
W przyszłym tygodniu odbędzie się druga tura negocjacji pomiędzy przedstawicielami najważniejszych instytucji Unii Europejskiej, którzy pracują nad nowelizacją dyrektywy o delegowaniu pracowników do zadań w innych krajach Wspólnoty. Forsowana od ponad roku reforma – poparta już przez Parlament Europejski i Radę Unii Europejskiej – znacznie zaostrzy obecnie obowiązujące przepisy. Zmiany mają dotyczyć m.in. sposobów wynagradzania oraz ograniczenia łącznego czasu delegowania pracowników do tych samych zadań w tym samym miejscu – z 24 do 12 miesięcy.
O tym, jaki wpływ na polską i europejską gospodarkę będzie mieć planowana nowelizacja przepisów i na co muszą przygotować się pracodawcy i pracownicy, dyskutowano podczas pierwszego dnia V Europejskiego Kongresu Mobilności Pracy, który odbywa się w Krakowie. Zdaniem ekspertów, bardziej restrykcyjne zasady delegowania fachowców w praktyce grożą wyeliminowaniem Polaków, Rumunów czy Bułgarów zatrudnianych legalnie przez rodzime firmy, z rynków w bogatszych państwach Wspólnoty.
– Proponowane regulacje spowodują, że pomiędzy wschodnią a zachodnią częścią Europy na nowo stanie niewidzialny mur – ocenia Stefan Schwarz, prezes Inicjatywy Mobilności Pracy, głównego organizatora Kongresu. – Delegowanie stało się instrumentem prawnym wykorzystywanym do legalnego przemieszczania się pracowników, a teraz znów chcemy zmienić przepisy w taki sposób, że przestanie to być opłacalne – dodaje.
W naszym kraju działa obecnie ponad 90 tys. firm, które w innych krajach UE zatrudniają 500 tys. osób. Teraz przedsiębiorca, który wysyła swojego podwładnego do zadań poza granicę Polski, musi zapłacić mu minimalną pensję obowiązującą w państwie, gdzie będzie on wykonywał swoje obowiązki. Po zmianach wynagrodzenie Polaka zatrudnionego np. we Francji ma być podobne, jak Francuza wykonującego taką samą pracę – z uwzględnieniem wszelkich dodatków branżowych, wynikających z lokalnych układów zbiorowych. – Idea równej płacy jest słuszna. Tylko niewielka grupa pracowników faktycznie zyska jednak wyższe wynagrodzenie. Ich wyjazdy będą za to krótsze i rzadsze, a część z nich straci pracę, bo w szczególnie wrażliwych branżach np. opiece, delegowanie przestanie być opłacalne – wskazuje prezes Schwarz.
Pracodawcy wysyłający Polaków do pracy w UE przestrzegają również przed ograniczeniem maksymalnego okresu delegacji, które będzie wiązało się z koniecznością większej rotacji pracowników i dodatkowymi kosztami związanymi z ich wdrożeniem w nowe obowiązki. – Nasi pracownicy to wykwalifikowany specjaliści, który pracują przy dużych i zaawansowanych technologicznie budowach, a takie inwestycje często trwają kilka lat– wskazuje Wojciech Mroczkiewicz, wiceprezes firmy AP Vector, która w krajach Wspólnoty zatrudnia ponad stu fachowców z branży budowlanej. – Zmiany uderzą nie tylko w nas, ale również w kraje Europy Zachodniej, bo spowodują utrudniony dostęp do specjalistów, których tam na miejscu z różnych względów brakuje – dodaje.
Ostateczny kształt nowelizacji europejskiej dyrektywy nie jest jeszcze przesądzony. W negocjacjach, które odbywają się za zamkniętymi drzwiami, na razie przewagę mają zwolennicy ograniczania napływu tańszych usług z mniej zamożnych państw peryferyjnych UE. Obecne na Kongresie wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz, zapowiedziała jednak, że zadaniem polskiego rządu będzie wypracowanie rozsądnego kompromisu.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie?
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
