- Miastowi mają wyobrażenie, że rolnicy mają wielkie dopłaty, a to bzdura. Hodowcy owiec mają sporo problemów. Nie mogą sprzedać nawet kawałka jagnięcego mięsa ze swojego gospodarstwa, a i cena wełny jest drastycznie niska - narzeka Jan Janczy, dyrektor Regionalnego Związku Hodowców Kóz i Owiec w Nowym Targu. Dodaje, że sentyment do ziemi i tradycji nie wystarczy, kiedy nie ma się z czego żyć.
- Młodzi nie chcą przejmować prowadzonych od pokoleń gospodarstw i nie ma im się co dziwić, kiedy trudno o godny zarobek - dodaje Janczy. W ciągu trzydziestu lat pogłowie owiec w Polsce spadło dwudziestokrotnie. A od 2008 roku liczba hodowanych owiec zmniejszyła się o 40 tys. sztuk. Kultura pasterska od wieków wpisana w krajobraz Karpat jest poważnie zagrożona.
Hodowcy liczą na PiS
- Kto ma owce ten jest baran! Tak najkrócej można podsumować opłacalność hodowli - skwitował z gorzkim uśmiechem doradca rolny w Nawojowej.
Rząd PiS obiecuje wprowadzenie nowych regulacji dotyczących sprzedaży bezpośredniej. Jan Janczy spotkał się w ubiegłym tygodniu z Krzysztofem Jurgielem, ministrem rolnictwa i rozwoju wsi. Posłanka PiS Barbara Bartuś podczas sobotniej wizyty na Agropromocji obiecała wsparcie.
Na dorocznej Międzynarodowej Wystawie Rolniczej Agropromocja w Nawojowej zaprezentowali się hodowcy zwierząt i producenci płodów rolnych z całej Małopolski.
Źródło: Gazeta Krakowska