Dawno temu włamałem się do małej, manewrowej lokomotywy SM 03, zwanej "Łajką" albo "Kaczką". Stała na bocznicy otwarta, wystarczyło nacisnąć aluminiową klamkę, taką samą jaką otwierano łazienki w blokach za komuny. Zapamiętałem wycieraczki do szyb. Nie miały silniczka tylko dwie, takie same klamki, połączone na sztywno. Jeśli chciało się wyczyścić krople deszczu, trzeba było nimi pokręcić, w lewo i w prawo. Zapamiętałem też stacyjkę (nie dworzec, tylko to, czym się uruchamia silnik). Był to zwykły zamek FAMA ze sterczącymi kablami.
Oczywiście SM 03 była zabawką przy dumie Fabloku, SM42, która na polskich (i marokańskich) bocznicach odwala brudną, manewrową robotę, czyniąc mnóstwo basowego hałasu i dieslowskiego dymu. SM42, z których do żadnej nigdy nie udało mi się włamać, zwane są "sierżantami" albo "stonkami", z uwagi na namalowane skośne paski. Powożone zawsze przez spoconych macho, którzy z czułością uszczelniają w zimowe poranki ich wloty powietrza, używając do tego celu kartonowych pudeł. Te wspaniałe lokomotywy mają jeszcze jedno przezwisko: "wibrator", dlatego, że ze względu na konstrukcję silnika potwornie się trzęsą.
Pamiętają Państwo pierwszy uroczysty kurs szynobusa z krakowskiego Dworca Głównego do Wieliczki? To była spektakularna klapa - po oficjalnych przemowach i poświęceniu przez kapelana, nowoczesny szynobus zepsuł się i nigdzie nie pojechał. Kto go wtedy odholował? Tak. Stary, dobry, brudny, trzęsący się "wibrator" SM 42, chrzanowskiej firmy Fablok.
Word Press Foto 2012 - Najlepsze zdjęcie prasowe 2012 r. [GALERIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+