FLESZ - Przez pandemię rośnie liczba samobójstw

Ola i Michał zostali małżeństwem w lipcu 2015 roku. Kilka lat temu założyli na swojej posesji w Majkowicach Hotelik dla Zwierząt Amos Przystań. Opiekowali się w nim psami i kotami.
"Nasz Hotelik Amos Przystań powstał z miłości do zwierząt. Powstał, by nieść pomoc tym najsłabszym. Tworzymy miejsce w którym ideą jest dać zwierzakom ponownie uwierzyć w ludzi, uwierzyć w to, że dotyk nie musi oznaczać bólu" - napisali.
Z licznych filmików, jakie publikowali, jawi się obraz ludzi, dla których prowadzenie tego typu działalności było wspólną pasją. W czasie upałów czworonogom urządzali nawet kąpiel w basenie.
16 lipca przed południem Ola i Michał opublikowali swoje ostatnie zdjęcia przed zniknięciem. Wykonali je nad zalewem w Zabierzowie Bocheńskim. Później ślad po nich nagle się urwał, a zwierzęta zostały na posesji bez opieki.
Telefon, podany na stronie hotelu, nie działa, po wybraniu numeru odzywa się poczta głosowa.
- 17 lipca dostałam SMS z nieznanego mi numeru: „Nas już nie ma, wszystko jest w pace po prawej stronie, zaopiekuj się naszymi dziećmi”. Odpisałam, że nie rozumiem - opowiada Bożena Kondracka ze stowarzyszenia Oaza Spokoju Zielona Mila w Katowicach, która miała umowę z małżeństwem z Majkowic. W prowadzonym pod Bochnią hotelu miała kilka swoich psów.
Komunikat o zaginięciu małżeństwa z Majkowic
Pięć dni później w mediach społecznościowych pojawiła się informacja o zaginięciu Oli i Michała.
- Siostra Oli zadzwoniła do mnie w czwartek rano, że dom jest opuszczony, że psy od około tygodnia są zamknięte - wspomina Ludmiła Sasorska z krakowskiego stowarzyszenia Frikaj.pl. Również ona miała psy w domu małżeństwa z Majkowic.
Wiadomość o zaginionym małżeństwie rozeszła się w sieci z sprawą setek udostępnień. Sprawę nagłośniły również media, w tym ogólnopolskie. Zagadką pozostawał jednak fakt, że policja o zaginięciu również dowiedziała się z mediów społecznościowych.
Tego samego dnia dom w Majkowicach został otwarty przez policję i straż pożarną. - Na miejscu okazało się, że psów jest 28 i 4 koty. Początkowo byliśmy przekonani, że Ola i Michał zaginęli. Dopiero po kilku dniach okazało się, że wyjechali - mówi Ludmiła Sasorska.
Wszystkie zwierzęta zostały zabezpieczone. Ich sytuacja wyjaśniła się po znalezieniu dokumentów. Udało się odszukać pozostałych właścicieli psów.
Drugie dno tajemniczego zniknięcia Oli i Michała
28 lipca policja w Bochni opublikowała komunikat o plantacji konopi indyjskich, znalezionych w gminie Bochnia. Choć nazwy miejscowości nie podano, wiele osób natychmiast skojarzyło fakty.
- 14 lipca policjanci przyjechali pod wytypowany adres, mieszkająca tam kobieta od razu przyznała się, że prowadzi uprawę konopi indyjskich - czytamy w komunikacie na stronie internetowej komendy policji w Bochni. Jak ustaliliśmy, chodziło o Olę.
Policjanci przeszukali zarówno teren posesji, jak i dom. - Za posesją funkcjonariusze odnaleźli specjalnie przygotowane tunele, w których znajdowała się aparatura służąca do profesjonalnej uprawy roślin. Łącznie, bocheńscy kryminalni natrafili na 116 krzaków konopi oraz 31 gramów suszu.
Z naszych informacji wynika, że 14 lipca Aleksandra S. została zatrzymana w policyjnym areszcie na 48 godzin. - Postawiono jej zarzuty prowadzenia uprawy mogącej dostarczyć znacznej ilości ziela konopi innych niż włókniste, którą prowadziła w celu osiągnięcia korzyści majątkowej oraz posiadania przyrządów służących uprawie narkotyków. Wobec podejrzanej zastosowano dozór policyjny, zakaz opuszczania kraju, a także poręczenie majątkowe - czytamy we wspomnianym komunikacie.
Wszystko wskazuje na to, że po zwolnieniu 32-latki z aresztu, małżeństwo zdecydowało się zniknąć. Nie udało nam się ustalić, gdzie obecnie przebywają. Zdaniem osób, z którymi rozmawialiśmy, przebywają za granicą. Ich posesja w Majkowicach stoi pusta, nie ma już na niej szyldu dawnego hotelu dla zwierząt.
Może mieli kłopoty finansowe?
Bożena Kondracka nie może pojąć motywów zachowania swoich znajomych. - Psy to było całe ich życie. Nie mieli dzieci. To był jedyny hotel, co do którego nie miałam wątpliwości, że psiaki mają tam dobrze, ponieważ nie były w kojcach. Miały wszystkie potrzebne szczepienia, były odrobaczone - wylicza.
Kobieta podkreśla, że Ola i Michał trzymali zwierzęta w domu, a tylko kilka z nich było na zewnątrz. - Do dzisiaj jest dla nas niezrozumiałe, dlaczego tak postąpili, bo przecież za pensjonat też pobierali pieniądze. Po co im to było i w jakim celu? Nie wydaje mi się, żeby tym handlowali. Coś się musiało niedobrego wydarzyć, że zostawili psy. Może mieli jakieś kłopoty finansowe, że w coś takiego poszli? - zastanawia się głośno Bożena Kondracka.
Również innemu znajomemu pary nie mieści się w głowie to, co się stało. - To nie byli jacyś narkomani, dilerzy czy przestępcy. Ot młodzi ludzie, trochę zagubieni w chorym świecie, ale życzliwi i pomocni - mówi, prosząc o anonimowość.
Śledztwo w sprawie plantacji narkotyków z Majkowic jest prowadzona pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Bochni.
- Malownicze trasy rowerowe w okolicach Bochni i Brzeska. Propozycje na wakacje
- "Mistrzowie parkowania" w Bochni [ZDJĘCIA]
- Galeria Odyseja w Brzesku oficjalnie otwarta. Sklepy oferują promocje
- Jak wyglądał Rynek w Bochni przed rewitalizacją i wycinką starych drzew?
- Bochnia. Nowo posadzone drzewa i krzewy na Rynku zazieleniły się, choć nie wszystkie
- Bochnia. Jerzy Owsiak otwarł pododdział noworodkowy im. WOŚP w bocheńskim szpitalu