Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Jagiełło całe życie naprawia parasole. I trochę cieszy się, kiedy pada

Maria Mazurek
Małgorzata Jagiełło całe swoje zawodowe życie, od 1972, pracuje w tym samym zakładzie reperującym parasole w krakowskiej Nowej Hucie, na os. Szkolnym. Zakład przejęła od teściowej
Małgorzata Jagiełło całe swoje zawodowe życie, od 1972, pracuje w tym samym zakładzie reperującym parasole w krakowskiej Nowej Hucie, na os. Szkolnym. Zakład przejęła od teściowej Joanna Urbaniec
Pani Małgorzata, silna, energiczna kobieta, usta starannie pomalowane czerwoną szminką, bluzka dobrana do spódnicy, a spódnica do bluzki.

Złośliwa wprawdzie być nie chce ani trochę, bo do życia i ludzi podchodzić trzeba pozytywnie. Ale kiedy pada deszcz, to jednak uśmiech, na przekór innym, sam ciśnie się na jej usta. Bo jak deszcz jest, to i pracę ma pani Małgorzata. - Gdyby dziś padało, to dwóch minut bym nie uszczknęła, żeby z panią pogadać. Klienci spokoju by nie dawali, wchodzili by i wychodzili, wszyscy obudzeni nagle, że ich ulubiony parasol zepsuty - tłumaczy. Ale że pogoda lubi płatać figle, listopad spokojny mamy, całkiem słoneczny.

42 lata temu...
Pani Małgorzata, nie ma co ukrywać, na os. Szkolnym w Nowej Hucie jest rozpoznawalną dość postacią. Co chwię ktoś wpada, zagada, pozdrowi, pomacha.

Nic dziwnego - pod numerem 14 urzęduje całe swoje zawodowe życie, od 1972 roku. I choć skończyła zawodówkę gastronomiczną, to ani dnia nie przepracowała w zawodzie. Ba, nawet o tej gastronomii zbyt dużego pojęcia nie ma, jeśli ma być szczera.

Wtedy, 42 lata temu, kiedy kończyła zawodówkę, spotykała się z pewnym kawalerem. Jego mama zajmowała się parasolkami. Mistrzem parasolnictwa była, jeszcze u Niemców pracowała. A od prawie dziesięciu lat prowadziła swój zakład, właśnie na osiedlu Szkolnym, pod numerem 14.

Ten kawaler zaproponował Małgorzacie: może do mojej mamy przyszłabyś na dwuletnią praktykę czeladniczą. - Nie miałam wtedy pojęcia o parasolach, nawet nie miałam własnego. Bo parasol, proszę pani, wtedy to było coś, cenna sprawa. Ale pomyślałam: szyć trochę umiem, w nowohuckim zakładzie parasolnictwa dobrze mi chyba będzie, jak u pana Boga za piecem - wspomina pani Małgorzata.

I jak przyszła, tak już została całe życie. Z parasolami i z synem swojej mistrzyni, za którego wkrótce wyszła za mąż.

36 lat temu...
W tym czasie zrobiła sobie wprawdzie krótką przerwę na rodzenie dzieci (dwójkę ich ma). I egzamin czeladniczy zdała, odnotować też trzeba. "Na stałe" na Szkolnym 14, jako czeladnik, zawitała w 1978 roku. - Kiedyś, proszę pani, rzemieślnicy to było coś. Musieli mieć praktykę, wiedzę, umiejętności. No i to wszystko wykazać. Niełatwo było zdobyć ten tytuł, ale dla klientów sprawa była prosta: oddają swoje zegarki, buty, sukienki i parasole w fachowe ręce - opowiada.

Co się zaś tyczy samych parasoli, sprawa miała się zupełnie inaczej, jak dzisiaj. Nie było chińskich jednorazówek za 10 złotych, lecz porządne parasole, które służyły przez lata.

Parasole gwiazdy na przykład. - Pani za młoda jest, to ja zademonstruję - pani Małgorzata wyczarowuje nagle parasol, którego druty, po rozłożeniu, układają się w kształcie gwiazdy. Albo parasole laski. To było coś.

- Idzie sobie elegancki dżentelmen o lasce, o widzi pani, tak wyglądała - znów prezentuje pani Małgorzata. - I nagle deszcz zaczyna padać, a on nagle hop, wyciąga z tej laski parasol, a resztę, tę rurkę, chowa sobie gdzieś dyskretnie - tłumaczy.
Inna sprawa, że kiedy parasole były dobrem deficytowym, to ludzie bardziej o nie dbali.

- Przecież buty też musimy wyczyścić i wypastować, żeby nam latami służyły. Podobnie parasole: oszuszyć trzeba porządnie, nie tylko pokrycie z tkaniny, ale i poczekać, aż woda z drutów odparuje. Potem schować. Nie rzucać gdzieś do siatek brudnych, bo wtedy nic dziwnego, że parasol się ubrudzi, popsuje i wygląda jak ścierka - stwierdza.

I tak za komuny zaczęła się przygoda Małgorzaty z parasolami. Teściowa wkrótce, w latach 80., przekazała jej i mężowi zakład. I tak razem pracowali z mężem: Małgorzata głównie szyła, przyszywała, obszywała. Mąż zajmował się naprawami wymagającymi większej siły, bo i takich jest w parasolnictwie sporo. Jakoś dzielili się obowiązkami.
Polubili to bardzo i chyba czuli się spełnieni.

13 lat temu...

Życie bywa jednak okrutne. Pani Małgorzata przekonała się o tym, kiedy w wypadku zginął jej mąż. W październiku minęło 13 lat od tego najtragiczniejszego dnia w życiu Małgorzaty, a ona wciąż nie bardzo o tym potrafi rozmawiać.

Dała jednak radę. Okazało się, że jest silniejsza, niż myślała. Dosłownie i w przenośni. Bo przecież w tym zawodzie trzeba czasem coś przewiercić, siły sporo użyć. Pani Małgorzata ma tę siłę w rękach. I w głowie, bo przecież nie poddała się, nie chciała prosić innych o pomoc. Po prostu - wzięła się w garść i pracowała dalej.

Zresztą - pyta mnie - kto by mnie zatrudnił? Przecież ja tylko na parasolach się znam.

Dziś...
Przetrwała najgorsze i pracuje wciąż dalej, codziennie po siedem godzin. Sama się ostała w tym zawodzie w Krakowie (nie licząc jednej pani z Podgórza, ale ona już niewiele naprawia), choć do lat 90. takich zakładów, jak jej, było w mieście kilkanaście.

Rynek się zmniejszył, bo jak miał się nie zmniejszyć, jak ludzie traktują parasol jak jednorazówkę? Kupią jakiś za 10, 15 złotych, albo i w gratisie dostaną, użyją kilka razy i wyrzucą.

A dobry parasol, uważa pani Małgorzata, nie może kosztować mniej niż 50 złotych. Takie też dzisiaj są, i to polskiej produkcji. Porządne, solidne. Ale ludzie wolą wydać mniej i zaraz kupić nowy.

Choć i te "jednorazówki" pani Małgorzacie zdarza się naprawiać. Bo ktoś dostał w prezencie, bo ma sentyment, bo podoba mu się pokrycie.

Ludzie przynoszą też stare parasole. - Z moich czasów, lat 70., 80. - uśmiecha się pani Małgorzata. Pamiątki rodzinne, odgrzebane w starych szafach egzemplarze po mamie czy babci. - Ja to mam szacunek do takich ludzi, którzy proszą o odratowanie takiego parasola. Bywa, że z konstrukcji zostaną dwa druty albo bambusowa rączka, ale udaje się jednak pokombinować i parasol naprawić - opowiada pani Małgorzata.

A ludziom sprawić odrobinę przyjemności. Nawet, jeśli ich na nią nie stać. Bo pani Małgorzata, jak widzi, że komuś brakuje na życie, to za grosze naprawi parasol albo i za darmo. Dobrym trzeba być dla ludzi, prawda?

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska