Trener, którego kilka miesięcy temu nie znał u nas absolutnie nikt, a informacji na jego temat skąpił też internet, wbrew zdrowemu rozsądkowi stał się fachowcem skrojonym na miarę obecnych sportowych potrzeb Wisły i wyzwań, które oferuje polska ekstraklasa. Zostaje pytanie, o czym to świadczy: dobrze o Ramirezie czy raczej źle o poziomie naszego ligowego futbolu.
Pewne jest jedno: królik z kapelusza wyciągnięty przez Manuela Junco - forsując tę kandydaturę wiceprezes Wisły też sporo ryzykował - sam okazał się dość zręcznym prestidigitatorem.
Wśród polskich, ma się rozumieć, iluzjonistów. Z rozbitych kawałków wyczarował lepszą, znośną wersję Wisły, wciąż bardzo dalekie echo dawnej potęgi, ale już nie dające sobą pomiatać. Trzecioligowy szkoleniowiec z Hiszpanii, nierozpoznawalny nawet w ojczyźnie, bez trudu odnalazł się na wyższym, rzekomo, poziomie.
Zawodnicy chwalą jego warsztat, charyzmę. Ma wyniki. Wielki, nieodkryty trenerski talent? Hm, a może to my jesteśmy hiszpańską trzecią ligą, opakowaną jedynie w sreberko, polerowane co tydzień w C+?
„Kiko w Wiśle jest więc trochę jak właściciel kiosku Ruchu, który ma uratować przed bankructwem Almę” - przyznaję się do autorstwa, też byłem niedowiarkiem, ale chyba oparłem się na błędnych założeniach. Bo jednak, brnąc dalej w to porównanie, Wisła to nie duża sieć sklepów tylko jeden osiedlowy spożywczak, a całą polską ekstraklasę należałoby uznać za franczyzę monopolowych otwartych 24/24.
Umówmy się bowiem, że liga, w której za alfę i omegę, lokalnego Pepa Guardiolę i największą trenerską nadzieję uchodzi Jacek Magiera, nie stawia przed szkoleniowcami wygórowanych wymagań. Przypadek Ramireza - nic Hiszpanowi nie ujmując - może być dla tej tezy argumentem koronnym.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska#TOPSportowy24
- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU