Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konkurs na reportaż im. Maćka Szumowskiego: "Nie pytaj, czy kocham Polskę. Zapytaj siebie"

Redakcja
"Gdybym zapytał Cię, co chciałbyś zmienić w swoim kraju lub co w swoim kraju Ci się nie podoba, to z pewnością nie miałbyś problemów z udzieleniem odpowiedzi. Usłyszałbym monolog na temat złego stanu dróg, wysokich podatków, niskich pensji, rosnącego bezrobocia, niekompetentnych polityków etc."... VII edycję konkursu na reportaż im. Maćka Szumowskiego, organizowanego przez Gazetę Krakowską, wydawnictwo Polskapresse, TVN i Stowarzyszenie Przyjaciół Maćka Szumowskiego, wygrała praca Patryka Żaglewskiego

Co byś natomiast odpowiedział, gdybym zapytał Cię, za co kochasz swój kraj? Jeśli w ogóle go kochasz. Co mi możesz powiedzieć o Polsce? Czy wiesz, co ja mógłbym Ci o niej powiedzieć? Co możesz powiedzieć mi o wolności, skoro nikt nie próbował Ci jej zabrać? Co możesz powiedzieć mi o kraju, na który Ty tak bardzo narzekasz?

***
Narzekanie. To takie polskie.
W mojej szkole nikt nie pytał kim chcemy zostać gdy dorośniemy. Nasza przyszłość była jasna i wszystkim dobrze znana. Nie mogliśmy jej zaplanować. Nikt z nas, chociażby chciał, nie mógł zastanawiać się nad wyborem szkoły, czy też kierunku studiów.

W fabryce nie potrzebowali wykształconych pracowników, toteż nikt nie czuł potrzeby kształcenia się. Przez lata istnienia zakład osiągnął monopol w kreowaniu aspiracji i ambicji mieszkańców miasta. Tradycje zawodowe, szczególnie w mojej rodzinie, były traktowane niczym świętość, coś co naturalnie następuje w życiu każdego człowieka.

Dziewczynki kiedy dorastały zajmowały się gospodarstwem domowym i wychowywaniem dzieci. Chłopcy, którzy osiągnęli pełnoletność, otrzymywali etat na linii produkcyjnej, przy której trwali niezmiennie przez większą część swojego życia. Ramię w ramię, w zakurzonych i obdartych kombinezonach roboczych, stali obok siebie synowie, ojcowie, dziadkowie, kuzyni, bracia.

Całe rodziny zostawiały w zakładzie zdrowie, a nawet życie. W mieście krążyło przeświadczenie, że ten kto raz przestąpi próg zakładu, będzie do niego powracał każdego następnego dnia.

Niektórzy uważali , że fabryka żyje swoim życiem, codziennie zabierając nam cenne minuty naszego własnego. Nikt jednak, poza rozprawianiem o tym w trakcie przerwy obiadowej, nie próbował zmienić swojej sytuacji. Mało kto brał pod uwagę inną perspektywę życia. Mało komu udawało się wyjechać z miasta. Mało kto czuł taką potrzebę.

***
Białoruś w latach dziewięćdziesiątych nie była dobrym miejscem. Szczerze w to wątpię, czy kiedykolwiek będzie dobrym miejscem.

Nie chodzi mi nawet o warunki bytowe czy też problemy finansowe mojej rodziny. To, że często odłączali nam prąd, mogłem znieść. To, że nie mieliśmy ciepłej wody, mogłem znieść. Nie przeszkadzało mi również dzielenie pokoju z trojgiem mojego rodzeństwa, noszenie ubrań po starszym bracie czy też używanie podręczników po mojej siostrze.

Jedyne, co mnie przerażało, to bezradność moich rodaków oraz ich lenistwo. Brak jakiejkolwiek potrzeby poprawy swojej sytuacji, przy jednoczesnej wierze w to, że jeśli ma się coś zmienić, to może zmieni się samo. Mój dziadek mawiał, że skoro nie może być inaczej, to widocznie tak być musi. Wielu moim rodakom przyświecała chyba podobna myśl. Trwali bowiem monotonnie w stanie wręcz agonalnym, tłamszeni z jednej strony przez pogarszające się warunki życia na Białorusi, z drugiej zaś przez własną niemoc i brak chęci poprawy ich.

