Na posiedzenie w sprawie dobrowolnego poddania się karze Sprowadzono z aresztów trzech oskarżonych. Paweł P. ps. Kokosz i Patryk K. mieli czerwone uniformy niebezpiecznych przestępców, Krzysztof M. był w niebieskim podkoszulku.
Tylko jego odwiedziły w sądzie dziewczyna i matka, rozmawiały z nim, gdy siedział skuty łańcuchami.
W izolacji pozostaje już ponad rok, gdy wpadł w ręce policji podczas zorganizowanej akcji wymierzonej w kiboli i handlarzy narkotyków.
>> Czytaj także:
Jak przystało na lidera dostanie najwyższy wymiar kary, wyższy nawet do wyroku jaki przed laty usłyszał jego słynny brat Paweł M. ps. Misiek. Jego skazano na sześć i pół roku więzienia za zranienie w 1998 r. nożem włoskiego piłkarza Dino Baggio.
Krzysztof M. ps. „Młody Misiek” ma 19 zarzutów, a drugi z liderów „Mietek” o 7 więcej: narkotyki, udział w gangu, zlecanie podpaleń, napadów i wymuszeń. Groziło im 15 lat więzienia. Są twardzi nie przyznają się do winy, milczą na przesłuchaniach. Śledczy zarzucają im obrót narkotykami o wartości około 400 tys. zł, czyli kokainą szacowaną na 198 tys. zł, mefedronem (50 tys. zł), konopiami (85 tys. zł) i pochodną amfetaminy (3300 zł).
Oprócz obu liderów na ławie oskarżonych zasiada Dawid N. ps. Latino, Paweł P. ps. Kokosz i bracia Bartłomiej i Michał S. ps. Siwy i Strzała. Oni podali się karze w niższym wymiarze.
Prawomocne wyroki za handel narkotykami z tej ekipy mają już inni kibole: Kamil K. ps. Kotek, Michał M. ps. Rączka, Szymon H. ps Chudy i Kamil Ł. ps. Cygan, Czarny.
Ten ostatni długo był ważną postacią bandy, ale podpadł w niełaskę i musiał przed Młodym Miśkiem uciekać z Krakowa. Potem zaczął sypać i pogrążył swoich kolegów, inni też się przełamali, poszli na współpracę i wszyscy dostali wyroki w zawieszeniu.
„Młody Misiek” i „Mietek” narkotyki mieli tylko z sobie wiadomego źródła i nie tolerowali ich utratę. Tym się zajmowali u Wisła Sharks, czyli w nieformalnej bojówce kiboli Wisły Kraków. Do współpracy wciągnęli sympatyków klubu, młodych chłopaków z osiedla, którzy dla nich byli gotowi wskoczyć w ogień. Wymagali od nich posłuszeństwa. Dilera, który stracił ich towar obciążyli kosztami. Innemu wlewali wrzątek do ust.
Mieli też na koncie pobicia, próbę wymuszenia 50 tys. zł, wywiezienie człowieka do lasu i bicie go maczetą po nogach. Do tego doszło zlecanie podpaleń i napadów. Nie było im wstyd okraść market OBI z elektronarzędzi i użyli gazu wobec pracowników.
źródło: Gazeta Krakowska