Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krawcowa najświętszej panienki mieszkała w Bartnem, na końcu wsi

Agnieszka Nigbor-Chmura
Józef Worobel jest prawnukiem fundatora kapliczki - Teodora. To jego zmarła mama Helena była krawcową Madonny. Teraz kapliczką zajmuje się on z żoną Krystyną
Józef Worobel jest prawnukiem fundatora kapliczki - Teodora. To jego zmarła mama Helena była krawcową Madonny. Teraz kapliczką zajmuje się on z żoną Krystyną Agnieszka Nigbor-Chmura
123 lata temu, gdy na krańcu Bartnego stanęła kapliczka, wieś wyglądała zgoła inaczej niż dzisiaj, choćby dlatego, że stało tu ponad 100 domów więcej, a osada zwana była stolicą Łemkowszczyzny. Ukryta we wnętrzu kapliczki Najświętsza Panienka z Jezusem na rękach od tej pory błogosławi mieszkańcom, opiekuje się wsią, dba o dobrobyt ciężko pracujących tu rolników. Tuż obok stoi drewniany dom, smutny, bo opustoszały. To w nim mieszkali Helena i Teodor Worobelowie, krawcowa Madonny i jej opiekun.

Piękny zakątek na ziemi wybrała sobie Najświętsza Panienka na mieszkanie. Choć żar leje się z nieba, w Bartnem nawet znieść upał jest łatwiej. Chłodny wiatr powiewa z Przełęczy Majdan między Magurą Wątkowskiej a Mareszką. Wąską, krętą drogą przez wieś ktoś zagania na pastwisko leniwie kroczące stado krów. Wszystkiemu jakby przygląda się broczący po łące nad Bartnianką bocian. Ciszę przerywa tylko krzyk orlika, kołującego nad polami i pisk jaskółek, które szczególnie upodobały sobie poddasza domów i stodół. Wszystkiemu przygląda się Madonna.

Maryja co przez wieś wędrowała

Przy drodze na polach leżą duże bryły magurskiego piaskowca. Tak jakby w znanej z tradycji kamieniarskiej wsi ktoś za chwilę miał przy nich zasiąść z dłutem w ręku i zacząć mozolną pracę.

Tak było ponad wiek temu, gdy Maciej Cyrkot, Iwan Dutkanycz i Stefan Felenczak zasiedli przy potężnym bloku, by wykuć z niego kapliczkę. Zlecenie złożone kamieniarskiej spółce przez tutejszego gospodarza Teodora Worobela nie było ani łatwe, ani tanie. Ten jednak przy kresie życia chciał ją ufundować. Jak do dzisiaj wspominają bartnianie, budowla była jego podziękowaniem dla Matki Bożej za pomyślność i powodzenie, które spotkało go w życiu.

Figura Maryi umieszczona wewnątrz jest jeszcze starsza. Tak naprawdę nawet Józef Worobel, prawnuk fundatora nie wie, ile liczy sobie lat. Przeniesiona została ze starej, drewnianej kapliczki znajdującej się przy drodze i szlaku turystycznym prowadzącym od niedalekiej krzyżówki w kierunku Banicy lub Wołowca. Około 100 metrów od nowej, kamiennej.

- Ojciec opowiadał, że Matka Boża na swe nowe miejsce do kamiennej kapliczki została przeniesiona ze starej, drewnianej, ale bez należytej czci i bez uroczystej procesji - wspomina pan Józef. - Ponoć nie mijało zbyt wiele czasu, gdy znikała ze swojego nowego miejsca, a znajdowano ją w starym, jakby wędrowała - dodaje.

Mieszkańcy Bartnego mówią, że dopiero, gdy odprawiono na tę okoliczność specjalne nabożeństwo, powroty ustały.

Płócienne sukienki spod ręki pani Heleny

Pan Józef pamięta ten obraz z dzieciństwa. Za oknem zimowy pejzaż, wiatr hula nad Bartnem, zaspy takie, że świata bożego nie widać. W domu pod kuchnią słychać tylko trzask palącego się drewna.

- Latem na 16 hektarach ziemi było co robić od świtu do nocy. Łatwiej rodzicom było, gdy nasza trójka już dorosła, bo wszyscy pomagaliśmy przy krowach i w pracy w polu. Zima natomiast była takim okresem, że mieli więcej czasu. Mama zasiadała wtedy do swojej maszyny. Szyła nowe ubrania, łatała te, które trzeba było naprawić. Do tego zawsze sobie nuciła. W końcu przez 60 lat śpiewała w naszym cerkiewnym chórze - opowiada.

To były właśnie te momenty, kiedy kolorowe skrawki materiału w rękach pani Heleny zamieniały się w płócienne sukienki maryjne.

- Zawsze były dość podobne, choć mama dbała, by różniły się kolorem. Każda składała się z sukienki i nałożonej na nią jakby peleryny, czy woalu, który opadał na ramiona figury spod mitry, którą przenajświętsza Panienka ma na głowie - mówi.

Bez odzienia nie mógł też zostać Jezus, którego czuła Mateczka trzyma w rękach jak największy skarb, a on uniesioną dłonią błogosławi każdemu, kto choć na chwilę przystanie przed kapliczką. Od pani Heleny dostawał więc zawsze Jezus przewiązaną w pasie skromniutką koszulkę.

Dzisiaj w drewnianym domu seniorów Worobelów nie mieszka nikt. W środku jak przed laty stoi jeszcze maszyna do szycia pani Heleny. Już nie ta na nożny pedał, którą z dzieciństwa pamięta pan Józef, ale współczesna.

- Gdy stara się zepsuła, kupiliśmy nową, bo mama lubiła to robić, dopóki sił jej starczyło. Zmarła w kwietniu 2016 roku, miała 89 lat, tata odszedł jeszcze wcześniej - dodaje.

Pan Józef gawędziarz jak ojciec

Rolnicy poranne obowiązki mają już za sobą. Krowy wydojone, całe stado wygnane na wypas pod lasem. Przed oborę podjeżdża właśnie cysterna z mleczarni. Na chromoniklowej beczce napis - mleko ekologiczne - inne być nie może, bo tutaj czyste powietrze aż drażni nozdrza, a woda w Bartniance krystaliczna.

Pan Józef siada na trawniku między starym a nowym domem, który wybudowali z żoną Krystyną.

- Tata był takim wiejskim gawędziarzem, a nasz dom zawsze był otwarty, szczególnie dla turystów. Trafiali do nas, wędrując czerwonym szlakiem. Często prosili o nocleg, bo najbliższe schroniska były wtedy w Kątach pod Żmigrodem, albo dopiero na Magurze. Tego w Bartnem, z którym teraz sąsiadujemy, jeszcze nie było - wspomina pan Józef.

Ojciec Józefa opowiadał historię kapliczki, wsi, wysiedleń Łemków z 1947 roku, historię swojej żołnierskiej tułaczki podczas II wojny światowej, a turyści słuchali z zapartym tchem i otwartymi ustami.

- Nieraz przy ognisku zastawała ich późna noc i wtedy tata wysyłał wszystkich do stodoły na siano do spania. Kilka dni temu przy domu zatrzymał się samochód. Wyszedł z niego tak na oko około 60-letni mężczyzna. Był z rodziną, pewnie wnukami. Rozglądał się wokoło, podszedł do kapliczki, w końcu przywitał się i wspominał ojca i spanie na sianie, i Bartne sprzed 35 lat - dodaje pan Józef.

Gospodarz na chwilę zamyśla się, spogląda na krowy pasące się pod lasem, na nowoczesną oborę, odpala kolejnego papierosa: - Kto po mnie za kolejne 30 lat to wszystko opowie. Dwóch dorosłych synów poszło z domu, teraz córka wyjeżdża do pracy - zamyśla się.

Jedno na krańcu Bartnego się nie zmienia. W swoim domku z piaskowca stoi Madonna. U jej stóp księżyc, choć by go zobaczyć, trzeba nieco unieść w górę rąbek różowej sukienki. Co jakiś czas Worobelowie kapliczkę bielą, pani Krystyna zawsze na wiosnę ściąga płócienne sukienki, pierze, krochmali, zakłada na figury.

Kto będzie szył nowe? - pytam pana Józefa.

- Ja też szyć potrafię, może kiedyś spróbuję - kończy swą opowieść.

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska