Stroną wiodącą w sporze jest Andrzej Papierz, były oficer UOP-u, a dziś główny kadrowiec polskiej dyplomacji, który w praktyce pociąga za sznurki w MSZ. Co pisze odwołany ambasador Polski w Japonii w liście do prezydenta?
W związku z nagłym i natychmiastowym w skutkach odwołaniem mnie w dniu 19 czerwca b.r. (decyzje otrzymałem w dniu 21.06.) z funkcji ambasadora RP w Japonii, zwracam się z uprzejmym pytaniem o powód podjętej decyzji" - pisze Jacek Izydorczyk, ambasador Polski w Japonii.
Jak pisze Onet, Izydorczyk stał się ofiarą w brutalnej wojnie o stanowiska i wpływy, która toczy się w MSZ.
Wszystko z powodu osoby Andrzeja Papierza, Dyrektora Generalnego Służby Zagranicznej. Z racji na zajmowane wcześniej stanowisko w UOP-ie, Papierz ma się sugerować w decyzjach kadrowych wewnątrz MSZ dawnymi znajomościami ze specsłużb - informuje Onet.
Izydorczyk jednak skarży się prezydentowi RP na zaistniałą sytuację.
Za całą akcją dyskredytacji mojej osoby stoi A. Papierz oraz grono jego najbliższych znajomych oraz podległych mu urzędników. Miało to na celu, po pierwsze: usunięcie z MSZ mnie jako osoby nowej w tej instytucji; po wtóre: zwolnienie miejsca na stanowisku ambasadora RP w Japonii - pisze Izydorczyk.
Wojna w MSZ przypada na czas wizyty japońskiej delegacji w Polsce. Do Warszawy przyleciał brat cesarza i następna tronu, książę Akishino z żoną - księżną Kiko. Jak wynika ze zwyczaju, w takiej wizycie powinien również uczestniczyć ambasador Polski w Japonii. Tak się jednak nie stało, gdyż Izydorczyka w Warszawie nie ma.
MSZ przekonuje, że "o odwołaniu Ambasadora RP w Japonii zadecydowały uzasadnione potrzeby służby zagranicznej", zaś "udział Ambasadora RP w Japonii w wizycie następcy japońskiego tronu w Polsce nie był planowany". - informuje Onet.
Źródło: Onet.pl.
