Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komitet organizacyjny igrzysk europejskich... odcina się od organizacji zawodów na Stadionie Śląskim. Kuriozalne wpadki w Chorzowie

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Drużynowe mistrzostwa Europy w lekkoatletyce odbyły się na Stadionie Śląskim w Chorzowie
Drużynowe mistrzostwa Europy w lekkoatletyce odbyły się na Stadionie Śląskim w Chorzowie Lucyna Nenow / Polska Press
"W związku z doniesieniami dotyczącymi wydarzeń odbiegających od norm podczas Drużynowych Mistrzostw Europy, które zwróciły uwagę zarówno sportowców, kibiców, jak i mediów, poprosiliśmy organizatorów zawodów lekkoatletycznych o wyjaśnienia i zajęcie stanowiska odnośnie zaistniałych sytuacji" - napisał w rozesłanym do mediów oświadczeniu Marcin Nowak, prezes komitetu organizacyjnego Igrzyska Europejskie Kraków-Małopolska 2023. Sytuacja jest zdumiewająca.

Oto bowiem komitet organizacyjny Igrzysk Europejskich 2023 dzień po zakończeniu zawodów na Stadionie Śląskim... odcina się od ich organizacji i żąda wyjaśnień od Europejskiej Federacji Lekkiej Atletyki i spółki Stadion Śląski.

"Pragniemy podkreślić, że Drużynowe Mistrzostwa Europy zostały rozegrane w ramach programu Igrzysk Europejskich Kraków-Małopolska 2023, ale komitet organizacyjny nie odpowiadał za ich organizację. Właściwymi organizatorami DME w Chorzowie była Europejska Federacja Lekkiej Atletyki oraz Stadion Śląski" - napisał prezes Marcin Nowak w oświadczeniu.

Skąd taka reakcja? Prezes Marcin Nowak poprosił organizatorów DME o wyjaśnienia i zajęcie stanowiska odnośnie "zaistniałych sytuacji", ale w swoim oświadczeniu nie sprecyzował, o jakie konkretnie sytuacje chodzi. Można się więc tego tylko domyślać, śledząc ostatnie doniesienia medialne ze Stadionu Śląskiego.

Zacznijmy od tego, że część zawodników w ogóle nie wiedziała, że zawody, w których biorą udział, są zaliczane do klasyfikacji medalowej igrzysk europejskich. Byli przekonani, że startują jedynie w Drużynowych Mistrzostwach Europy, walcząc o punkty dla swoich narodowych reprezentacji.

Jak się okazało, regulamin przyznawania medali igrzysk europejskich w lekkoatletyce stanowił, iż walczono o nie bez względu na przynależność do dywizji. A na Stadionie Śląskim rozgrywano w ciągu kilku dni zawody w trzech dywizjach. I w danej konkurencji liczyły się nie tylko wyniki z finałów danego dnia, ale również z innych. Co oznacza, że o medale przedstawiciele tej samej konkurencji rywalizowali w różnych warunkach atmosferycznych i klimatycznych.

Najwięcej nieporozumień wywołało przyznanie medali w biegach długich, w których trudno porównywać różne starty z tego względu, iż duże znaczenie ma w nich taktyka i sposób rozegrania biegu. Mówiąc wprost - w finale rozegranym o medale DME w pierwszej dywizji czas pierwszych zawodników na mecie mógł być słabszy niż uczestników biegu rozegranego kilka dni wcześniej w dywizji drugiej lub trzeciej. W tej sytuacji medal mógł zdobyć ktoś, kto wpadając na metę, nie miał o tym pojęcia, bo przyznano mu trofeum dopiero kilka dni później. A jednocześnie zwycięzca finałowego biegu najwyższej kategorii Drużynowych Mistrzostw Europy mógł zgodnie z tym regulaminem - jeśli miał słabszy czas - w ogóle nie zdobyć medalu igrzysk europejskich.

W takiej właśnie kuriozalnej sytuacji znalazła się Alicja Konieczek, która w niedzielę była najszybsza w biegu na 3000 m z przeszkodami i wywalczyła pierwsze miejsce dla naszej drużyny w DME. Rzecz w tym, że osiągnięty przez nią czas dał jej zaledwie piątą pozycję w igrzyskach europejskich, bo szybsze od niej były aż cztery biegaczki z drugiej i trzeciej dywizji, które startowały kilka dni wcześniej.

Norbert Kobielski: Poczekam, aż medal przyjdzie pocztą

Kolejna kwestia wiąże się z opisaną powyżej sytuacją - otóż na Stadionie Śląskim w ogóle nie wręczano medali igrzysk europejskich. Zawodników poinformowano jedynie, że mogą je sobie odebrać w Krakowie, albo dostaną je pocztą. Niektórzy tak zorganizowane zawody w lekkoatletyce nazwali igrzyskami... korespondencyjnymi (a najbardziej złośliwi - kopertowymi).

Wśród osób, które głośno komentowały te dziwne zasady, byli także, a może przede wszystkim sami sportowcy, w tym również polscy. Dużo emocji wywołał na przykład konkurs skoku wzwyż. Norbert Kobielski startował wraz z 15 innymi skoczkami w niedzielę w pierwszej dywizji. Kilka dni wcześniej skakali zawodnicy z drugiej i trzeciej dywizji, z których trzech uzyskało wysokość 2.24 cm.

Dziwna sytuacja. Nie może tak być, że im do czołowych miejsc wystarczało 2.24 cm, a my nie mogliśmy osiągnąć takiego rezultatu, tylko musieliśmy skakać 2 cm wyżej. Ostatecznie udało się, czterech z nas zaliczyło 2.26 cm, nie zostawiliśmy złudzeń, że jesteśmy lepsi, ale to było kuriozalne. To delikatna patologia – komentował na łamach "Przeglądu Sportowego" Norbert Kobielski.

Gdy go zapytano, czy pojedzie z Chorzowa po medal, odparł: - Nie pojadę do Krakowa, chyba poczekam, aż medal przyjdzie pocztą. Tak jak większość zawodników.

A mistrz olimpijski z Tokio w rzucie młotem Wojciech Nowicki dodał ironicznie po zwycięstwie na Stadionie Śląskim: - Nie wiedziałem, że dostanę medal. Zdalnie w Krakowie? To na pewno odbiorę (cytat za "PS").

Dodajmy, że organizatorzy igrzysk europejskich w ogóle nie informowali, że w jakimkolwiek miejscu w Krakowie planują publiczne wręczanie medali dla lekkoatletów. Nie został też podany żaden termin.

Klaudia Kardasz: Zostałam oszukana

Inną wpadką organizatorów było ponawianie rozpoczęcia rywalizacji w konkursie pchnięcia kulą kobiet w związku z rozkalibrowaniem aparatury. Klaudia Kardasz nie kryła wściekłości.

Zawody zostały przerwane, gdy okazało się, że pomiary z pierwszej serii konkursowej były źle mierzone. Aparatura pokazała, że Klaudia Kardasz uzyskała 18,56 m, mimo że kula wylądowała przed 18. metrem. Wyniki anulowano i konkurs rozpoczął się jeszcze raz. Ostatecznie Polka zajęła 5. miejsce. - Zostałam oszukana - powiedziała zawodniczka cytowana przez portal Interia.pl.

Kolejna gafa: "Kto nie skacze, ten garbusem za Juventusem"

Jakby mało było wpadek, podczas ceremonii rozdania medali DME na Stadionie Śląskim organizatorzy odtworzyli piosenkę zespołu Ricchi e Poveri Sarà perché ti amo. Nie była to jednak wersja oryginalna, lecz stadionowa... parodia wymierzona w kibiców Juventusu Turyn. Zawierała ona bowiem słowa "stringimi forte e stammi più vicino, e chi non salta è un gobbo juventino", co jest tłumaczone jako "ściśnij mnie mocno i bądź blisko mnie, a kto nie skacze, ten jest garbusem za Juventusem".

Na tę gafę zareagował koncern Mediaset, nadając sprawie rozgłos we Włoszech, ale organizatorzy zawodów w Chorzowie postanowili zbyć ją milczeniem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska