
Pod względem rocznego tempa wzrostu opłat za najem mieszkań Kraków i Wrocław dominują w całej Polsce z wynikiem 37 procent, wyprzedzając Gdańsk (35 proc.), Gdynię (33 proc.) i Częstochowę (30 proc.). Najmniejszy wzrost rok do roku odnotowano w Lublinie (14 proc.), Bydgoszczy (15 proc.) oraz Toruniu i Sosnowcu (po 17 proc.). Co więcej – w niektórych miastach stawki w ostatnich tygodniach mocno maleją, np. w Lublinie spadły o 8 procent w miesiąc.

Drugi miesiąc z rzędu wzrosła liczba ogłoszeń: nowo dodanych ofert było aż o 50 proc. więcej niż w kwietniu, kiedy wojna wywołała ogromny skok popytu na najem

Poziom stawek jest wprawdzie średnio o 20 proc. wyższy niż na początku roku, ale to głównie efekt podwyżek dokonanych wiosną. W lipcu koszty najmu były stabilne. W wakacje podaż mieszkań się zwiększa, bo studenci zwalniają najmowane mieszkania. Poza tym znaczna część Ukraińców (ok. 3 mln z 5 mln, jakie napłynęło w marcu i kwietniu do Polski) zdecydowała się na powrót do domów lub wyjazd z naszego kraju na Zachód, więc opuścili zajmowane dotąd lokale.

Kluczowy będzie jednak wrzesień, kiedy na rynek powrócą studenci. Wtedy ponownie wzrośnie popyt i okaże się, czy ceny znów zaczną mocno rosnąć czy też pozostaną stabilne. Na spadki, niestety, w najbliższym czasie nie ma co liczyć. Wysokie stopy procentowe sprawiają bowiem, że bardzo trudno jest kupić własne mieszkanie. Dlatego niewiele osób przenosi się z mieszkań najmowanych do własnych. Nie robią przez to miejsca dla nowego rocznika młodych, którzy wyprowadzają się od rodziców i wchodzą na rynek najmu. Popyt wciąż będzie więc wysoki