Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Muszynianki" spółdzielczy sposób na sukces

Maria Mazurek
Maria Janas, prezes ,,Muszynianki", uważana za twórczynię sukcesów wody i drużyny siatkarek, po 25 latach odchodzi na emeryturę. I mówi: Jeśli mam się czym chwalić, to rodziną, dziećmi. A nie firmą
Maria Janas, prezes ,,Muszynianki", uważana za twórczynię sukcesów wody i drużyny siatkarek, po 25 latach odchodzi na emeryturę. I mówi: Jeśli mam się czym chwalić, to rodziną, dziećmi. A nie firmą Marcin Makówka
Jeśli ktoś pracuje w korporacji po 10-12 godzin na dobę, nie może być zdrowy. Z kolei w firmach państwowych rozmywa się odpowiedzialność. Tylko w spółdzielniach, gdzie pracownik jest pracodawcą, panuje i poczucie stabilizacji, i świadomość, że pracuje się na wspólny sukces - mówi Maria Janas, odchodząca na emeryturę prezes spółdzielni "Muszynianka" - w rozmowie z Marią Mazurek.

Po 25 latach odchodzi Pani z Muszynianki. Szmat czasu.
Kiedy świętowaliśmy setne urodziny mojej cioci, zapytaliśmy ją, czy to dużo, czy mało. Odpowiedziała: To tyle, jakby ktoś otworzył drzwi i zaraz zamknął. Z moją pracą w "Muszyniance" jest tak samo. Przeleciało. Dla mnie więc najważniejsze jest teraz te 25 lat, które - mam nadzieję - mam przed sobą.

Pani ma dopiero 62 lata i nie wygląda na osobę, której brakuje sił. Nie można by jeszcze trochę popracować?
O to samo pytali żegnający się ze mną pracownicy. Zapytałam więc ich: A chcielibyście, żebym odchodziła stąd o lasce, w momencie kiedy nie będę już sprawna i wszyscy będziecie mieć mnie dość? Trzeba wiedzieć, kiedy odejść. Sądzę, że robię to w dobrym momencie. I że zostawiam firmę w dobrej kondycji, nie opuszczam jej tylnymi drzwiami. To nie znaczy, że moim następcom nie będzie trudno prowadzić ,,Muszyniankę". Pewnie czasem będzie, jak w życiu.

Kiedy Pani ćwierć wieku temu przyszła do pracy, też było trudno.
Był 1989 rok, fala przemian ustrojowych w kraju. Przeczytałam anons w gazecie, że dzisiejsza "Muszynianka", wtedy spółdzielnia "Postęp", szuka głównej księgowej. Mieszkałam na Podkarpaciu, skąd pochodzę. Wsiadłam w pociąg i przyjechałam. Ludzie wchodzili w kapitalizm ze strachem, bali się zwolnień. "Postęp" nie składał się tylko z rozlewni wody "muszynianka" - nie była ona głównym filarem spółdzielni. Więcej ludzi pracowało w naszych zakładach cukierniczych w Tyliczu i Krynicy oraz w krynickiej przetwórni mięsa. Ale w kapitalizmie nie dało się być konkurencyjnym we wszystkim. Musieliśmy się na coś zdecydować.

Dlaczego akurat na wodę mineralną?
Z wielu powodów. Część zakładów dzierżawiliśmy, więc zaczęliśmy od ich likwidowania. Jeśli chodzi o największy - cukierniczy w Tyliczu, produkujący popularne cukierki na choinki, przestaliśmy być konkurencyjni. Pod każdym względem - jakości, asortymentu, ceny. Rynek słodyczy zalały swoimi produktami zagraniczne koncerny, z którymi nie byliśmy w stanie zwyciężyć.

Wodą byliście w stanie?
Początkowo nikt nie postawiłby na wodę. Wcześniej "muszynianka" to był nasz drugorzędny produkt, który sprzedawaliśmy zakładom pracy i na żniwa rolnikom. Ale zauważyliśmy pierwsze zmiany na rynku i poszliśmy za ciosem.

Jakie zmiany?
Po pierwsze, woda z Tylicza, ,,multivita", zaczęła być sprzedawana w plastikowych butelkach, co znacznie ułatwiało transport. Dodatkowo ta sama woda stała się nagle modna, ponieważ sponsorowała nagrody w telewizyjnym "Kole Fortuny" i co za tym idzie - była reklamowana w każdym programie TVP. To, jeśli mam być szczera, pomogło całemu rynkowi wód mineralnych. Coraz więcej zaczynało się również mówić o zdrowym odżywianiu, o tym, że należy pić dużo wody. A my mieliśmy dobrą, zdrową, bogatą w minerały i smaczną - to już zasługa pięknej sądeckiej ziemi. Udało się nie tylko przetrwać jako spółdzielnia, ale i się rozwijać. Postawiliśmy na handel tradycyjny i nowoczesny. I do dziś jesteśmy obecni na rynku na różne sposoby.

Akurat z dystrybucją mogłoby być lepiej. "Kroplę Beskidu", która nie jest nawet wodą mineralną, widać wszędzie. Was w sklepach często nie ma.
Bo to koncern Coca-Coli, zaopatrują w nią sklepy i stacje paliw razem z lodówkami. "Żywiec-Zdrój" to zaś koncern Danone, "Nałęczowianka" - Nestle. Tylko my, z popularnych wód, uchowaliśmy się jako polska firma. I spółdzielnia do tego.

Koncerny nie chciały Was kupić?
Chciały. Wiele było ofert i wizyt, mniej i bardziej poważnych.

Nie kusiło?
Nie bardzo.

Z perspektywy czasu jest Pani zadowolona, że do tego nie dopuściła?
Nie "ja". My.

Została Pani prezesem "Muszynianki" w 1992 roku i nie czuje się główną autorką tego sukcesu?
Sukces czy porażka firmy są kojarzone z jego prezesem. Ale sukces zawsze jest zbiorowy, a już szczególnie w modelu spółdzielczym. W modelu, w którym pracownicy są zarazem swoimi pracodawcami. Czują odpowiedzialność za losy firmy i rozumieją, że w jedności siła. Jeśli osobiście mam prawo czymś w życiu się chwalić, to rodziną, dziećmi, tym, że stworzyłam dom, a nie - firmą. Ważniejsze niż to, czy zje się ziemniaki z kotletem schabowym czy same, jest to, z kim się je zje. Ludzie.

Zna Pani każdego z 68 pracowników "Muszynianki" po imieniu?
Po imieniu, nazwisku, dacie urodzenia. I nawet po rodzinach, dzieciach, bo przecież całe lata jeździliśmy na wspólne wczasy. Nasze dzieci się zaprzyjaźniały, jeździły na kolonie. Zdążyłam wszystkich pracowników poznać, tym bardziej że bardzo duża część z nich pracowała tu jeszcze zanim ja przyszłam. Załogę "Muszynianka" ma dość wiekową, ponieważ średnia wieku to pewnie z 50 lat.

Atmosfera pracy w spółdzielni rzeczywiście jest przyjemniejsza?
Jest przyjemniejsza, bo ludzie mają świadomość, że grają w jednej drużynie. Mają poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, wiedzą, że pewnego dnia nie zastaną na swoim biurku wypowiedzenia, że nikt nie będzie na nich bez powodu krzyczał.

Zwolnienia się nie zdarzają?
Bywały jedynie, kiedy ktoś rażąco naruszył kodeks pracy. Ale to było bardzo dawno. Zdarzyło się również ze dwa, trzy razy, że ktoś sam się zwolnił, ponieważ się przeprowadzał. Ale żeby ktoś odszedł stąd do innej pracy na Sądecczyźnie - to raczej nie. Ludzie cenią sobie tę spółdzielnię. Wielu pracuje tutaj przez całe życie - to ich pierwsza praca, a teraz są w wieku przedemerytalnym. Mój pierwszy szef, wspaniały człowiek, powtarzał mi: Jeśli miałabyś zwalniać pracowników, zwalniaj się razem z nimi. Na szczęście do tego nie doszło.

Podobno ludzie z produkcji zarabiają niewiele mniej od kierowników?
Nie lubię rozmawiać o pieniądzach, bo to temat, który zawsze drażni. Ale powiem tak: Każdy z naszych pracowników zarabia godnie. Tak, żeby mógł spokojnie żyć i utrzymać swoją rodzinę, i by państwa o pomoc nie musiał prosić.

To poczucie bezpieczeństwa i brak atmosfery rywalizacji nie przeradza się czasem w zbytnie rozluźnienie i lenistwo pracowników?
Nie. Skoro pracownicy są swoimi pracodawcami, to mają poczucie, że razem muszą starać się o sukces. Każdy ma swoje stanowisko, obowiązki i koncentruje się na tym, żeby je wypełniać. W powszechnej opinii spółdzielnia jest uważana za relikt socjalizmu, ale czy lepszym modelem są firmy państwowe, w których rozmywa się odpowiedzialność, ponieważ "jak coś państwa, to niczyje"? Albo korporacje, gdzie ludzie ścigają się z sobą, rywalizują, gdzie są bezosobowi, gdzie boją się ciągle utraty stanowiska, gdzie się przepracowują? W mojej ocenie, jeśli ktoś pracuje po 10-12 godzin na dobę, czy to piątek, świątek, czy niedziela, to nie może być zdrowy. I nie mam na myśli tylko zdrowia fizycznego - choć stres i przepracowanie skutkują również zawałami serca, udarami, otyłością. Ale ponosimy też koszty społeczne tego - rozwody, osłabienie więzi rodzinnych, depresje, uzależnienia.

Przewiduje więc Pani w przyszłości powrót do modelu spółdzielczego?
Ekonomia jest taką dziedziną, w której wszystko przychodzi ze Stanów Zjednoczonych. Dwanaście lat temu robiłam studia podyplomowe i na nich opowiadali, że według najnowszych badań dobrze jest zintegrować załogę, mieć osobowe podejście do każdego pracownika. My z "Muszynianki" patrzyliśmy po sobie rozbawieni. Bo przecież to wiemy od dawna, że trzeba spojrzeć na człowieka!

Niedawno poszłam na bankiet ze swoim kolegą, który pracuje w dużej korporacji - ma tam świetnie płatne, wymagające dużych kwalifikacji stanowisko. Zauważył, że na przyjęciu jest jego szef. Mówię: To czemu się nie przywitasz? A on na to odparł: Przecież nawet nie wie o moim istnieniu.
Właśnie to miałam na myśli. A przecież każdy chce być przez szefa zauważony, doceniony, pogłaskany. Jak trzeba - strofowany. Ale na litość, nie chce być bezosobowy! Nie chce być robotem, częścią mechanizmu. Powiem pani, niepokoją mnie dzisiejsze czasy. Ta pogoń, ten brak czasu, ta niepewność o pracę. Młodym jest dzisiaj znacznie trudniej. Żona syna ukończyła dwa kierunki studiów i nie może znaleźć pracy. Kiedy ja kończyłam wyższą uczelnię, podlegaliśmy obowiązkowi zatrudnienia. Jeśli kilka miesięcy po dyplomie nie pracowaliśmy, musieliśmy zgłosić się do tzw. rzecznika zatrudnienia, który pracował na uczelni. On wysyłał nas do pracy. Gdybyśmy nie poszli, musielibyśmy zwracać pieniądze za studia. Przypuszczam, że gdybym urodziła się w pokoleniu moich dzieci i pani, to wiele bym nie osiągnęła.

Dlaczego?
Po pierwsze: być może nie dostałabym się na te studia. Ponieważ jednak byłam z malutkiej wioski na Podkarpaciu, rodzice mieli rolę, trzy hektary, to dostałam dodatkowe punkty za chłopskie pochodzenie. Po drugie: na studiowanie pewnie nie byłoby mnie stać. Wtedy był naprawdę rozwinięty system stypendiów socjalnych. To młodym bardzo pomagało. No i czasy były inne. Nie było takiej zazdrości, zawiści, braku zaufania. Sąsiad przed sąsiadem się nie zamykał. Ludzie nie gonili za pieniądzem, mieli czas się spotkać, porozmawiać. Dziś rozmawiają z sobą głównie przez internet, nie piszą listów, nie czekają na siebie.

Z drugiej strony więcej podróżują po świecie i mogą kupić, co zechcą.
Oczywiście. I mają lepszy dostęp do wiedzy, znają języki obce, potrafią obsługiwać komputer. Plusów tego, co wydarzyło się w Polsce przez te 25 lat, jest bardzo wiele i ja ich wcale nie neguję. Sama uwielbiam podróże i cieszę się bardzo z otwarcia granic. I tego, że jeśli teraz jedziemy za granicę, to już nie szukamy w pierwszej kolejności pawilonów handlowych. Ostatnio byłam na wycieczce w Salzburgu i pani przewodnik opowiadała, jak zmienił się sposób podróżowania Polaków. Wcześniej uchodziliśmy za hołotę, która nie chce wcale zwiedzać, tylko rzuca się na sklepy. Teraz jesteśmy świadomymi turystami. Tylko że czasu brak. I skoro pani pyta, czemu odeszłam na emeryturę, to jest jeden z powodów: bo chcę mieć czas, żeby zrobić coś dla siebie. Realizować marzenia.

Jakie?
Na Sądecczyźnie jest jeszcze wiele kilometrów pięknych tras turystycznych, których nie przeszłam. Kiedy wchodzę do lasu ze swoim psem i patrzę na te drzewa i ptaki, to czuję się tak rozkosznie, nadziwić się nie mogę, jak tutaj jest pięknie. I co by mi było po drugiej, piątej, a nawet dziesiątej pensji? Pieniądze szczęścia nie dają, a ja przede wszystkim chcę być szczęśliwa. Krzyżówki lubię rozwiązywać, na drutach robić, puzzle układać. A najbardziej to bym się chyba cieszyła, jakby mi ktoś podrzucił wnuki do bawienia. Ale mówię swoim dzieciom: Nie ma presji, poczekajcie na swój czas. Zobaczę więc, co mi emerytalne życie przyniesie. Wierzę, że dobre anioły będą nade mną dalej czuwać.

**Weź udział w prawyborach samorządowych "Gazety Krakowskiej":

Wybierz radnych Krakowa! | Wybierz prezydentów, burmistrzów i wójtów.
Wybierz prezydentów i burmistrzów w najpopularniejszych miastach:
Kraków | Tarnów | Nowy Sącz | Chrzanów | Brzesko | Zakopane**

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska