Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie i zwierzęta. Powódź dała tym psiakom domy

Magda Hejda
Spax - psychoterapeuta z azylu. W schronisku nazywał się Bumi
Spax - psychoterapeuta z azylu. W schronisku nazywał się Bumi Ewa Kawecka
Był tylko jeden taki dzień, kiedy po bezdomne psy i koty ludzie cierpliwie stali w długiej kolejce i nie wybrzydzali - stary, młody, ładny, brzydki. Brali pierwszego z brzegu, bo życie każdego było tak samo ważne.

Krakowskie schronisko po raz pierwszy i jedyny w historii opustoszało. 19 maja 2010 roku na wiadomość o uszkodzeniu wału w pobliżu schroniska ruszyliśmy z pomocą. Ponad sześćset azylowych zwierzaków w mgnieniu oka ludzie z Krakowa i okolic zabrali do swoich domów. Miały zostać u nich kilka dni. Połowa znalazła swoich ludzi na zawsze.

Ci, którzy nie mogli zatrzymać schroniskowego bezdomniaka, na różne sposoby szukali mu nowego domu. Często z powodzeniem. W poniedziałek mijają cztery lata od ewakuacji schroniska. Jak zapamiętali ten dzień ludzie , którzy przyjechali ratować bezdomne zwierzęta? Jak potoczyły się losy uratowanych?

Spaks psychoterapeuta
- Byłam w domu, zadzwonił telefon i usłyszałam zdenerwowany głos męża - Schronisko tonie, słyszałem w radiu. Trzeba ratować psy. Włóż kalosze i jedź. Mieliśmy wtedy suczkę z azylu i bardzo duże mieszkanie - wspomina Ewa Kawecka. - Nie prowadzę samochodu, szukałam informacji, czy w ogóle uda mi się dostać na Rybną. W końcu skontaktowałam się z mężem i poprosiłam - Bogdan zwolnij się z pracy, jedźmy razem. Kiedy dotarliśmy w azylu, zostały tylko trzy psy.
Małżeństwo dowiedziało się, że są agresywne i nie można ich zabrać. Pracownicy azylu poradzili, żeby jechać do Krakowskiego Klubu Jeździeckiego, bo tam ewakuowano część zwierząt.

- Pojechaliśmy. Mąż wszedł do pierwszego z brzegu boksu i wyszedł z psem. Zanim doszliśmy z nim do samochodu, było jasne jak słońce, że już go nie oddamy do schroniska. Nazwaliśmy go Spax.

Mąż pani Ewy pracuje w branży budowlanej, spax to nazwa wkrętów do drewna, które bardzo łatwo się wkręca, a ten psiak od razu wkręcił się w ich serca.

- Potem poznaliśmy jego historię - opowiada. - W schronisku nazywał się Bumi, trafił tam w poważnym urazem głowy, zagłodzony. Miał problemy żołądkowe, leczyliśmy go kilka miesięcy. Nasza suczka Tita zaakceptowała przybysza. Kiedy staruszka Tita odeszła, zabraliśmy z krakowskiego schroniska Didi - suczkę po traumatycznych przejściach.
Spax okazał się niezastąpionym psychoterapeutą dla znerwicowanej Didi. Pomógł jej przetrwać pierwsze chwile w nowym miejscu. Spax nie tylko dał nam swoją miłość i radość, ale nauczył cierpliwości, pokazał, jak radzić sobie ze stresem. Przekonaliśmy się, że w pewnych sytuacjach reagujemy podobnie. Zobaczyliśmy, ile trzeba czasu, żeby uporać się z traumą. Wszystkie psy, które mamy, są z azylu, nie wzięłabym zwierzaka z innego miejsca - zapewnia Ewa Kawecka.

Kitra - pies mojego życia

- Jeżdżę konno, w KKJ bywałam często. Tego dnia kolega zawiadomił mnie, że są tam psy ewakuowane ze schroniska i potrzebna jest każda para rąk. Pojechałam tak jak stałam, w długim płaszczu i w szpilkach, nie po zwierzaka, tylko, żeby pomóc przy ich wydawaniu - wspomina Agnieszka Sikora.

- W boksie było kilkanaście niewielkich psów i klata ze szczeniakami - opowiada. - Szorstkowłosa, chudziutka suczka, podobna do jamnika, usiadła przy mojej nodze i już się nie ruszyła. Ludzie przychodzili i zabierali zwierzaki. Jakaś kobieta zainteresowała się szorściakiem. Wyciągnęła rękę, żeby założyć suczce smycz, a ona wyszczerzyła zęby i przytuliła się do mojej nogi. Zaproponowałam pani innego psa, a małą wzięłam na ręce i zaniosłam do samochodu. W domu miałam dwie kotki i rozpieszczoną suczkę Spację. Nawet do głowy mi nie przyszło, że wrócę z psem. Tamtego dnia nie ja wybrałam, to ja zostałam wybrana - dodaje. - Pojechałam z nią do lekarza. Była bardzo chuda i przestraszona. Dowiedziałam się, że ma sześć, może siedem miesięcy i jest zdrowa. Wieczorem wskoczyła do łóżka, położyła mi pyszczek na szyi. Ta noc i następne to było spanie "na faraona". Nie mogłam się ruszyć, bo każdy mój ruch wywoływał w niej panikę. Bała się, że gdzieś zniknę. Rano okazało się, że mała nie podnosi głowy, oczy ma zamglone. Lekarz stwierdził zapalenie płuc.

