Do dziś śmierć Elvisa owiana jest tajemnicą, pojawiają się nawet teorie mówiące, że król rock&rolla wciąż żyje.
Pewne, że umarł
Niestety, 16 sierpnia 1977 roku uznano go za zmarłego. Jego ciało znaleziono na podłodze w łazience w Graceland. Było tak zimno, że zsiniał.
Zgon potwierdzono w szpitalu w Memphis i tam przeprowadzono sekcję zwłok. Oficjalna przyczyna śmierci mówiła o "nadciśnieniowej chorobie sercowo-naczyniowej z miażdżycą serca”.
Co zabiło legendę muzyki?
Dan Warlick z Biura Głównego Lekarza Sądowego Tennessee ujawnił: Przewlekłe zaparcia Presleya – będące wynikiem lat nadużywania leków i objadania się produktami bogatymi w tłuszcze i cholesterol – spowodowały tak zwany manewr Valsalvy.
Mówiąc prościej, wysiłek związany z wypróżnieniem uciskał aortę brzuszną, powodując zatrzymanie serca. Sekcja wykazała w jelitach Elvisa zwarty stolec sprzed czterech miesięcy. Denat miał opuchniętą twarz i wzdęty brzuch, krwawiący wrzód i zapalenie wątroby. Pod koniec życia ważył 170 kg. Potrzebował pielęgniarki na pełen etat i przez cały 1975 rok odmawiał kąpieli, co spowodowało, że na jego ciele pojawiły się rany.
Faszerowany lekami
Raporty toksykologiczne wykazały, że w organizmie króla rocka był szereg leków, w tym kodeina, w dawce 10-krotnnie większej niż przypisana.
Jest mowa także o 14 narkotykach, w tym morfinie, diazepamie i kilku barbituranach. \
lena
