Senator Bogdan Klich apeluje do władz miasta o upamiętnienie zmarłego niedawno Władysława Bartoszewskiego. Chce, aby jego postać, rzeźba, stanęła na placu im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Ale nie sama. Obok Bartoszewskiego miałaby również stanąć figura samego patrona placu.
- Aby Władysław Bartoszewski i Jan Nowak-Jeziorański, tak jak to robili przez lata, mogli dalej toczyć rozmowę o najważniejszych dla Polski sprawach. Aby robili to tak, jak zawsze, w drodze, idąc ku przyszłości - argumentuje senator Klich.
W liście do prezydenta Jacka Majchrowskiego już poprosił o akceptację pomysłu i jego sfinansowanie.
Problemem może być jednak fakt, że na placu już planowany jest inny pomnik - ku pamięci Ryszarda Kuklińskiego, pułkownika Wojska Polskiego, który w czasach PRL współpracował z wywiadem USA dostarczając mu informacji na temat działań Układu Warszawskiego.
Koncepcja tego pomnika została już wyłoniona w konkursie. To pękający mur berliński, nad którym góruje łuk, mający przypominać oficerską szablę. Ale stowarzyszenie, które było inicjatorem budowy, od czterech lat nie ma potrzebnych na nią pieniędzy. Co więcej, wielu architektów i rzeźbiarzy jest przeciwnych postawieniu pomnika w takiej formie. Z drugiej strony jednak zostało to już potwierdzone uchwałami rady miasta.
Czy dwa pomniki na placu to nie za dużo? - Nie kolidują ze sobą ani miejscem, ani estetyką. Monument ku czci pułkownika Kuklińskiego to pomnik, a z drugiej strony chodzi o dwie spacerujące razem postacie, o naturalnych wymiarach - tłumaczy Klich.
Dodaje też, że Jeziorański i Bartoszewski mieliby gawędzić przy tablicy upamiętniającej tego pierwszego w pobliżu hotelu Andels, a pomnik pułkownika planowany jest dalej, pod starym budynkiem dworca.
- Jeziorański był admiratorem pułkownika, a Bartoszewski jego przyjacielem, tożsamym w poglądach. Trójkąt się zamyka - uważa Klich.