***
Myśl o opuszczeniu kraju nie pojawiła się z dnia na dzień. Odkąd skończyłem szkołę podstawową wiedziałem, że Białoruś nie może być docelowym miejscem w moim życiu. O ile warunki bytowe można było poprawić, o tyle mentalności ludzi, którzy znajdowali się w moim otoczeniu nie mógłbym i chyba nawet nie potrafiłbym zmienić. Wyjazd był więc najlepszym rozwiązaniem, ponieważ jeśli nie można z czymś walczyć, to najlepiej to odizolować.

W tym przypadku musiałem odizolować się od swojej rodziny, przyjaciół, rodaków. Potrzebowałem czasu i pieniędzy, aby wszystko przygotować. W wieku 17 lat podjąłem pracę w fabryce. Dostałem najniższą stawkę z możliwych. Przez pierwsze kilka miesięcy pracowałem tylko w weekendy.

Po jakimś czasie stwierdziłem jednak, że w ten sposób nigdy nie zarobię na wyjazd. Musiałem więc poszerzyć swój etat i zacząłem chodzić na nocne zmiany w tygodniu.

Wbrew pozorom, nie było mi ciężko pogodzić nauki z pracą w zakładzie. Nauczyciele nie byli zbyt wymagający, a niejednokrotnie pozwalali mi odsypiać w szkole nieprzespane noce. Rodzice również nie mieli nic przeciwko mojemu zatrudnieniu. Uważali, że nabiorę w ten sposób doświadczenia na linii produkcyjnej, co ułatwi mi pracę w przyszłości, czyniąc mnie jednym z przodowników fabryki. Ja jednak traktowałem to wyłącznie jako tymczasowe zajęcie, środek do osiągnięcia zamierzonego celu.

***
Po dwóch latach spędzonych w fabryce udało mi się odłożyć pieniądze na wyjazd i początkowe utrzymanie, w przypadku gdybym miał problemy ze znalezieniem pracy. Musiałem brać pod uwagę każdą ewentualność. Nie mogłem liczyć na żadną pomoc finansową od swoich bliskich. Z drugiej strony nie chciałem ich o nią prosić. Chciałem być samodzielny i niezależny.
Niezależnie od wszystkiego musiałem patrzeć w przyszłość. W moją przyszłość. Spakowałem podróżny plecak, zabierając jedynie kilka osobistych rzeczy i zdjęcia członków rodziny.

Pozostawało mi już tylko się z nimi pożegnać. Długo zwlekałem zanim poinformowałem ich o swoim wyjeździe. Nie chciałem, aby źle zrozumieli moje intencje, bałem się też, że moja decyzja może negatywnie wpłynąć na nasze i tak nikłe relacje.
Próbowałem stopniowo przygotować ich do myśli, że nie chcę reszty życia spędzić, pielęgnując zastałe tradycje i pracując do śmierci w miejscu, które przypominało mi raczej wielkie krematorium lub ubojnię bydła niż zakład produkcyjny. Niestety, moje przygotowania nie zdały się na wiele.

***
Matka wiadomość o mojej wyprowadzce przyjęła rozpaczą. Jak to matka. Ojciec po raz kolejny próbował udowodnić mi, że wszystko można załatwić siłą. Bezskutecznie. Nie byłem już małym chłopcem i w końcu mogłem mu się postawić. Starsze rodzeństwo, dla którego byłem tak samo ważny jak zeszłoroczny śnieg, nie przejęło się zbytnio moim wyjazdem.
Tylko młodsza siostra podeszła do mnie i przytuliła się, prosząc abym nigdy o niej nie zapomniał. Obiecałem, że co miesiąc będę pisał do niej listy, dzwonił, a jeśli będzie to możliwe to może kiedyś do mnie dołączy.

Nie brałem pod uwagę powrotu na Białoruś. Zarzekałem się w duchu, że cokolwiek by mi się przytrafiło, nie wrócę. Naraziłbym się na drwiny ze strony mojego ojca, znajomych z fabryki. Powrót oznaczałby, że cały trud, jaki musiałem pokonać aby zdobyć pieniądze na wyjazd, okazał się bezużyteczny.

Byłem zbyt pewny siebie i za bardzo brzydziłem się swojego dotychczasowego życia, aby myśleć o powrocie na Białoruś.
Jeszcze tego samego dnia opuściłem dom rodzinny i udałem się do Mińska. Tam spędziłem swoje ostatnie dwa dni w kraju, po czym pojechałem na dworzec centralny, gdzie czekał na mnie pociąg relacji Mińsk - Warszawa. Kupiłem bilet w jedną stronę. Mały skrawek papieru miał być dla mnie przepustką do nowego życia. Lepszego życia.

