- Wszyscy bardzo się zaangażowali w poszukiwania. W okolicy to temat numer jeden. Wszyscy starają się nam pomóc - opowiada Mirosław Witczak, ojciec zaginionej Olgi, który od ponad tygodnia szuka na Słowacji swojej córki i jej chłopaka.
Przedwczoraj pojawił się nowy świadek, który stanowczo twierdzi, że widział ich na szlaku we wtorek, 25 listopada (cztery dni po ich wyjeździe z Krakowa).
- To bardzo poważany przez lokalną społeczność człowiek - tłumaczy Witczak. - Ma 70 lat i nazywa się Hossa. Jest bardzo wiarygodny, bo 15 lat pracował w tych lasach i do tej pory codziennie po nich chodzi. Wierzymy mu - zapewnia ojciec Olgi.
Olga z Kubą byli widziani przez Hossę we wtorek ok. godz. 15, gdy wchodzili na zielony szlak prowadzący z Cingowa do Kosiarnego Briezoka. Mężczyzna pamieta, że przywitali się z nim po polsku
i bez namysłu skręcili w leśną scieżkę.
Hossa chciał im zwrócić uwagę, że już późno i mogą nie zdążyć wyjść z lasu przed zmrokiem.
Ojcowie zaginionych studentów są dobrej myśli. - Współpracuje z nami starosta i szef lokalnej społeczności romskiej, niejaki Wajda - wyjaśnia Witczak.
Ogłoszenia o Kubie i Oldze są we wszystkich sklepach, wszędzie porozlepiane są ich zdjęcia. Księża apelują z ambon o pomoc w poszukiwaniach.
Wczoraj pojawiły się informacje, że para była widziana na południu Słowackiego Raju.
- Podobno ktoś ich widział w miejscowości Dedinky, u wylotu szlaków turystycznych - wyjaśnia Mirosław Witczak. - Musimy to jeszcze potwierdzić i dowiedzieć się, kiedy to było - dodaje.
Wszystko wskazuje na to, że rodzice od początku szukali swoich dzieci w dobrym miejscu. Potwierdza to fakt, że wczoraj słowacka Horska Służba ponownie rozpoczęła przeszukiwanie Słowackiego Raju.