WIDEO: Jan Tajster przed sądem
Autorka: Marta Paluch, Gazeta Krakowska
- To, że mi wczoraj spadło kilka kropelek potu, to nie dlatego, że się denerwowałem. Tylko tak mam. Sorry, taki mamy klimat - mówił jeszcze przed środową rozprawą Tajster, nawiązując do sytuacji z wtorku, kiedy zdenerwowany wyszedł z gabinetu prezydenta Krakowa. Tam został poinformowany, że właśnie stracił posadę dyrektora ZIKiT. Pełnił ją niecały tydzień.
Wczoraj sąd miał m.in. rozpatrzyć wniosek prokuratury o zawieszenie Tajstera w obowiązkach szefa ZIKiT. Ponieważ prezydent zwolnił dyrektora dzień wcześniej, wniosek stał się bezprzedmiotowy i został wycofany. Na sali sądowej Jan Tajster przystąpił jednak do kontrataku. Twierdził, że prokurator Wojciech Nowak poświadczył we wniosku nieprawdę. Dokument ten prokuratura wysłała do sądu 30 lipca, tuż po wyborze Tajstera na dyrektora ZIKiT. Argumentowała, że jego podwładni jednocześnie zeznają w procesie przeciwko niemu, więc zachodzi obawa, że Tajster będzie na nich wpływał. Zwłaszcza że w przeszłości miało już dochodzić do podobnych sytuacji.
- Świadkowie, których wymienia we wniosku prokurator, już w ZIKiT nie pracują - podkreślał tymczasem Jan Tajster i wymienił kilka nazwisk. - Przekazał więc sądowi błędne informacje. Proszę o podjęcie działań w związku z podejrzeniem popełnienia przez prokuratora przestępstwa - mówił Tajster. We wniosku prokuratury rzeczywiście wymienione są nazwiska kilku świadków, którzy odeszli już z ZIKiT. Jednak nadal pracują tam osoby, które zeznają w procesach Tajstera.
Sędzia pytał po co w ogóle odnosić się do wycofanego już wniosku prokuratury. Dopiero po rozstrzygnięciu kwestii formalnych mógł wreszcie przystąpić do przesłuchania świadka w sprawie. Jan Tajster jest w niej oskarżony o to, że wraz z innymi osobami z ówczesnego Zarządu Dróg i Komunikacji (poprzednik ZIKiT) poświadczył nieprawdę w dokumentach dotyczących przetargu na organizację ruchu podczas pielgrzymki Benedykta XVI w 2006 roku.
Odpowiadała za to firma ZZRD (Zakład Zabezpieczenia Ruchu Drogowego), której prezes również jest oskarżony w tej sprawie. Zarząd dróg zapłacił ZZRD za usługę 810 tys. zł. Tyle że, według śledczych, żadnego przetargu w rzeczywistości nie było, a koszta organizacji ruchu były zawyżone o ponad 300 tys. zł.
Wczoraj w sądzie potwierdzał to ówczesny pracownik zarządu dróg. - Moim zdaniem, prace ZZRD zaczęły się zanim jeszcze oficjalnie wyłoniono wykonawcę - mówił. Podtrzymał też swoje zeznania ze śledztwa, w których opisał m.in., jak szefowie zarządu sporządzali dokumentację przetargu niemal miesiąc po zakończeniu prac, ze wsteczną datą.
I kazali mu je podpisywać. -Nie chciałem tego robić, bo koszty wydały mi się zawyżone. Wtedy kierownik Andrzej Z. powiedział, że w tej kwocie mieści się należność tej firmy za wianki i Boże Ciało. O wszystkim musiał wiedzieć i akceptować Jan Tajster - twierdził świadek.