- Już kilkakrotnie spotkałam się z odmowną decyzją Urzędu Miasta Bochni. Urzędnicy tłumaczą, że przecież mam gdzie mieszkać, twierdzą, że to mieszkanie i tak jest duże. Zasłaniają się także faktem, że brakuje mi stałego zameldowania - wyjaśnia pani Lucyna.
Dwoje ludzi radzi sobie więc jak może, choć nie jest im łatwo. W pomieszczeniu, które zajmują, nie ma wody bieżącej ani kanalizacji. - Dziennie na gotowanie i mycie zużywamy około trzech, czterech pięciolitrowych baniek - mówi pani Lucyna. Przynosimy wodę od sąsiada - dodaje.
Jej brak jest niewątpliwie dużym problemem. Sprawę komplikuje fakt, że partner pani Lucyny ma chore nerki, jest więc co dwa dni dializowany. - Co drugi dzień przyjeżdża pogotowie i zabiera mnie na dializę do brzeskiego szpitala - mówi pan Mieczysław i pokazuje ręce, na których pozostały ślady od ciągłych wkłuć. Mężczyzna od pięciu lat czeka na przeszczep. W chwili obecnej jedynym rozwiązaniem, który pozwala mu na funkcjonowanie są częste dializy.
- Zdarza się, że nie wykupuję lekarstw, bo najzwyczajniej w życiu brakuje mi na nie środków. Mając pięćset złotych miesięcznie i receptę, której wykupienie to koszt około 220 złotych, muszę się długo zastanawiać na co przeznaczyć te pieniądze - tłumaczy.
Ze względu na chorobę mężczyzna nie jest w stanie podjąć pracy, która pozwoliłaby zwiększyć domowy budżet, a także wynająć mieszkanie o lepszym standardzie. A lokal, który zajmują, jest źródłem wielu problemów. Nie chodzi wyłącznie o brak wody, ale także o warunki panujące wewnątrz. Wilgoć i unoszący się w mieszkaniu zapach stęchlizny oraz panująca duchota powodują, że mieszkanie nie spełnia podstawowych potrzeb człowieka. Pani Lucyna i jej partner zgodnie przyznają, że nie mają dużych wymagań. Kobieta marzy o wodzie, której nie będzie musiała każdego dnia przynosić do domu.
- Nie mamy dużych potrzeb. Jedyne czego chcemy, to żeby ten koszmar się już skończył. Marzę, żeby mieć kuchnię, łazienkę i bieżącą wodę w kranie - zwierza się pani Lucyna
Urzędnicy z bocheńskiego magistratu przekonują, że uzyskanie lokalu socjalnego wymaga spełnienia trzech warunków. Osoba ubiegająca się o takie lokum musi przynajmniej przez pięć lat posiadać stałe zameldowanie na terenie miasta. A tego pani Lucynie właśnie brakuje. Pod uwagę brany jest również dochód przypadający na osobę w gospodarstwie domowym oraz metraż zajmowanego mieszkania, który nie może przekraczać 5 m2 na osobę.
- Pani Tokarz wynajmuje mieszkanie. W chwili obecnej jesteśmy w stanie zaoferować jej pomoc w postaci dodatku mieszkaniowego, z którego pani Lucyna już korzysta, oraz dodatku energetycznego, o jaki może się ubiegać - wyjaśnia Przemysław Babicz z Urzędu Miasta w Bochni.
W Bochni na przyznanie lokalu socjalnego czeka około 50 rodzin, które nierzadko mieszkają w równie trudnych warunkach, co bohaterowie tej historii. Urzędnicy obiecali, że gdy tylko pani Lucyna złoży nowy wniosek, dokładniej przyjrzą się tej sprawie.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+