Jeszcze do końca tego roku spółdzielnie mają obowiązek rozpatrzyć wszystkie wnioski w tej sprawie i - o ile lokator nie zalega z płatnościami oraz ma uregulowane sprawy własnościowe - musi przekształcić mieszkanie.
W spółdzielni "Na Kozłówce" jest jednak inaczej. Zarząd podjął uchwałę, że nie będzie tego robił...
Z takim właśnie problemem spotkała się Małgorzata Klepka. W maju złożyła wniosek o wykup mieszkania. Przez dwa miesiące nie było reakcji. W lipcu udała się do spółdzielni. Usłyszała, że jeśli chce odpowiedź na piśmie, musi zwrócić się z... prośbą na piśmie. - Specjalnie całą sprawę przewlekali, opóźniali - mówi pani Małgorzata. - Kiedy w końcu dostałam odpowiedź, decyzja była odmowna. Nie podano mi jednak żadnego uzasadnienia.
Lokatorka poszła na spotkanie z prezesem, żeby wyjaśnić sytuację. Dowiedziała się, że spółdzielnia nie będzie sprzedawać mieszkań "za złotówkę", bo zarząd podjął taką uchwałę, a poza tym pieniądze potrzebne są na remonty. - Moje mieszkanie nie jest zadłużone, nie ma żadnych przeszkód formalnych, aby je przekształcić - opowiada Klepka. - Pierwsze słyszę, aby uchwała spółdzielni była ważniejsza niż rządowa ustawa - dodaje.
Pani Małgorzata zażądała od spółdzielni, by przygotowała dokumenty niezbędne do przekształcenia oraz określiła kwotę, jaką powinna wpłacić. Do tej pory nie dostała odpowiedzi.
W spółdzielni "Na Kozłówce" nie zechciano z nami rozmawiać. - Nie połączę z prezesem naczelnym bo nie, ja pani nie będę tłumaczyć dlaczego - poinformowała Agata Gwiazda. - Można się zwrócić z pytaniem na piśmie, albo umówić na dyżur w przyszłym tygodniu. A jak lokatorce coś się nie podoba, niech idzie do sądu - poradziła sekretarka.
Prezes ds. technicznych był nieuchwytny od środy. Nie oddzwonił na podany przez nas numer.
Adwokat Wojciech Nartowski podkreśla, że spółdzielnia działając w ten sposób narusza prawo. - Akt prawa spółdzielczego nie stoi ponad aktem rządowym - zaznacza. - Mamy tu do czynienia z prywatą i uznaniowością. Lokatorka powinna zwrócić się z roszczeniem do sądu. Jego wyrok zastępuje oświadczenie woli. Niestety, postępowanie przed sądem nigdy nie jest szybkie i przyjemne, ani tym bardziej tanie - dodaje.
Marek Juszkiewicz, prezes Małopolskiego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych nie kryje wzburzenia. To nie pierwszy negatywny sygnał o SM "Na Kozłówce", jaki do niego trafia. - Przepisy prawa spółdzielczego mówią, że członek organu spółdzielni, który ogłasza nieprawdziwe dane - a tym jest podjęcie uchwały niezgodnej z prawem i przekonywanie lokatorów, że takie działanie jest uprawnione - podlega karze pozbawienia wolności do lat dwóch - wyjaśnia.
- Moim zdaniem można to nawet podciągnąć pod artykuł mówiący o działaniu na szkodę spółdzielni, bo przecież spółdzielnia, to lokatorzy. Tu zaś karą jest pozbawienie wolności do lat pięciu i grzywna - dodaje.
O tym, czy skierować sprawę do sądu, decydują jednak lokatorzy. A ci - zdaniem Teresy Mostowik-Stępień, wiceprezes Krakowskiej Grupy Obrony Praw Członków Spółdzielni Mieszkaniowych - zbyt rzadko biorą sprawy we własne ręce. - Nie wiedzą jak działać - mówi. - Z 5 tys. członków, na zebrania przychodzi 300, w większości poplecznicy prezesa. A gdyby ludzie się zjednoczyli, bez trudu mogliby odwołać źle działający zarząd.