- Choć na każdej klatce wisi po kilka tabliczek, aby nie karmić zwierząt, nie potrafimy się powstrzymać - opowiada Teresa Grega, wicedyrektor krakowskiego zoo. - A zwierzaki po każdym weekendzie cierpią na bóle brzucha, biegunki i przejedzenie. W historii ogrodu zdarzyło się nawet, że przez nieodpowiedzialne zachowania zwiedzających zdechły dwie uchatki. - Ktoś wrzucił im do basenu kamienie. - Myślały, że to ryby więc połknęły "podarunek".
Dodaje, że próbują utrudniać ludziom karmienie, jak się da, ale i tak nie zawsze się udaje. - W klatkach dla dużych małp są już nowoczesne, elastyczne siatki, przez które trudno wrzucać jedzenie. Mimo to musimy obserwować. U słonic wprowadziliśmy nawet dyżury pielęgniarzy. W tym wypadku ludzie nie mają już takiej odwagi podawać jabłek i słodyczy - mówi.
Niestety, przy każdej klatce ochrony ustawić się nie da. Zwiedzający zaś nie mają żadnych skrupułów. Teresa Grega wspomina, że pewna krakowianka podarowała szympansom nawet słoik dżemu. Małpy rozbiły słoik i oddały opiekunce.
Nagminne są próby dokarmiania zwierząt paluszkami, bananami i cukierkami. Niestety, niektórzy wrzucają długopisy, butelki po napojach oraz worki foliowe. Szczytem głupoty było natomiast wrzucenie do klatki kółka zaplecionego z żyletek.
Na szczęście zwierzaki tym przedmiotem się nie zainteresowały. Jakby kłopotów z "dzikim" karmieniem było mało, to wielu zwiedzających nie może się powstrzymać przed próbą dotknięcia zwierząt. Forsują przeszkody i przez kraty wkładają palce. - Przychodzą potem do nas z awanturą, że małpiatki albo ptaki pogryzły im lub podziobały ręce, żądają zaświadczeń o szczepieniach, a nawet odszkodowań - opowiada Teresa Grega.
Pracownicy ogrodu próbują więc obserwować, co się dzieje w ogrodzie. Dzięki ich czujności nic nie stało się pewnemu studentowi, który założył się z kolegami, iż popływa w basenie z uchatkami. Został dostrzeżony i wyprowadzony z zoo.