Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nurek-rekordzista: Wiem, że kiedyś mogę nie wrócić. Jestem przygotowany na śmierć

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Najpierw była miłość do jaskiń. Nurkowanie to jej naturalna konsekwencja - nie można porządnie badać jaskiń, nie zanurzając się w ich wodach.
Najpierw była miłość do jaskiń. Nurkowanie to jej naturalna konsekwencja - nie można porządnie badać jaskiń, nie zanurzając się w ich wodach. fot. Archiwum/Krzysztof Starnawski
Moi koledzy przenieśli się już na tamten świat. Jestem przygotowany na śmierć - Krzysztof Starnawski, jeden z najlepszych nurków na świecie, rekordzista świata (a przy okazji: TOPR-owiec) rozmawia z Marią Mazurek.

Ile osób nurkuje na takich głębokościach jak Pan?
Regularnie, poniżej 200 metrów? W Polsce praktycznie nikt. Na świecie kilka osób.

Kolejnych paru nurków Pana klasy już nie żyje. Śmierci się Pan nie boi?
Oczywiście, że się boję - pewnie dlatego jeszcze żyję. Ale zarazem cały czas się z nią oswajam. I tu, w górach, gdzie pracuję jako ratownik TOPR, i w świecie nurkowania. Z mojego pokolenia nurków technicznych, którzy nurkowali bardzo głęboko, już wszyscy przenieśli się na tamten świat. Dwa tygodnie temu szukałem ciała swojego kolegi i partnera moich wypraw, który zginął w wodach Bałtyku, nurkując na wrak statku "Franken". Nurkowanie głębinowe jest niebezpiecznym zajęciem, ale od początku miałem tego świadomość. Wiem, że z którejś wyprawy mogę nie wrócić i myślę, że jestem na to przygotowany.

Ma Pan żonę, dzieci?
Nie. Rodzina to odpowiedzialność. Myślę, że nadmierne ryzykowanie swoim życiem byłoby czystym egoizmem. Na razie więc postanowiłem się poświęcić nurkowaniu. Nie da się uczciwie tego połączyć.

Inni mimo tego ryzyka zakładają rodziny.
Znam wiele przypadków śmierci nurków, którzy byli ojcami i mężami. W pozostawionych rodzinach działy się dramaty. Również dlatego, że jeśli nie odnajdziemy zwłok - a to częste w przypadku śmierci pod wodą - człowiek przez parę lat nie może zostać uznany za zmarłego. To komplikuje życie rodzinom.

Do Pana należy rekord świata w głębokości nurkowania przy użyciu obiegu zamkniętego. U wybrzeży Egiptu zanurzył się Pan na 283 metry.
Ludzie mają potrzebę zrobienia czegoś "naj". A w nurkowaniu takim naturalnym "naj" jest głębokość. Można zauważyć taką nieodpartą pogoń za głębokością wśród nurków. W Polsce to szczególnie widoczne - czasem wręcz wymyśla się nowe definicje rekordu głębokości, by tylko stać się na moment tym numerem jeden. Nie jest to specjalnie szkodliwe, bo za rekordami idzie samodoskonalenie. Myślę, że dlatego mamy w Polsce tak wielu dobrych nurków i himalaistów. Ale ja już nie mam czasu ani potrzeby za tymi rekordami gonić. Całe nurkowanie w moim życiu wzięło się z miłości do jaskiń. Lecz żeby nurkować bezpiecznie w jaskiniach, lepiej jest przygotowywać się w wodach otwartych. To nurkowanie w Egipcie, gdzie pobiłem rekord, było właśnie takim treningiem przed projektem badania czeskiej jaskini Hranicka Propast. Rekord padł przy okazji.

Czyli najpierw były jaskinie, później nurkowanie?
Więcej: bez jaskiń nie byłoby u mnie nurkowania. Nurkowanie było tylko narzędziem, by pokonać kolejną przeszkodę, jaką były zalane korytarze jaskiń. Mam niepokorną duszę i nie lubię zawracać przed przeszkodą, ale od razu zastanawiam się, jak ją pokonać. W tym przypadku musiałem się po prostu nauczyć nurkowania. Zapisałem się więc na kurs nurkowania rekreacyjnego, a następnie poszedłem do sklepu kupić sprzęt. Poprosiłem o taki, który od razu nadawałby się do nurkowania jaskiniowego. Pamiętam, że sprzedawca - dziś mój serdeczny kolega - popukał się w głowę. To trochę jakby pani, chcąc zostać dziennikarzem, zgłosiła się do redakcji i powiedziała: jeszcze nic nie umiem, ale dawajcie mi takie tematy, takie możliwości i opiekę takiego mentora, żebym dostała Pulitzera.

Zatem: Po co to Panu?
Jest we mnie jakaś potrzeba odkrywania świata. Gdybym żył w XV wieku, pewnie spędzałbym lata na morzu, w poszukiwaniu nowych lądów. Ale żyjemy w XXI wieku i nowych lądów już nie odkryję. Jednymi z ostatnich miejsc, które można jeszcze eksplorować, które nie są do końca zbadane i opisane, są jaskinie. Moje odkrycia trafiają na mapy, mogę te miejsca nazwać. Świadomość, że byłem tam pierwszy, przynosi wielką satysfakcję. Badanie jaskiń to jedyna możliwość, bym poczuł się trochę Kolumbem XXI wieku. Te moje odkrycia to taka moja mała "Ameryka".

Wciąż nieodkryta.
Nurkowanie poniżej 200 metrów, szczególnie na obiegu zamkniętym, jest obarczone wieloma niewiadomymi. Praktycznie nie ma badań, ustalonych zasad, fachowej literatury. Dlatego muszę uczyć się sam, a i czasem eksperymentować na samym sobie. Nurkuję na skonstruowanym przez siebie podwójnym rebreatherze. Ten mój wynalazek pozwala mi bezpiecznie przebywać pod wodą do 18 godzin. A tyle czasu potrzebuję, by wykonywać długie dekompresje. Zanurzyć się mogę w chwilę, ale wynurzać muszę godzinami.

Po co właściwie ta dekompresja? Wiem, że chodzi o pozbywanie się gazów z organizmu. Ale bardziej obrazowo: na czym to polega?
Obrazowo? To muszę zejść do schroniska po pomoc naukową. (Starnawski po chwili wraca z butelką coca-coli). W naszej krwi rozpuszcza się konkretna ilość gazów obojętnych: azotu czy helu. Ale ta ilość zmienia się w zależności od ciśnienia. A każde 10 metrów w dół to kolejna atmosfera. Więc jeśli zejdziemy na 200 metrów, to na nasz organizm działa aż 21 atmosfer. W takim ciśnieniu tych gazów rozpuści się znacznie więcej, niż na powierzchni ziemi. Kiedy się wynurzamy, z naszych tkanek musi się więc wydostać nadmiar rozpuszczonych gazów. Dekompresja to spowolniony powrót na ziemię, by nadmiar gazów, przez pęcherzyki płucne, mógł się swobodnie wydostawać na zewnątrz. Tak jakbyśmy powoli otwierali butelkę coli. Ale jeśli tę butelkę otworzymy za szybko, z coli utworzy się "gotująca" piana. Tak samo dzieje się podczas szybkiego wynurzania z krwią. A to może doprowadzić do śmierci. W najlepszym razie - do bólów w układzie kostnym. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nurkowie o tym nie wiedzieli, lekceważyli dekompresję, a obolałe stawy "leczyli" przy ognisku. Teraz niektórzy z nich zamiast własnych bioder mają endoprotezy.

Musi być strasznie nudno wynurzać się tak przez osiem-dziesięć godzin.
Potwornie. Do tego jest całkowicie ciemno, jesteś zmarznięty, zmęczony, woda rozmiękcza ci skórę, ustnik uwiera i rani dziąsła. Czas okropnie się dłuży. Ja "zabijam" go, czytając podczas dekompresji książki, wywiady, artykuły. To dobry sposób, by skupić się na czymś innym, zająć myśli. Kiedyś podczas nurkowania przeczytałem całą biografię Olivera Stone'a, a przy innym obszerny wywiad z profesorem Zimbardo.

Jak można czytać książki pod wodą?!
Trzeba wsadzić kartki do folii i tyle. Pamiętam, jak przed nurkowaniem w Egipcie, podczas którego pobiłem rekord świata, zorientowałem się, że nie mam tych folii. Siedzieliśmy z ekipą w knajpie, blisko wejścia do wody. No i cóż, musiałem gwizdnąć menu z knajpy. Potem podmieniłem listę dań na interesujące mnie artykuły i zabrałem pod wodę. Straszna o to się zrobiła potem awantura.

Tak sobie myślę, że jak coś idzie pod wodą nie tak, pojawia się straszliwa pokusa, by uciekać na powierzchnię. Instynkt, który można przypłacić życiem.
Owszem, bo woda nie jest naturalnym środowiskiem człowieka. Normalnym odruchem jest więc ucieczka na powierzchnię. Ten odruch bywa nie do opanowania, szczególnie przez niedoświadczonych jeszcze nurków. No i początkujący nurkowie są też podatni na barotraumę. Wie pani, co to, czy wyjaśniać?

Wyjaśniać.
Znowu będzie o fizyce. Całe nurkowanie to zresztą fizyka. Już sobie powiedzieliśmy, że każde 10 metrów głębokości to dodatkowa atmosfera. Ze szkoły wiemy, że objętość gazów jest zmienna i zależy od ciśnienia. Jeśli więc na głębokości 10 metrów zaczerpniemy trzy litry powietrza, to przy wynurzaniu z tych trzech litrów zrobi się sześć. A nasze płuca mają określoną pojemność i jeśli będziemy się wynurzać z zatrzymanym wydechem, to po prostu nam te płuca rozerwie. Nasz naturalny instynkt znów działa wbrew prawom nauki: wynurzając się, chcemy wstrzymać oddech, zamiast spokojnie wypuszczać nadmiar gazu. Sprawę pogarsza to, że człowiek nie ma receptorów bólu na rozrywanie płuc - bo po co niby Matka Natura miałaby je stworzyć? Ewolucyjnie to nieuzasadnione. Nurek więc podczas wynurzania nawet nie poczuje, że za chwilę jego pęcherzyki płucne się rozerwą.

A to jeszcze nie wszystkie pułapki fizjologiczne, które czekają na nurków.
Nie wszystkie. Jest jeszcze coś takiego, jak narkoza azotowa. Nasze powietrze składa się głównie z tlenu i azotu. Te gazy tu, na powierzchni są zupełnie nieszkodliwe, ale zmieniają swoje właściwości pod wpływem wzrastającego ciśnienia. Stają się toksyczne. Tlen, który daje nam życie, pod wodą może zabić. Azot natomiast działa tam narkotycznie. Podczas głębokiego nurkowania człowiek z powodu narkozy azotowej myśli zdecydowanie wolniej i ułomniej. Dodanie 7+4 pod wodą urasta do poziomu trudności rachunku różniczkowego. Ponadto narkoza azotowa powoduje "pogłębiane stanu zastanego". To znaczy, że jeśli czujesz euforię i ekscytację, będziesz się cieszyć i ekscytować jeszcze bardziej. Ale jeśli coś cię niepokoi, pod wpływem narkozy będziesz niepokoić się jeszcze bardziej. A jaskinie są mroczne, ciemne, trudne, ciasne, czasem cholernie nieprzyjemne. Pod wpływem azotu przygnębiają jeszcze bardziej. Oczywiście ta sama narkoza azotowa w Egipcie, gdzie nurkujesz w ciepłym, jasnym, kolorowym morzu, będzie miała charakter euforyczny, choć dalej nie będziesz umieć rozwiązać najprostszego zadania. Kiedyś porównywano narkozę azotową do upojenia alkoholowego. Każde kolejne 10 metrów głębokości ma odpowiadać jednemu wypitemu kieliszkowi martini.

Po opisie narkoza azotowa bardziej przypomina stan po zażyciu marihuany.
Jeśliby porównywać do narkotyków, to prędzej jak po LSD. Narkoza azotowa to grubsza sprawa. Joint ma przy tym działanie bardzo niewinne. Pod wodą naprawdę działają na nas skomplikowane procesy neurologiczne. To, czego boimy się najbardziej przy głębokich nurkowaniach, to HPNS.

Zespół neurologiczny wysokich ciśnień.
Pojawia się na głębokości powyżej 180 metrów i zwiększa się wraz z każdym metrem. Widzę to doskonale po obrazie z zamontowanej na swoim kasku kamerze: jak osiągam odpowiednią głębokość, cały zaczynam się trząść. Podobnie moje ręce, palce, utrudniając wykonanie precyzyjnych ruchów.

Dlaczego tak się dzieje?
Znów wróćmy do szkoły. Człowiek jest zbudowany w większości z płynów. W szkole podstawowej uczono mnie, że płyny, w przeciwieństwie do gazów, są nieściśliwe. To jednak, jak się okazuje, nie jest prawdą. Są ściśliwe, choć w bardzo niewielkim stopniu. Pod wodą nasze komórki nerwowe ulegają więc minimalnemu zgnieceniu, co sprawia, że szybciej przebiegają przez nie impulsy elektryczne. To bardzo subtelna zmiana, ale wystarczy, by zaburzyć naszą motorykę, widzenie, byśmy czuli się nienaturalnie pobudzeni.

Nuno Gomes, do którego należy rekord świata w głębokości nurkowania na otwartym obiegu (318 m), nie pochwala nurkowania na rebreatherze. Nie lubicie się?
Przeciwnie. Przyjaźnimy się. Nuno ma po prostu sceptyczny stosunek do nurkowania na zamkniętym obiegu.

Dlaczego w ogóle nurkować na zamkniętym obiegu?
Obieg zamknięty to bardzo stara technologia, dziś stosowana głównie w wojsku i podczas wypraw kosmicznych. Ale ma zaletę, którą cenię - to praktycznie nieograniczony czas przebywania pod wodą. Nie potrzebuję więc ludzi, którzy będą mi dostarczać kolejne butle. Nuno potrzebował na swoje rekordowe nurkowanie kilkadziesiąt butli i całego sztabu ludzi, którzy mu te butle dostarczali podczas dekompresji. Ja pobijając rekord miałem cztery małe butle i trzy osoby do potencjalnej pomocy w trakcie poważnej awarii, która się nie wydarzyła. Wolę liczyć na siebie. Przy trudnych, głębokich nurkowaniach partnerstwo nie istnieje. Wzajemne udzielanie sobie pomocy tam na dole skończyłoby się śmiercią całego zespołu. Lepiej jest więc minimalizować zagrożenie i zmniejszać rozmiar zespołu do absolutnego minimum. Wszak największą niewiadomą jest człowiek.

Ciekawe, że jest Pan jednocześnie ratownikiem TOPR. Z listy Pana fachów można wymienić też: instruktor żeglarstwa, instruktor wspinaczki, instruktor narciarstwa, instruktor speleologii, paralotniarz…
Wszystkie te sporty są związane z naturą. A jeśli chodzi o pracę ratownika TOPR, to oprócz standardowych akcji ratunkowych, specjalizuję się też w ratownictwie nurkowym. Oczywiście wszyscy chcielibyśmy, by ratowani zostawali przy życiu, ale rzeczywistość jest często inna. To czasem są dramatyczne historie. Pamiętam, jak w Czarnym Stawie szukaliśmy ciał licealistów z Tychów, których porwała lawina w drodze na Rysy. Szukaliśmy ich przez parę miesięcy, ostatnie ciało odnaleźliśmy pół roku po tragedii. Przy jednej z takich akcji poszukiwawczych na brzegu stali rodzice tych uczniów. Gdy wydobyłem ze stawu zwłoki ich syna, natychmiast przekazałem je ratownikom stojącym na brzegu. Szybko zanurkowałem z powrotem. Ciężko mi było patrzeć na tragedię, którą przeżywali w tamtym momencie rodzice.

Niektórzy obarczali wtedy winą nauczyciela, który ich zabrał zimą w tak wysokie góry.
Każdy ma prawo do swojego zdania. Dla mnie ten nauczyciel był mimo wszystko osobą bardzo wartościową. To nie byli przypadkowi uczniowie, niemający pojęcia o górach. Uczyli się wspinaczki, byli przygotowani i w zakresie techniki, i sprzętu. Nauczyciel był typem pasjonata, który poświęcał się młodzieży, chciał im jak najwięcej pokazać. To było losowe, wielkie nieszczęście. Nie miało za wiele wspólnego z lekkomyślnością i głupotą, która powoduje większość wypadków w górach. Choć ja akurat nawet na tę głupotę, na turystów w japonkach i z siatkami, na tych, którzy schodzą nocą bez latarek i ciepłego ubrania, nie irytuję się. Nie ma co ich osądzać, narzekać, wściekać się. Naszą pracą jest ratowanie bez względu na okoliczności. I powiem pani, że nie ma piękniejszego zajęcia na świecie niż być ratownikiem TOPR. Żaden rekord nurkowy, żadna nowo odkryta jaskinia się przy tym nie liczy.

***

Krzysztof Starnawski. Urodzony w 1964 roku. Jeden z kilku najlepszych na świecie nurków sportowych. Ustanowił wciąż aktualny rekord świata w głębokości nurkowania na zamkniętym obiegu - na wodach Egiptu zszedł na głębokość 283 metrów. Tylko dwóch ludzi na świecie zanurzyło się jeszcze głębiej (ale na otwartym obiegu).

Oprócz tego jest ratownikiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, speleologiem (znawcą jaskiń), instruktorem narciarstwa, instruktorem wspinaczki, instruktorem żeglarstwa i podróżnikiem. Zwiedził niemal cały świat. W domu przebywa łącznie trzy tygodnie w roku, po to tylko, by się przepakować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska