ziół gorlickich łąk i lasów.

Kosmetyki z drogerii nie są dla niej

- Nigdy nie fascynowały mnie kosmetyki z topowych linii dostępne w sklepach - opowiada. - Te naturalne, wytwarzane przez małe, często prawie amatorskie firmy, wydawały mi się znacznie bardziej skuteczne i sensowne.

Takie też są mydła, jakie robi szalowska mydlarka. - Początki to oczywiście szukanie optymalnych receptur - relacjonuje. - Długo, głównie w internecie, poznawałam sposoby i metody ręcznego wytwarzania mydła. Wszystko, czego się dowiedziałam, musiałam sprawdzić najpierw na sobie - tłumaczy.

Kilka lat doświadczenia zaowocowało wypracowaniem własnych niepowtarzalnych i sprawdzonych receptur. Pracownia, w której tworzy Wiktoria, mieści się w jej kuchni. Na tej samej kuchence, na której gotuje posiłki, powstają również jej mydła.

Zamiast pomidorowej - mydło z lawendy

- Już wiele razy zdarzyło się, że mąż po powrocie z pracy patrzył na mnie ze smutkiem, bo zamiast zapachu zupy w domu unosił się równie atrakcyjny zapach... ziołowego mydła - opowiada z uśmiechem Wiktoria.

Wszystkie mydła, jakie robi Wiktoria, są bardzo dokładnie testowane. - Najpierw próbuję na sobie, ale moją wierną grupą testową jest mąż i siostra - zresztą bliźniaczka, rodzina oraz przyjaciele - stwierdza, z trudem utrzymując powagę. Jedno jest pewne: żaden człowiek nie ucierpiał w czasie testów. Mydła są tylko z naturalnych składników.

Naturalne oleje i zioła z przydomowego ogrodu

- Podstawa to najczęściej olej kokosowy, oliwa z oliwek i masło shea - opowiada. - Do tego dochodzą najprzeróżniejsze dodatki, zioła, składniki mineralne czy naturalne olejki eteryczne.

Zioła, jakie trafiają do mydeł, rosną na polu tuż za domem. To, czego nie ma Wiktoria, szuka u producentów w najbliższej okolicy. - Mam kilka już dobrze przetestowanych receptur, takich z nagietkiem czy lawendą. Moja duma to mydło z lnem - relacjonuje. - Ciągle tworzę nowe. Kto się nie rozwija, ten się cofa - tłumaczy.

Mydło z lubczykiem nie wystarczy

Kolejną dumą Wiktorii są mydła peelingowe, takie z makiem lub płatkami owsianymi. Do mydła można włożyć w zasadzie wyciąg z każdej rośliny, z każdego zioła. Nie trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy mydlarka jest też rzucającą uroki guślarką. Gdy pytam o to, Wiktoria się zamyśla, jej wzrok pada na zdjęcie męża, Kamila. - Myślałam kiedyś, żeby stworzyć mydełko z wyciągiem z lubczyku - opowiada Wiktoria. - Takie na wszelki wypadek, żeby mieć pewność, że Kamil będzie mnie zawsze kochał. Zrezygnowałam jednak z tego planu, bo przecież przy takich urokach trzeba patrzeć w oczy, więc musiałabym sama go mydlić, a on by mógł coś podejrzewać - dodaje puszczając oko.

Ręczna robota, ale już nie w domowej kuchni

Mydlarnia w kuchni była wystarczająca na początek. - Nie ma co kombinować - stanowczo mówi mydlarką. - Zaczęłam już przeszkadzać domownikom tym mydleniem w kuchni. Chcę zostać w Beskidzie Niskim i takimi inicjatywami pokazać, że teren się rozwija, można tu żyć i pracować - dodaje.

Obok domu Wiktorii i Kamila stoją budynki gospodarcze, jak to na wsi. To właśnie w nich Wiktoria chce umieścić swoją już bardziej profesjonalną mydlarnię, choć oczywiście tylko z nazwy, bo to będzie nadal ręczna robota.

- Trzeba wyremontować pomieszczenie, gdzie stanie pracownia mydlarska z prawdziwego zdarzenia i gdzie będą tworzyły się cuda powstałe z natury - opowiada. - Mam nadzieję, że wszystko się uda, że wyremontuję pomieszczenia i będziemy mogły z moją przyjaciółką Asią zacząć już takie poważne mydlenie - stwierdza.

Chciałyby kupić też specjalną strunową krajalnicę, tak by mydełka były równiutkie. - Bo teraz może są atrakcyjne, ale moje ręce nie są tak silne, by każdą kosteczkę kroić nożem - kończy Wiktoria.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska