Pan od obróbki jest zespolony ze swoimi niebieskimi ogrodniczkami, których materiał stapia się z kolei z czarną pokrywą towotu, lśniące, niby chitynowe ręce, nie przyjmują czystej wody, która jest tu wcale nie do mycia, tylko do chłodzenia frykcyjnych ruchów brzeszczotu. Niektóre stalowe rury, kątowniki i profile zamknięte błyszczą hutniczą szarością, inne, wczepione w chwasty pod wiatą rudzieją, pozornie tylko tracąc świeżość. W środku srebrzą się jednak dalej świeże, jak banany w kropkowanych skórkach.
Gdy pracownik idzie na fajrant i musi się wyrwać z tego smarowo-żelazistego krajobrazu, podchodzi do warsztatowej umywalki. Nad nią zawsze wisi przerażający bojlerek elektryczny, a na gwoździku obok przerażający ręczniczek. Sama umywalka zawsze odrobinę przekrzywiona i poplamiona jak dalmatyńczyk (w tych warunkach nie wiadomo, czy poplamiona jeszcze brudem, czy już czystością). Stoi na niej, w plastikowym kubeczku, pasta BHP, która nawet zwykłym nie-metalowcom, potrafi dostarczyć przyjemnych wrażeń dotykowych, jak nie przymierzając jakiś markowy, francuski peeling.
Skandaliczna obsługa kibiców - Wisła Kraków przeprasza - przeczytaj!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!