O sprawie pisaliśmy 29 grudnia. 9-letni Mateusz Płatek jest od urodzenia sparaliżowany od szyi w dół. To wynik błędu popełnionego przez personel medyczny podczas odbierania porodu w klinice SPES. Matka chłopca wygrała sprawę w sądzie i od trzech lat klinika wypłacała chłopcu odszkodowanie. Jednak w grudniu kwota nie wpłynęła na konto. Kobieta znalazła się w bardzo trudnej sytuacji finansowej. - Muszę się zajmować Mateuszem 24 godziny na dobę. Nie mam jak podjąć pracy - ubolewa Anna Płatek.
Świńska grypa w Krakowie. Kobieta walczy o życie
Okazuje się, że nie będzie jej łatwo odzyskać te pieniądze. Właściciel firmy Andrzej Bałasz umywa ręce. - To nie jest mój dług, ale dług spółki. Proszę się kontaktować z prezesem - mówi i dodaje, że zarząd SPES-u jest w kontakcie z adwokatem Anny Płatek. Ta jednak zaprzecza. - W firmie cały czas nas odsyłają z kwitkiem. Mówią, że pani prezes jest na zwolnieniu i oddzwoni. Niestety, nie oddzwania - mówi mama Mateusza. Reporterzy "Gazety Krakowskiej" odwiedzili wczoraj siedzibę kliniki przy ul. Królowej Jadwigi 15. SPES był zamknięty, ale klinika Arka, która również należy do pana Bałasza, funkcjonowała normalnie. - SPES zawiesił działalność - poinformowała recepcjonistka z Arki. Mimo iż prezes SPES Alicja Bałasz była na miejscu, nie chciała z nami rozmawiać.
Jak ustaliliśmy, jeszcze 9 listopada SPES złożył do Sądu Rejonowego Kraków-Śródmieście wniosek o ogłoszenie upadłości. 23 grudnia sąd ustanowił tymczasowego nadzorcę sądowego, który ma za zadanie zabezpieczyć majątek dłużnika. - Sprawdzam, jaka jest sytuacja finansowa spółki i czy są pieniądze na przeprowadzenie procesu upadłościowego - informuje Witold Szumski, tymczasowy nadzorca sądowy. SPES ma już zobowiązania finansowe, m.in. wobec Narodowego Funduszu Zdrowia. Klinika przegrała z NFZ proces i musi zapłacić 1 mln 250 tys. zł. - Przez dwa miesiące po tym, jak rozwiązaliśmy z nimi umowę, wykonywali świadczenia, za które domagali się od nas pieniędzy - wyjaśnia Jolanta Pulchna z NFZ.
Fundusz zerwał kontrakt z kliniką, ponieważ nie spełniała wymogów sanepidu. - Pacjenci byli przyjmowani w warunkach zagrażających ich zdrowiu i życiu - mówi Pulchna. Obecnie nie wiadomo, jaki jest majątek spółki. Jeśli się okaże, że jest zbyt mały na pokrycie zobowiązań, Mateusz Płatek może zostać bez renty. SPES to bowiem spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, więc jej zarząd nie odpowiada za długi firmy osobistym majątkiem. Jak wyjaśnia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie, zdarzają się jednak sytuacje, w których wierzyciel pozywa członków zarządu firmy za to, że zwlekali z ogłoszeniem upadłości. - Jeśli udowodni się im winę, mogą spłacać długi z własnego majątku - mówi Żurek. - Takie sprawy są trudne, ale się zdarzają i są do wygrania - dodaje.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Regularna demolka w Nowej Hucie:przystanek i auta do kasacji