https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Maja Włoszczowska: W Kanadzie nie mogłam patrzeć na rower [ROZMOWA]

Karol Maćkowiak
- Jestem po treningu na miejscu, przejechałam kilka rund i czuję się dosyć bezpiecznie. Na szczęście trasa w Val di Sole nie jest bardzo trudna technicznie, natomiast ryzyko zawsze jest. Nie będę szarżowała, ale oczywiście będę walczyć o czołowe miejsca – mówi Maja Włoszczowska przed ostatnimi zawodami Pucharu Świata w kolarstwie górskim w Val di Sole we Włoszech.

Jakby nie patrzeć – wystartuje Pani w Val di Sole z pękniętą kości ręki… Czuje pani ból?
Jest zdecydowanie lepiej niż przed zawodami w Kanadzie, w których nie wystartowałam. Tam przejechałam jedną rundę i miałam dosyć roweru górskiego, nie mogłam na niego patrzeć. Jest duża poprawa, konsultowałam wszystko z lekarzami, dali mi zielone światło. Urazy są wliczone w nasze ryzyko zawodowe, moja partnerka z zespołu Jolanda Neff też jest po kontuzji. Radzimy sobie.

Gdyby nie kłopoty ze zdrowiem, walczyłaby Pani o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata?
Aż do zawodów w Kanadzie była szansa na zwycięstwo. Tam jednak właśnie z uwagi na kontuzję nie wystąpiłam, a poza tym Belomoina była tam bardzo mocna i trudno byłoby z nią wygrać. Trochę szkoda, bo ten sezon od początku miałam dobry – jest jak jest, biorę to, co daje życie i walczę o podium w generalce. W tym roku rywalizacja w Pucharze jest bardzo dziwna – równo jeżdżą Yana Belomoina i Linda Indergard, a nawet ósma obecnie zawodniczka ma szanse na drugą lokatę w generalce. Wygrałam tutaj w 2010 roku, lubię Włochy, więc liczę na dobry występ.

Warto podejmować ryzyko tuż przed Mistrzostwami Świata w Australii, które odbędą się 5-10 września?
Jestem po treningu na miejscu, przejechałam kilka rund i czuję się dosyć bezpiecznie. Na szczęście trasa w Val di Sole nie jest bardzo trudna technicznie, natomiast ryzyko zawsze jest. Nie będę szarżowała, ale oczywiście będę walczyć o czołowe miejsca. Jestem trzecia w klasyfikacji generalnej, mimo że nie wystartowałam w Kanadzie i chcę to miejsce utrzymać. Dziewczyny mnie gonią, więc muszę być wysoko. Ten start jest mi bardzo potrzebny – gdybym tu nie pojechała, to w sumie miałabym prawie dwa miesiące przerwy od ścigania, a to już zbyt wiele.

Uraz przeszkodził w przygotowaniach do Mistrzostw Świata?
Cały czas idę wytyczoną wcześniej ścieżką. Następnego dnia po pechowym upadku już siedziałam na rowerze i trenowałam na szosie. Pod względem wydolności wszystko jest dobrze, ale trzeba być obytym na rowerze MTB, dlatego też spokojnie trenowałam w Livigno.

Współpraca z Jolandą Neff układa się bardzo dobrze – prawdopodobnie zwyciężycie w klasyfikacji teamów.
Jeździłyśmy w Giancie razem przez dwa lata, świetnie nam się współpracowało, chociaż nasze role się zmieniały – najpierw ja wszystko wygrywałam, później Jolanda. Nie wpłynęło to na nasze relacje i teraz jest podobnie – motywujemy się nawzajem i cieszymy z sukcesów, a to dobre dla mnie i dla niej. Podium dla zespołu to zawsze coś szczególnego – tym bardziej dla osób, które pracują od rana do wieczora, a ich wysiłek nie jest widoczny.

Niemal dokładnie rok temu cieszyła się pani ze srebra olimpijskiego w Rio. Podjęła już Pani decyzję odnośnie ewentualnego startu w Tokio za trzy lata?
Nie chcę składać deklaracji, lepiej czuję się bez dodatkowej presji. W stawce jest kilka zawodniczek starszych ode mnie, które co roku mówią, że to ich ostatni sezon i ja chyba wchodzę na ten sam etap. Jest to bardzo prawdopodobne, że do Tokio „dojeżdżę”. Jeśli będę się czuła na siłach, będę zdrowa i zmotywowana, to zobaczycie mnie na trasie olimpijskiej.

Rozmawiał Karol Maćkowiak

Niedzielne zawody Pucharu Świata MTB cross-country w Val di Sole będzie można oglądać na żywo na bezpłatnej platformie Red Bull TV od godz. 12. Zawody komentować będzie Adam Probosz, znany ekspert kolarstwa.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska