Sprawa dotyczy głośnej zbrodni, do której doszło pięć lat temu na ul. Żywieckiej. Ofiarą napaści padł 23-letni Łukasz D. sympatyk Wisły Kraków. Sprawca prawie odrąbał mu rękę maczetą. Krwotok był tak masywny, a obrażenia tak poważne, że pokrzywdzony zmarł.
Sędzia Jolanta Sepiał z Sądu Okręgowego w Krakowie nie kryła, że sprawca nie znał nawet imienia swojej ofiary, ale wiedział, że kibicuje Wiśle Kraków. Z kolei Wojciech L. był kibolem Cracovii. Dodała, że pokrzywdzony stał się ofiarą irracjonalnego konfliktu klubowego, który od lat ciągnie się w Krakowie. Sędzia zauważyła, że kodeks pseudokibiców pozwala na zadawanie ran ostrymi narzędziami pośladków lub uda atakowanego, by „wiedział kto rządzi w mieście”. W tym konkretnym przypadku Wojciech L. poszedł znacznie dalej i choć zadał tylko jeden cios maczetą Łukaszowi D. to uderzenie było bardzo mocne i doprowadził do odcięcia ręki, która trzymała się tylko na 3 cm pasku skóry. Ranny zmarł z wykrwawienia
Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia, zostawił krwawiącą ofiarę, nie wezwał pomocy medycznej. Te elementy świadczą, ze godził się na śmierć Łukasza D. To wskazuje, na jego zamiar ewentualny zabójstwa. Jego przyjęcie skutkowało karą 15 lat więzienia, choć prokurator domagał się 25 lat odsiadki. Sędzia zauważyła, ze nie można było wymierzyć surowszej kary oskarżonemu, bo były okoliczności łagodzące. Przyznał się do zadania ciosu, opisał okoliczności zajścia. Sam też z własnej inicjatywy zjawił się w Polsce, by się rozliczyć z dokonania tego przestępstwa. Kilka lat ukrywał się w Anglii, gdzie pracował. Po powrocie do kraju dostał tzw list żelazny, który gwarantował mu nietykalność do prawomocnego wyroku. Potem z własnej winy te gwarancje stracił i został aresztowany.
WIDEO: Krótki wywiad: Zadzwonił na Straż Miejską. Powiedzieli, żeby pisał. Napisał. Odpisali, żeby dzwonił
