Zła passa mistrzów Polski trwa w najlepsze, ale kto spodziewał się sukcesu na King Power Stadium, gdy na krajowym podwórku jest tak tragicznie. W czwartek Marek Gołębiewski przecenił chyba możliwości swoich piłkarzy (szczególnie te taktyczne), ale kluczem do porażki były po prostu błędy zawodników.
Legia była w stanie zagrać na "zero z tyłu" tylko przez 10 minut. Strata Mahira Emrelego i jego lenistwo w powrocie oraz fatalne krycie Mateusza Wieteski pozwoliły na wejście w pole karne Patsonowi Daka , który pewnie pokonał Cezarego Misztę. To był jednak początek błędów w szeregach mistrzów Polski.
W 21. minucie było już 2:0. James Maddison znalazł się z piłką na 8. metrze i ani Artur Jędrzejczyk ani Yuri Ribeiro go nie zatrzymali. Anglik zakręcił nimi w stylu Miroslava Radovicia i pewnym strzałem trafił do siatki. Po raz kolejny nie pomógł Wieteska, który przy strzale zmniejszył obręb swojego ciała zamiast je powiększyć.
Pięć minut później Legia dostała złudną nadzieję. Piłkę ręką w polu karnym zagrał Wilfred Ndidi i sędzia wskazał na "wapno". Rzut karny Emrelego obronił jednak Kasper Schmeichel, ale do dobitki zdążył Filip Mladenović i z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki. Leicester podwyższyło na 3:1 jeszcze przed przerwą. Tym razem nie popisał się Miszta, który zawahał się wychodząc do dośrodkowania i z bliskiej odległości zrehabilitował się Ndidi. W drugiej połowie Anglicy zlitowali się i wynik się nie zmienił.
Trudno pochwalić kogoś z warszawskiego zespołu. Najlepiej wypadł chyba strzelec jedynej bramki Mladenović. Serb był aktywny w ofensywie, a jego dośrodkowania były najlepszą bronią Legii. Najgorzej wypadli Miszta i Wieteska, ale Mathiass Johanssen i Artur Jędrzejczyk też mogą z powodzeniem bić się o to miano.
Po dwóch sensacyjnych zwycięstwach nadeszła rzeczywistość. Legia Warszawa przegrała w czwartek trzeci mecz z rzędu w Lidze Europy i ósmy z ostatnich dziewięciu. Z sześcioma punktami na koncie mistrzowie Polski zajmują ostatnie miejsce w grupie C. 9 grudnia czeka ich mecz o wszystko ze Spartakiem w Warszawie. Jeśli zespół Marka Gołębiewskiego wygra to nawet awansuje do fazy pucharowej Ligi Europy. W każdym innym wypadku nie zagra nawet w Lidze Konferencji Europy.
