Polacy opracowali lek na śmiertelną chorobę

Limboski jest jedną z najciekawszych postaci na polskiej scenie alternatywnej. W tekstach obserwator subtelności międzyludzkich relacji, na scenie zaś drapieżne zwierzę koncertowe z charyzmą i własnym, rozpoznawalnym stylem. Jego specjalnością jest akustyczny blues i folk, choć z powodzeniem wykonuje z zespołem Limbo psychodelicznego rocka. Występował zarówno na ulicach, jak i znanych klubach.
Zadebiutował w 2010 roku płytą „Cafe Brumba”. Był dwukrotnie nominowany do Fryderyków za albumy „Tribute to Georgie Buck” i „Poliamoria”. W 2018 roku wystąpił podczas trasy koncertowej „Męskie Granie”. Jego najbardziej znanym przebojem jest piosenka „W trawie”. W 2011 r. pojawił się wraz z zespołem w programie telewizyjnym "Must Be the Music. Tylko muzyka", dochodząc do półfinału.
- Na pewno w tym, co robię jest jakiś powiew hipisowskich idei. Pragnienie wolności, zainteresowanie duchowością i tęsknota do wolnej miłości. Ale prawdziwe hipisi to przecież wyjątki. Spotkałem paru takich w życiu i byli raczej outsiderami. Te idee się rozczłonkowały i przeniknęły do popkultury w dawce homeopatycznej - deklaruje muzyk.
Ostatnie lata piosenkarz spędził w Berlinie, gdzie zanurzył się w świecie muzyki klubowej, co dało mu zastrzyk nowych inspiracji. W efekcie jego płyta „Ucieczka Saula” okazała się połączeniem alternatywnego popu i brudnej elektroniki. Do źródeł "czarnej" muzyki powrócił na albumie nagranym z amerykańskim wokalistą Rev. Reyem - "Duality" - który ukazał się na początku tego roku.
Podczas piątkowego koncertu w Teatrze Barakah wokalista zaprezentuje utwory z wydanej w tym roku płyty „Home Tapes Vol.1″, na której znajdują się covery nagrane przezeń dla jego patronów z portalu Patronite.pl podczas lockdownu w 2020 roku. Nie zabraknie jednak także najbardziej znanych piosenek Limboskiego, takich jak „W trawie”, "Dla mężatki" czy „Na statku”.
Podczas koncertów solowych, Limboski śpiewa, gra, beatboxuje i prezentuje autorską choreografię. Zapętlone riffy i improwizowane fragmenty wciągają słuchaczy w czasami mroczny, a czasami wręcz stand-up’owy klimat, a od czasu do czasu pojawiają się tu elektroniczne bity, które podrywają publiczność do tańca – w końcu artysta mieszka w Berlinie, światowej stolicy clubbingu.