7 stycznia pisaliśmy o pani Małgosi spod Warszawy, która adoptowała chorego na martwicze zapalenie jelit Pawełka. Jego biologiczni rodzice nie chcieli się nim opiekować, twierdzili, że nie mają pieniędzy, by zapewnić mu odpowiednią opiekę. Był ich dziewiątym dzieckiem. Kiedy dowiedzieli się o jego chorobie, nie pojawili się już w szpitalu. Chłopiec w lecznicy w Prokocimiu spędził rok.
O sprawie pisaliśmy w artykule: Chory Pawełek znalazł mamę i szczęśliwy dom!
Znalezienie rodziców adopcyjnych było bardzo trudne, ale się udało. Po kilku dniach pobytu w domu stał się mały cud. - Od trzydziestu godzin jestem z Pawłem w domu - napisała do nas pani Małgosia. - A teraz sensacja: malutki zaczął jeść! Zjada tyle, ile powinien, czyli mniej więcej dziesięć razy więcej niż dotychczas udawało mu się podać przez sondę. Już jej nie używamy. Pawełek je jak każde inne dziecko! - zachwyca się nowa mama.
Doc. Mikołaj Spodaryk, ordynator oddziału leczenia żywieniowego, który przez pierwsze miesiące życia opiekował się Pawełkiem, jest pełen optymizmu, ale jednocześnie zaznacza, że wyeliminowanie sondy nie oznacza, że chłopiec jest już zupełnie zdrowy. Jeszcze przez jakiś czas będzie musiał być karmiony dożylnie. Rekonwalescencja może zająć nawet dwa lata, ale w domowych warunkach nie powinna trwać dłużej niż rok.
- Teraz może być już tylko lepiej. Dom i miłość rodziców czyni cuda. To jest magia miejsca - przyznaje lekarz. Pawełek jest już drugim adoptowanym dzieckiem pani Małgosi z takim schorzeniem. Pierwszy syn wrócił do zdrowia po osiemnastu miesiącach, chociaż lekarze wyrokowali, że powinno to potrwać dziesięć lat.
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Nastolatek oblał się benzyną i podpalił!