***
Polska istniała w mojej świadomości od dziecka. Mój dziadek walczył w szeregach jej armii w trakcie II wojny światowej. Kiedy byłem małym chłopcem sporo opowiadał mi o waszym kraju.

Mówił o Polsce walczącej. Silnej, choć zniewolonej. Fascynowały mnie jego historie, bo ukazywały ludzi dumnych ze swego pochodzenia. Ludzi, którzy potrafili jednoczyć się, oddając każdą kroplę krwi w imię wolności swojego narodu.
Zazdrościłem Wam Polski. Żałowałem, że nie urodziłem się Polakiem. Chciałem żyć pośród tych, którzy kochają swój kraj pomimo wszystko i na przekór wszystkim.

Białoruś nie dała się kochać. Była zepsuta od środka. Suwerenna i jednolita terytorialnie, jednak ograbiona z jakichkolwiek wartości i idei. Przy kraju z opowieści mojego dziadka wydawała się obrzydliwym bękartem, którego coraz częściej się wstydziłem.

***
Nie rozumiem skąd u Was tyle powodów do narzekań. Jesteście wolni, naprawdę. Możecie się uczyć, rozwijać, planować przyszłość. Poziom życia i warunki tu panujące stoją na naprawdę wysokim poziomie. Możecie zrobić wszystko, w zależności od chęci i poświęcenia. Nie robicie nic, bo w odróżnieniu od waszych przodków, wolicie narzekać niż wziąć się do działania. Gdyby sytuacja w Europie sprzed kilkudziesięciu lat powtórzyła się, zmuszając Was do obrony swojej ojczyzny, to mało kto stanąłby w jej imię do walki.

***
Jeśli miałbym wskazać powody, którymi kierowałem się podejmując decyzję o wyjeździe do Polski, to chyba największy wpływ miała na to wyidealizowana wizja kraju, którą przedstawił mi dziadek. Chciałem należeć do trwałej i jednolitej wspólnoty narodowej. I choć dziś zdecydowanie łatwiej jest Was podzielić niż zjednoczyć, to nie żałuję decyzji. Gdybym miał cofnąć czas, to niczego bym nie zmienił.

Otrzymałem obywatelstwo, stać mnie na utrzymanie siebie i rodziny. Mam pracę, moje dzieci uczęszczają do dobrych szkół. Ich przyszłości nie kreuje wiekowa fabryka. W przyszłości zostaną tym, kim będą chciały zostać. Najważniejsze jest jednak dla mnie to, że przede wszystkim będą wolnymi ludźmi, spełniającymi swoje marzenia i aspiracje. Będą żyć tak jak będą chciały, w kraju, który daje im ku temu możliwości.

Udało mi się również spełnić daną przed wyjazdem obietnicę i sprowadzić do Polski młodszą siostrę, która bez problemu się tu zaaklimatyzowała. Skończyła studia i dzisiaj jest nauczycielką języka angielskiego.

***
Kocham wasz kraj. Jestem szczęśliwy, że mogę płacić tu podatki, jeździć dziurawymi drogami, śledzić spory waszych polityków. Nigdy nie powiem złego słowa o waszej ojczyźnie, o mojej ojczyźnie.

Nie przyjechałem tu, aby Tobie odebrać, chociaż skoro nie potrafisz docenić, może ja docenię bardziej. To co w Twojej rzeczywistości wydaje się oczywiste, w rzeczywistości, z której ja pochodzę, było tylko sennym marzeniem. Miałem szczęście, że nie zapomniałem marzyć. Wymarzyłem sobie Polskę. Mógłbym powiedzieć na jej temat wiele. Nie urodziła mnie i nie tu się wychowałem, lecz przyjęła mnie pod swoje skrzydła niczym dziecko porzucone przez rodziców.

Mógłbym naprawdę wiele Ci o niej opowiedzieć, ale Ty nie powinieneś mnie o nią pytać. Znasz ją?

Czy kiedykolwiek próbowałeś ją poznać?

Parafrazując słowa piosenki, mógłbym powiedzieć Ci: nie pytaj mnie o Nią, nie pytaj dlaczego jestem z nią i co ciągle widzę w niej. Stała się moją małą. Moją ukochaną. Nie pytaj mnie o Polskę. Znam ją doskonale. Zapytaj siebie dlaczego Ty tutaj żyjesz? Zapytaj czy jesteś dumny ze swojego kraju. Zapytaj za co go kochasz. Jeśli w ogóle kochasz. Mnie nie pytaj.

Patryk Żaglewski

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska