Zobacz także: Kraków: CBA na tropie nieprawidłowości w CEBEA
Sprawę rozwikłali policjanci z Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Na początku śledztwo dotyczyło jedynie zaginięcia 46-letniego handlarza meblami. Z czasem stało się jasne, że pokrzywdzony nie żyje.
Dziś już wiadomo, że został zabity w swoim mieszkaniu przy ul. Sanockiej. Zajmował je z żoną Lucyną oraz dwoma synami. Swój pokój zamykał na klucz. Zwłaszcza ze starszym 29-letnim Markiem nie układały się mu relacje. Sam też nie był święty. Jeszcze przed jego zaginięciem w styczniu 2000 r. do krakowskiego sądu trafiła sprawa Zbigniewa S. oskarżonego o znęcanie się nad swoją rodziną.
Bywał agresywny, zwłaszcza po alkoholu. Dochodziło do awantur i rękoczynów. I to bardzo ostrych. W czasie jednej z kłótni i bijatyk zdesperowany Zbigniew S. wyskoczył przez okno z mieszkania na II piętrze, ratując się przed agresją syna. Złamał wtedy nogę. Dziś wiadomo, że to po tym incydencie Marek S. coraz poważniej myślał o pozbyciu się ojca. Lucyna S. zachęcała syna, by nie miał skrupułów. Obiecała sfinansowanie mu kupna bmw, przekazała na ten cel pieniądze, które miała z oszczędności i pracy za granicą.
Kobieta złożyła w sądzie pozew rozwodowy, ale była bardzo zainteresowana zakończeniem związku z mężem także z innego powodu. Związała się już z nowym partnerem Zbigniewem H. Obawiała się jednak, że po rozwodzie jej standard życia znacznie się pogorszy. Perspektyw znacznego zarobku nie miała.
Z zawodu była kelnerką, ale utrzymywała się z pracy w firmie sprzątającej mieszkania.
Tymczasem w Marku S. po kupnie bmw za 17 tys. zł coraz bardziej dojrzewała myśl o zabójstwie ojca. Zaplanował zbrodnię na 22 stycznia 2000 r. Matkę i młodszego brata kazał zawieźć do mieszkania Zbigniewa H., nowego przyjaciela Lucyny S. Mieli tam przeczekać noc. Sam skontaktował się z dwoma kolegami i zaprosił ich na ul. Sanocką. Zaczekali, aż Zbigniew S. wróci z pracy.
Najpierw syn zaatakował ojca. Marek S. zadał mu ciosy w głowę metalową rurką owiniętą w gazetę. Potem sprawcy dusili ofiarę i topili w miednicy z wodą. Martwemu głowę owinęli foliowym workiem, zwłoki zawinęli w dywan i zostawili w pokoju Zbigniewa S. Po kilku dniach wywieźli je samochodem na jedną z posesji w mieście i zakopali w ziemi na głębokości jednego metra.
Siostra Zbigniewa S. zawiadomiła policję o jego zaginięciu. Zniknął też samochód mężczyzny. Syn i żona zapewniali, że 46-latek gdzieś wyjechał. Co prawda w pokoju handlarza odkryto drobne ślady krwi. I nic więcej. Pomieszczenie było wysprzątane i czyste, pościel zmieniona. Sprawę umorzono na lata.
Odżyła w 2009 r. Wyszło na jaw, że Zbigniew H. dzwoni do członków rodziny zaginionego i za pieniądze oferuje im informacje na temat zabójstwa. Miał je mieć od swojej konkubiny Lucyny S., która już zdążyła rozwieść się ze Zbigniewem S.
Lucyna S. trafiła za kratki, a policjanci zdobyli pewną informację, że sprawcą zabójstwa jest Marek S. Rozesłano za nim listy gończe. Wpadł w Irlandii. Ustalono, że pomagali mu Mariusz S. i Mateusz P. Obaj też przebywali za granicą. Pierwszy został ujęty w Szkocji, drugi sam wrócił do Polski i zgłosił się do prokuratury. W 2010 r. trafił za kratki jako podejrzany o udział w zabójstwie. To on trzymał za ręce i nogi pokrzywdzonego, gdy syn Marek S. topił go w miednicy.
Dopiero po 10 latach od zbrodni Mateusz P. wskazał miejsce zakopania zwłok. Okazało się, że w tym miejscu stoi już dom, mieszkają w nim ludzie. Po rozkopaniu betonowej wylewki i ziemi odkryto ludzkie szczątki. Badania potwierdziły, że to zwłoki Zbigniewa S. Miał skrępowane ręce i worek foliowy na głowie.
- Do sądu kierujemy sprawę w stosunku do 4 oskarżonych, bo nie wiadomo, kiedy zatrzymani za granicą podejrzani o zabójstwo Marek S. i Mariusz S. ostatecznie zostaną nam przekazani - mówi Bogusława Marcinkowska, rzecznik krakowskiej prokuratury. Dlatego na ławie oskarżonych zasiądzie na razie 51-letnia Lucyna S. i 29-letni Mateusz P., który odpowiada za zabójstwo. Za utrudnianie śledztwa odpowiedzą 62-letni elektromechanik Zbigniew H., konkubent Lucyny S. oraz 31-letni Szymon S., właściciel krakowskiej agencji reklamowej. Ten ostatni brał też udział w ukrywaniu zwłok i zacieraniu śladów zbrodni.
Oskarżeni pozostają w aresztach, Lucyna S. od ponad 2 lat. Nie przyznają się do winy lub umniejszają swoją rolę w przestępstwie. Lucynie S. i Mateuszowi P. grozi dożywocie, pozostałym do 5 lat pozbawienia wolności. Grzegorz S. uzgodnił wymiar kary, której chce się poddać. Chce 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat.
Uwaga! Nowy konkurs! Odpowiedz na pytanie i wygraj bilet do kina ARS
Chcesz iść za darmo do Parku Wodnego w Krakowie? **Rozdajemy bilety**