Mężczyźni działali od stycznia do czerwca 2010 roku. Łącznie ukradli towar (m.in. dyski zewnętrzne komputera, nośniki pamięci, ale też ... golarka i maszynka do strzyżenia) o wartości 36,3 tys. złotych.
- Jeden z oskarżony wiedział, że pracownik monitoringu nie zawsze zgłasza o dostrzeżonych kradzieżach w sklepie. Dlatego zabierał towar na jego zmianie. Czasem dokonywał też kradzieży takich rzeczy, o których wiedział, że na nich zależało obsługującemu monitoring. Robił dłuższe przerwy w zabieraniu rzeczy, by w toku inwentaryzacji nie doszło do ujawnienia znacznych braków w towarze - relacjonuje rzecznik prokuratury Bogusława Marcinkowska. Kilka z tych zabranych przedmiotów dał bratu (ten zaś został oskarżony m.in. o paserstwo).
Kiedy sprawa wyszła na jaw, oskarżeni przyznali się do winy. Jednak brat jednego z nich - ten, do którego trafiła część skradzionego towaru, zablokował wejście do swojego mieszkania, gdy chcieli go przeszukać policjanci. - Tłumaczył potem, że "chciał dobrze wypaść przed rodziną żony, z którą mieszka od niedawna. Myślał, że zrobi dobre wrażenie na członkach jej rodziny, jeżeli nie wpuści nieumudurowanych funkcjonariuszy Policji do mieszkania swojej żony" - opowiada prok. Marcinkowska.
Oskarżeni przyznali się do winy i złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze, które wraz z aktem oskarżenia, zostały skierowane do sądu. Chcą dla siebie kary od kilku miesięcy do półtora roku więzienia w zawieszeniu oraz do naprawienia szkody. Niewielką część rzeczy udało się odzyskać w toku prowadzonego postępowania.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+