Przypomnijmy. W 2009 roku dwie trzynastolatki z Koszalina przyjechały do Krakowa na wakacje. 20 lipca siedziały na murku przy kościele św. Wojciecha. Obok nich przejeżdżała drogą dorożka (z ul. św. Anny w kierunku ul. Floriańskiej). W pewnym momencie jeden z koni się spłoszył i zepchnął drugiego na murek, na którym siedziały dziewczynki. Obie zostały ciężko poturbowane - jedna z nich miała złamaną nogę.
Niedługo potem Prokuratura Rejonowa Kraków Śródmieście-Zachód wszczęła postępowanie w tej sprawie. Śledczy sprawdzali m.in., czy dorożka poruszała się zgodnie z przepisami i czy woźnica lub właściciel koni nie zaniedbał zwierząt (jedna z wersji mówiła, że zwierzę zasłabło z powodu zbyt długiego przebywania na upale).
Wypadek odbił się szerokim echem, bo wcześniej na Rynku doszło do podobnego zdarzenia z udziałem dorożki (podczas występu francuskiego teatru ulicznego kilka koni spłoszyło się po wybuchu petardy).
W 2009 roku zostały zbadane konie, które zraniły dziewczynki oraz stan techniczny dorożki. Weterynarz stwierdził, że zwierzęta były chowane właściwie, nie były odwodnione. Miały też tzw. paszporty konia.
Śledztwo zostało umorzone w styczniu tego roku. Prokuratura nie dopatrzyła się czyjejkolwiek winy w tym tragicznym zdarzeniu.
Pełnomocnik rodziców poturbowanych dziewczynek złożył w ich imieniu zażalenie na decyzję śledczych.
Sąd podzielił wątpliwości poszkodowanych. - Biegły, który wydał opinię, wcześniej opiekował się tymi samymi końmi - mówi sędzia Konrad Gwoździewicz z Sądu Rejonowego dla Krakowa-Śródmieścia.
Kolejnym błędem, jakiego dopatrzył się sąd w postępowaniu śledczych, był brak przesłuchania policjantów, którzy pierwsi przybyli na miejsce zdarzenia.
- Dorożkarz tuż po zajściu mógł im mówić coś istotnego - stwierdził sędzia Gwoździewicz.
Sąd zlecił również śledczym sporządzenie opinii przez biegłego z zakresu rekonstrukcji kolizji drogowych. - Takiej czynności prokuratura nie wykonała - przyznaje Konrad Gwoździewicz.
Prokurator prowadzący sprawę co prawda powołał biegłych, ale stwierdzili oni tylko, że dorożka była w dobrym stanie technicznym. Zbadano też alkomatem woźnicę. Był trzeźwy.
Umarzając śledztwo, prokuratura przyjęła tezę, że powodem wypadku był fakt poklepania jednego z koni przez przechodnia. A takie klepnięcie mogło dla zwierzęcia oznaczać nakaz skrętu.
Teraz akta sprawy wróciły z powrotem do prokuratury. - Będziemy prowadzić czynności zlecone przez sąd - mówi Małgorzata Rzytki, zastępca Prokuratora szefa Prokuratury Rejonowej Kraków Śródmieście-Zachód.
Śledztwo będzie prowadzić ten sam prokurator, który je umorzył.