Pani Agnieszka nauczyła się robić zastrzyki, żeby nie jeździć do lecznicy. Nazwała ją Kitra, bo zawsze się "wkitra" pod ramię albo na kolana. Ma świetnie opanowaną umiejętność wtulania się w człowieka.

- Jestem jej trzecim właścicielem. Jako szczeniak trafiła do azylu, potem znalazła dom, ale ją oddali. Przestała jeść, wpadła w depresję, a przeżycia związane z ewakuacją zupełnie ją przerosły. Po prostu odchorowała stres. Spacja przyjęła ją dobrze. Dziś są nierozłączne, razem brykają po ogrodzie, nasza 12-latka wyraźnie odmłodniała.

- Kitra często śpi na jednym posłaniu z kotkami. Miałam już sporo zwierząt, ale Kitra to pies mojego życia - mówi Agnieszka Sikora. - Ona patrzy mi prosto w oczy i rozumiemy się bez słów. Myślałam, że takie historie zdarzają się tylko w filmach.

Zygfryd na mnie czekał

- Zimą na stronie schroniska wypatrzyłam najstarszego rezydenta. Bardzo chciałam przygarnąć Zygfryda, ale jeździłam wtedy do Warszawy na dwudniowe kursy z fizjoterapii i nie miałabym go z kim zostawić. 10 maja zdałam egzamin, kilka dni później koleżanka, która pracuje w banku, wysłała mi SMS-a : nie mogę wyjść z pracy, a trzeba wyciągać z wody psy i koty. Włożyłam kalosze i pojechałam - wspomina Małgorzata Firlej.

Wprawdzie w azylu nie było śladu wody, ale niedaleko Wisła uszkodziła wał. Trwała ewakuacja. Pani Małgosia przyjechała z transporterkiem i zabrała dwa koty. Zawiozła je do domu i wróciła po psa.

- W schronisku było już pusto, więc pojechałam do KKJ. Weszłam do pierwszego boksu i ….zobaczyłam Zygfryda. Ten pies po prostu na mnie czekał. Przyjechaliśmy do domu. Widać było, że zostało mu niewiele czasu. Miał raka trzustki. Odszedł dwa i pół miesiąca później. Byłam przy nim, odchodził w spokoju i ciszy, a nie w azylowym boksie. To jest najważniejsze, choć szkoda, że nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Potem przygarnęłam z azylu bernardyna Barnabę, który kochał koty.
Małgorzata Firlej od czterech lat w swoim gabinecie "Fizjozwierz" pomaga stanąć na czterech łapach azylowym połamańcom.

Marsz Azylanta

24 maja o godz.11 z korony bulwaru wiślanego przy moście Dębnickim wyruszy radosny orszak psów. Kiedyś były nikomu niepotrzebne, dzisiaj mają kochających opiekunów. Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt i Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zapraszają na Marsz Azylanta osoby, które przygarnęły psa lub kota ze schroniska i wszystkich przyjaciół zwierząt - bez wyjątku.

Czworonożny korowód jest podziękowaniem dla krakowian, którzy w czasie powodzi 2010 roku przygarnęli bezdomne zwierzaki ze schroniska. Przez jakiś czas o psach i kotach z azylu było głośno i wzruszająco, a potem woda opadła i emocje też. Połowa wróciła za kraty.

Od tego czasu codziennie przybywa nowych, znalezionych, odebranych tym, którzy je maltretują. Właściciele oddają swoje zwierzęta bo chore, stare, bo w ich życiu nie ma już czasu na psa albo kota. Pozbywają się kociąt i szczeniaków, które urodziły się w ich domach. Dziś w schronisku jest czterysta psów i ponad sto kotów.

Część kiedyś znajdzie dom, ale są takie, na które nikt nie zwróci uwagi i będą tu do śmierci, choć każdego dnia tęsknią za człowiekiem, spacerem, zwykłym życiem bez krat. Czyżby tylko w obliczu kataklizmu miały szansę na dom?

Marsz Azylanta jest również po to, żeby przypominać, że one wciąż czekają, a ich życie jest krótkie. Agnieszka Gryźniak z krakowskiego schroniska zachęca - Pokażmy, jak wspaniałe są "adopciaki". Pies czy kot z azylu to powód do dumy. Im dłuższy orszak uda się nam stworzyć, tym przekaz będzie mocniejszy. Przejdziemy wspólnie pod pomnik Dżoka. Będą wybory Psiego Króla i Królowej, zobaczymy pokaz pracy psa asystującego osobie niepełnosprawnej. Marsz Azylanta to okazja do darmowego zaczipowania i rejestracji swojego zwierzaka. Na czworonogi czeka kilka niespodzianek, na przykład nietypowe zabawki - psiak musi trochę "pogłówkować", żeby dostać się do ukrytego przysmaku. Przed publicznością zaprezentują się czworonogi ze schroniska, wspaniałe i smutne, bo niczyje. Czy wrócą za kraty, czy w przyszłym roku razem ze swoim człowiekiem pomaszerują w orszaku szczęśliwych psów? Jeśli dacie im szansę, obiecuję, nie pożałujecie!

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska