Burmistrz Limanowej Władysław Bieda po pogryzieniu kobiety przez bezpańskiego psa chce zabić całą watahę. Zwrócił się do powiatowego lekarza weterynarii z prośbą o wydanie decyzji o uśpieniu zwierzaków.
Pozbawione opieki cztery kundle po śmierci ich pana wałęsały się po osiedlu. Z czasem dołączyły do nich inne psy. Głodne i wystraszone stały się groźne dla ludzi, którzy zbliżali się do ich dawnego domu przy ulicy Batorego.
Pogryziona limanowianka
Pod koniec kwietnia jeden z psów ugryzł kobietę spacerującą z małym dzieckiem. Poszkodowana nie potrafiła wskazać, który zwierzak ją skaleczył.
Weterynarz nie mógł więc zbadać, czy pies zarażał wścieklizną. Skończyło się na tym, że limanowianka musiała przyjąć serię bolesnych zastrzyków w brzuch.
- Pogryzienie przy ul. Batorego to nie był, niestety, jednorazowy incydent z udziałem psów wałęsających się w tej okolicy. Dlatego musiałem zareagować - wyjaśnia nam Jerzy Joniec, powiatowy lekarz weterynarii w Limanowej.
Wnioskował o czasowe odebranie psów ich właścicielom. Burmistrz Bieda uznał, że kundle należy raczej uśpić, niż szukać innego rozwiązania.
- To karygodne zachowanie! - oburza się Beata Porębska, inspektorka Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które kilkakrotnie interweniowało w sprawie psów z ul. Batorego.
Zauważa, że przez dwa lata burmistrz nie zrobił nic, żeby rozwiązać problem, a teraz chce te psy po prostu uśpić.
- Nie ma do tego żadnych podstaw! - uważa. Powiatowy weterynarz też jest zdania, że problem powinien być pilnie rozwiązany dla dobra ludzi i psów.
- Ponieważ tylko burmistrz może czasowo odebrać psy właścicielowi, jeśli ten nie zajmuje się nimi prawidłowo, zwróciłem się do Władysława Biedy o interwencję - mówi Joniec.
Zapewnia, że w przesłanym do władz Limanowej piśmie zadeklarował wszelką pomoc. Nie spodziewał się jednak tak drastycznej reakcji burmistrza...
Psy należy uśpić
Bieda uznał, że najskuteczniejszym sposobem walki z zagrożeniem jest zabicie zwierząt.
- Powiatowy lekarz weterynarii uważa, że psy stanowią bezpośrednie zagrożenie dla mieszkańców, a skoro tak, to poprosiłem go o wydanie zgody na ich uśpienie. Przecież takie rozwiązanie przewiduje prawo - tłumaczy burmistrz Bieda.
Przyznaje, że spotkał się z odmową. Poprosił więc Jońca, by jednoznacznie stwierdził, czy wałęsające się psy stanowią w końcu zagrożenie dla ludzi, czy nie.
Weterynarz wyjaśnia, że owszem, biegające samopas psy mogą być groźne, ale na ich uśpienie nie mógł się zgodzić, bo to niezgodne z prawem.
- Psy można uśpić, jeśli stanowią ognisko wścieklizny. W tym przypadku tak nie jest - argumentuje Joniec. Dlatego upiera się przy tym, żeby burmistrz odebrał zwierzęta ich właścicielowi zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt.
Władysław Bieda nie wie teraz, jak ma rozwiązać problem watahy kundli z ul. Batorego.
- Nie pozostaje mi nic innego, jak ustalić, czyje to psy. Jeśli spadkobiercy zmarłego potwierdzą, że należą do nich, będę podejmować kolejne kroki - mówi. Czy znów napisze wniosek o uśpienie kundelków? Tego nie wie. Na razie zwierzaki są pod baczną obserwacją patroli straży miejskiej.