- Kraków jest przyjazny pszczołom?
- Pszczoły rozwijają się najlepiej na terenach, gdzie rośnie dużo roślin miododajnych. Dlatego korzystne jest obsadzanie - i to się u nas dzieje - np. ekranów akustycznych, ścian budynków wiciokrzewem, którego kwiaty stanowią bazę pokarmową dla pszczół. Dobrze też, że pewne fragmenty zieleni przyulicznej w Krakowie zaczynają się zamieniać w łąki kwietne. Szkoda jednak, że nie są dobierane do wysiania na nich rośliny miododajne. Nie słyszałem, żeby siano facelię czy gorczycę, które są najlepsze dla pszczół, a których kwiaty również są przyjazne dla oka.
- A jeśli chodzi o przestrzeń - nasze miasto to dobre miejsce do życia dla pszczół?
- Mamy dużo zespołów zieleni i, moim zdaniem, jeżeli mówimy, że miasto powinno promować gospodarkę pszczelarską, to właśnie na ich wykorzystanie należałoby położyć nacisk.
- Na przykład?
- W moim przekonaniu na Plantach powinien być zorganizowany ogródek poświęcony pszczołom. Pełniłby dodatkowo rolę edukacyjną dla dzieci. Również na Łąkach Nowohuckich, w Ogrodzie Botanicznym czy przy zoo jest na to odpowiednie miejsce.
- Tymczasem miejska Pasieka Kraków umieszcza ule na dachach urzędowych budynków...
- Pasieki lokalizowane na dachu mogą wywołać przykre konsekwencje dla pszczół. Pszczoła musi lecieć na górę około 15-20 metrów, a więc wykonać spory wysiłek. Pokryty papą nagrzany dach jest dla niej jak dla nas piasek nad morzem w środku lata, po którym nie przejdziemy gołą stopą, bo parzy. Papa nagrzewa się do kilkudziesięciu stopni i w momencie, gdy pszczoła nie trafi do wlotka (wejścia do ula), bo jest obciążona pokarmem, który niesie, spada na dach i ginie.
- Urząd męczy pszczoły?
- Urząd prowadzi bardzo dobrą działalność promującą pszczoły. Ale można by ustawić ule na dachach zielonych albo przynajmniej przykryć dach matą imitującą trawę, która nie będzie się nagrzewać.
- Pszczoły znane są z dokładności, precyzji, dobrego wykorzystania przestrzeni, którą zajmują. Czy ci, którzy urządzają miasta, powinni je podglądać?
- W swojej społeczności wypracowały np. taki model rozwiązań, że w ulu nie rozwijają się żadne bakterie. To jest coś niesamowitego: ul jest antyseptyczny! U pszczół wszystko jest dobrze zorganizowane. Również komunikacja. Budując komórki plastra miodu nie zabudowują całej ramki, którą mają do dyspozycji. Pozostawiają sobie przejścia, żeby łatwiej było się dostać do komórki z pokarmem.
- Co Pan sam przenosi z kontaktu z pszczołami do swojej pracy architekta i planisty?
- Cierpliwość i przekonanie, że konieczne są konsultacje.
- Konsultacje? W ulu nie ma dyktatury królowej?
- Chodzi o to, że w ulu wszystko jest podporządkowane całej społeczności. A nie - jak to jest u ludzi - interesowi poszczególnej jednostki. Podczas przygotowania planów miejscowych należy wszystkie rozwiązania konsultować z mieszkańcami, wyjaśniać zapisy planów i ich znaczenie w praktyce, edukować. Więcej: moim zdaniem przy decyzjach dotyczących ważnych inwestycji wpływających na jakość życia mieszkańców powinno się sięgać po takie narzędzie jak referendum.
- Mamy w Krakowie ostatnio permanentną awanturę o przestrzeń, m.in. o betonowanie każdego wolnego skrawka w centrum. Jak by Pan temu zaradził?
- Zaproponowałbym, żeby na obszarze zabytkowym oraz zrealizowanej zabudowy mieszkalno-usługowej prowadzić inwestycje tylko na zasadzie wymiany substancji na nową, a istniejącą zieleń pozostawić nienaruszoną. I właśnie urządziłbym referendum, w którym mieszkańcy wypowiedzieliby się, jakiej chcą polityki przestrzennej dla istniejącej już zabudowy. To oni powinni decydować, a wyniki referendum stanowiłyby kanwę do dalszych działań planistów.
- Skoro kręcimy się wokół przyrody: do jakiego zwierzęcia przyrównałby Pan deweloperów?
- Do ptaka.
- ?
- W przyrodzie występuje różnorodność. Jednych można porównać do sępów, którzy np. zrealizowali osiedle Avia na Czyżynach, ale na szczęście większość krakowskich deweloperów zaczyna rozumieć potrzeby przyszłych użytkowników inwestycji.
- Krakowianie będą uciekać z opanowanego przez deweloperów miasta?
- Pszczoły, jeśli jest im za ciasno, wyprowadzają się z ula, tworząc nową rodzinę, budując mateczniki, ale w przypadku Krakowa nam to nie grozi. W mieście mamy wysoką jakość życia, coraz więcej dobrze wyposażonych terenów do rekreacji, dobrych przykładów architektury. Krakowianie stają się coraz bardziej wybredni i dlatego sępy będą musiały opuścić nasze miasto.
- Jest Pan góralem z Krościenka, w Krakowie na prawie hektarze terenu nad Białuchą hoduje Pan pszczoły, jak też zajmuje się od lat uratowanymi sarenkami. Tęskni Pan za naturą w mieście?
- Oczywiście. Uważam, że dzikim zwierzętom powinno się oddać tereny wzdłuż rzek, z wyjątkiem odcinka Wisły w centrum, który powinien przede wszystkim służyć mieszkańcom dla spacerów i rekreacji.
- Pana żona, wiceprezydent Krakowa, zaproponowała stworzenie planu miejscowego obejmującego i chroniącego tereny zielone w całym mieście. Miał Pan z tym coś wspólnego?
- Nie zaprzeczam.
- Pszczelarze w mieście mają jakieś obowiązki?
- Mamy różne obowiązki, np. uświadamianie mieszkańców o ogromnym znaczeniu pszczół dla przyrody i człowieka, a także „techniczne” - zbieranie rojów pszczelich, które opuściły ule.
- Gdzie w Krakowie można kupić dobry miód?
- Do niedzieli trwa Krakowskie Miodobranie na placu Wolnica. Najlepiej tam się wybrać, kupić miód i porozmawiać z pszczelarzami. Zapraszam.
Rozmawiała Małgorzata Mrowiec