Stodoła naprawdę była niegdyś stodołą. Taką prawdziwą, ze wszystkimi rolniczymi przydaśkami. A w toku przeobrażeń stała się browarem. Właśnie takim małym, rodzinnym. Damian Kuc twórca i pomysłodawca przedsięwzięcia przekornie odpowiada, że nie uruchomił piekarni, bo w Libuszy już takie są, więc uznał, że trzeba się zmierzyć z czymś innym. Poza tym, przed laty prowadził grupę średniowiecznych rekonstruktorów. Wiadomo – rycerze, giermkowie, damy…
- Któregoś dnia przyszło mi do głowy, że rycerz powinien od czasu do czasu mieć szansę na wypicie dobrego piwa – wspomina z uśmiechem.
Beskid Gorlicki i inkubator przedsiębiorczości
Pewnie wtedy nie przewidział, że słowa będą w pewnym sensie prorocze. Kilka lat później bowiem zajął się restauratorstwem, a myśl, by mieć dobre piwo, zakiełkowała na nowo. Może nie w średniowiecznym wydaniu, a bardziej współczesnym i przede wszystkim takim, by smakowało gościom. Niemal równocześnie pojawiała się szansa na finansową pomoc w realizacji przedsięwzięcia, a mianowicie Lokalna Grupa Działania Beskid Gorlicki dostała pieniądze na uruchomienie lokalnych inkubatorów przedsiębiorczości. W świat poszły ogłoszenia, że poszukiwani są chętni do działania. Pieniądze leżały na stole, a chętnych długo nie było.- W końcu poza mną, nie zgłosił się nikt – wspomina Damian.
Przyznaje też, że gdy poszedł do LGD ze swoim pomysłem, zaskoczył absolutnie wszystkich. Bardziej bowiem spodziewali się rolnika, który będzie chciał wyrabiać na przykład sery, niż browarnika. Na dodatek bez doświadczenia.
- Pytanie do mnie było tylko jedno, a mianowicie, czy na pewno wiem, na co się porywam i czy sobie z tym poradzę – opowiada. - Oczywiście z całą pewnością siebie odpowiedziałem, że doskonale nad wszystkim panuję, a biznes jest przemyślany - dodaje
W głowie zaś tłukła się jedna myśl: wycofać się już nie wypada, o wtopie też nie ma mowy.
Wypić, co browarnik nawarzy
W ruch poszły wszelkie branżowe portale internetowe, książki i inne źródła, które mogły wnieść, jak najwięcej wiadomości o technologii produkcji piwa. Damian od razu uznał, że nie będzie się rozdrabniał. Żadnych próbek, małych ilości. Na zasadzie: żyje się raz, uda się, albo…
- Albo będziemy pić sami, co uwarzymy – śmieje się.
Przy wypływaniu na szerokie wody, niemal od razu zderzył się z górą lodową. Nie taką dużą, by od razu się utopić, ale musiał szukać kół ratunkowych. W czym rzecz? Otóż z racji różnych zawirowań, gdy produkcja już ruszyła, został z nią sam. O czym człowiek myśli, gdy ma tanki pełne czegoś, co jest dopiero zaczątkiem piwa, a już kosztowało niemało? Odpowiedź jest prosta i oczywista: szuka rozwiązania, żeby urobku nie zmarnować. W ruch poszedł więc telefon.
- Do innych, którzy na browarnictwie zjedli zęby. Otwarcie pytałem, co dalej robić z tym, co mam w zbiornikach – opowiada. - O dziwo, nikt specjalnie mnie nie zbył, co mógł podpowiedzieć, to podpowiedział – dodaje.
Tak Browar Stodoła zaistniał po raz pierwszy
Pierwszą produkcję udało się więc uratować. I nawet nieźle smakowała. Później zaczęły się już bardziej świadome eksperymenty. Przede wszystkim z dodatkami, słodami, stylami piwnymi. Damian nie ma receptury w głowie. Jest trochę, jak gospodyni, która szuka smaków: a to sypnie jałowca, a to koperku, grejpfruta dołoży, ananasem albo i karmelem smak podbije. I kosztuje na zmianę z żoną. Ingrediencje zmieniają się dopóty, dopóki oboje nie uznają, że jest, jak chcieli.
- Nie, nie upijamy się przy tym – zastrzega z powagą.
Dolna i górna filtracja, czyli dwie piwne rodziny
Trzeba też wiedzieć, że piwa kwalifikujemy do dwóch dużych rodzin, a mianowicie napitków górnej lub dolnej fermentacji. O przynależności do którejś ze wspomnianych decyduje między innymi aromat, smak, ilość użytego chmielu, rodzaj użytego słodu, intensywność goryczki, a nawet rodzaj wody. Oczywiście to tylko bardzo obrazowy przykład, bo w praktyce browar jest trochę, jak laboratorium czarnoksiężnika. Czegoś jednego trzeba dosypać, innego ująć, dolać, podgrzać, wystudzić. No i trzeba mieć oczy dookoła głowy i nos wyczulony na najbardziej subtelne zmiany w zapachu. Przekonał się o tym, gdy postanowił wyprodukować piwo bezalkoholowe.
- I przesadziłem z chmielem – przyznaje. - Dla mnie było nie do przyjęcia, ale dla praktykanta, którego wówczas u siebie miałem, było doskonałe. Gdy ja zastanawiałem się co z tym fantem zrobić, on był zachwycony i gotów je wręcz wypić – dodaje ze śmiechem.
Piwo z Perłą i współpraca z miejscowymi rolnikami
A jak to jest produkować piwo w Gorlickiem? Ano tak, że w zasadzie poza słodem, który trzeba sprowadzić, dodatki typu kukurydza, gryka, maliny czy miód pochodzą od miejscowych rolników. Ci sami odbierają ze Stodoły młóto browarniane, które stanowi odpad, ale jest doskonałą paszą dla zwierząt. Choć konkurencji nie ma, to gruszek w popiele nie zasypia. W tej chwili warzy w 13 stylach piwnych, a w planach ma kolejne. Libuski napitek został właśnie doceniony podczas gali konkursu Nasze Kulinarne Dziedzictwo – Smaki Regionów, który odbył się na Międzynarodowych Targach Poznańskich, a podczas którego przyznane zostały nagrody Perła 2024.
- Spośród pięciu laureatów z Małopolski nasze Piwo Pogórzańskie otrzymało nagrodę jako najlepszy polski regionalny produkt żywnościowy. Degustatorom bardzo przypadł do gustu jego korzenno-ziołowy smak z domieszką cytrusów i solidną porcją goryczki – chwali się.
- Grzybowe sposoby na miłość, czyraki oraz wrzody. I na pełen koszyk też
- Smaczna Małopolska. Poza preclami i oscypkami ma ogrom innych genialnych produktów
- Będą czyścić ściany cerkwi UNESCO w Kwiatoniu. Później zamontują system FOG
- Kolej podpisała umowę na zaprojektowanie łącznicy pomiędzy Gorlicami a Zagórzanami