
Miejsce 10. Kierowcy autobusów i tramwajów miejskich, motorniczy, kolejarze – nie są tak bardzo narażeni na kontakt z koronawirusem, jak liderzy naszego zestawienia, bo w większości wypadków siedzą w oddzielnej kabinie, odseparowani od pasażerów co najmniej szybą, niemniej jednak nie jest to izolacja zupełna. Wprawdzie ze środków komunikacji znikły w ostatnich dniach tłumy: dzieci i młodzież nie jeżdżą do szkół i przedszkoli, 2,5 miliona pracowników w kraju pracuje zdalnie, a w miastach turystycznych, jak Kraków, niemal nie ma turystów. Mimo to ryzyko pozostaje, zwłaszcza w przypadku kierowców busów i autobusów podmiejskich i międzymiastowych, którzy przeważnie nie mają oddzielnych boksów. Wielu z nich sprzedaje bilety i przyjmuje pieniądze od pasażerów, więc nie są tak dobrze chronieni przed infekcją jak ich koledzy i koleżanki z pojazdów miejskich (w wielu takich pojazdach utworzono specjalne strefy buforowe, dodatkowo oddzielające podróżnych od prowadzącego).

Miejsce 9. Nianie – w zdecydowanej większości nie zaprzestały pracy (rząd zamknął czasowo jedynie przedszkola, szkoły, żłobki). Wprawdzie niania przychodzi codziennie do domu, który zna, ale tak naprawdę ryzykuje – znaczna część rodziców to ludzie dużo (wcześniej) podróżujący, lubiący wyskoczyć zimą na narty do Włoch lub do ciepłej Hiszpanii (tylko w lutym za granicą wypoczywało kilkaset tysięcy Polaków!), wielu pracuje w profesjach wymagających ciągle wychodzenia z domu do pracy, spotykania się z różnymi osobami. Nawet jeśli będą unikać bezpośredniego kontaktu z nianią to mają bliski kontakt ze swoim dzieckiem – i mogą zarazić nianię za jego pośrednictwem (przypomnijmy, ze większość dzieciaków przechodzi infekcję koronawirusem bez żądnych objawów). Wśród niań nie brakuje przy tym osób w okolicach 60-tki, czyli w grupie, w którym ryzyko ciężkiego odchorowania ewentualnej infekcji zaczyna gwałtownie rosnąć.

Miejsce 8. Listonosze i kurierzy, dostawcy pizzy i innego jedzenia – narażeni są na kontakty z licznymi osobami, o których stanie zdrowia właściwie nic nie wiedzą. Łatwo można sobie wyobrazić, że podpis pod potwierdzeniem odbioru przesyłki składa nosiciel koronawirusa. Co wtedy? Żali się listonosz z Krakowa: „ Obsługuję 350 firm, gdzie pracuje około 700 osób. Dodatkowo 3500 gospodarstw domowych. Biorąc pod uwagę, że choroba może się wylęgać 14 dni, ile osób jestem wstanie zarazić roznosząc listy? Zamykane są szkoły, kina itp., a nikt nie pomyśli, że tylko jeden listonosz może zarazić kilka tysięcy osób. A listonoszy jest ponad 30 tysięcy! Poczta Polska praktycznie nie zapewnia nam żadnej ochrony”. Rzeczniczka Poczty Polskiej, Justyna Siwek, odpowiada: „Zakupiliśmy płyny dezynfekcyjne i rękawiczki oraz dodatkowe środki dla pracowników. Ich dystrybucja trwa i będzie prowadzona również w weekend, aby najpóźniej w poniedziałek dotarły do wszystkich pracowników mających kontakt z klientami, w pierwszej kolejności w płyny są zaopatrywani listonosze. Ponadto w placówkach Poczty zostają wprowadzone nowe rozwiązania organizacyjne – tzw. STREFA OCHRONNA w bezpośredniej obsłudze klienta. W trosce o klientów oraz pracowników Poczty Polskiej prosimy osoby wchodzące do placówki o zachowanie odległości około 1,5 metra podczas oczekiwania na obsługę przy okienku i pozostawanie za znajdującą się na podłodze taśmą także w trakcie obsługi. (…) Bliżej do pracownika klienci powinni podchodzić jedynie w celu okazania dokumentów i innych niezbędnych czynności, na wyraźną prośbę pracownika Poczty”. Prywatne firmy kurierskie podjęły podobne środki ostrożności – głównym zaleceniem dla kurierów jest „ograniczenie kontaktów do minimum i zachowanie bezpiecznej odległości od klienta” . Krakowski InPost, widząc lawinowo rosnące zainteresowanie Polaków przesyłkami i zakupami online, zdecydował się o kilka miesięcy przyspieszyć start swej nowej usługi, polegającej na dostarczaniu przesyłek także w soboty i niedziele. Rekomenduje przy tym korzystanie z paczkomatów, które umożliwiają nadanie i odebranie paczki bez kontaktu z drugim człowiekiem, a nawet bez dotykania czegokolwiek – w tym terminalu paczkomatu (skrytkę można zamknąć i otworzyć przy pomocy aplikacji we własnym smartfonie). Ot, znak czasów… zarazy.

Miejsce 7. Konduktorzy w pociągach, kontrolerzy biletów – wiadomo: tam, gdzie gromadzi się wielu obcych ludzi niewiadomego pochodzenia, ryzyko wszelkich infekcji gwałtownie rośnie. Tak jest również w przypadku koronawirusa – jeden nosiciel może zarazić cały autobus, wagon, a nawet pociąg, więc także – członków personelu, przede wszystkim tych, którzy zmuszeni są kontaktować się bezpośrednio ze wszystkimi pasażerami; co więcej, konduktor i „kanar” w klasycznym wydaniu muszą wziąć do ręki bilet i go oddać – całe szczęście jednak współczesna technika, coraz szerzej stosowana i w komunikacji miejskiej, i na kolei, pozwala zweryfikować bilet przy pomocy elektronicznych czytników, bez fizycznego kontaktu. Trzeba się jednak liczyć z tym, że część pasażerów, zwłaszcza starszej daty, to ludzie „analogowi”, preferujący papierowe bilety; niektórzy także kupują bilet od konduktora – i płacą gotówką, która staje się powoli „trędowata” (w Chinach skutecznie roznosiła zarazę). Wymaga to od konduktorów wyjątkowej dyscypliny i zachowania ścisłej higieny, ale i tak największe nawet środki ostrożności nie sprowadzają ryzyka do zera. Wprawdzie odwołanie wielu imprez, targów, konferencji, wydarzeń kulturalnych w połączeniu z dobrowolną ogólnopolską kwarantanną doprowadziło do rezygnacji wielu Polaków z planowanych wcześniej wyjazdów, ale nie oznacza to, że nikt nie jeździ. Tysiące ludzi muszą jakoś dotrzeć do pracy, której nie da się wykonywać zdalnie, przez odwołane loty krajowe wiele osób przesiadło się do pociągów i autobusów, publiczną komunikacją wraca też do Polski część Polaków z zagranicy. Zanim rozpoczną obowiązkową dwutygodniową kwarantannę, zetkną się z wieloma rodakami – w tym kierowcami autobusów lub/i kolejarzami…