https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy nie da się już być razem, ale trzeba być rodzicem – o mediacjach rodzinnych, które ratują przyszłość

Jolanta Tęcza-Ćwierz
Beata Godlewska, certyfikowana mediatorka
Beata Godlewska, certyfikowana mediatorka WOJCIECH MATUSIK / POLSKAPRESS
Konflikty rodzinne czy spory o opiekę nad dziećmi mogą toczyć się latami na salach sądowych. Ale mogą też zakończyć się konstruktywnym dialogiem przy jednym stole. O tym, że jest inna droga - spokojniejsza, często szybsza i mniej bolesna - mówi Beata Godlewska, certyfikowana mediatorka specjalizująca się w sprawach rodzinnych, członkini Stowarzyszenia „Dobra Mediacja” w Krakowie.

Co to są mediacje rodzinne i kto może z nich skorzystać?

Mediacje rodzinne to forma rozwiązywania konfliktów, która odbywa się poza salą sądową, w spokojnej, mniej formalnej atmosferze. To spotkanie, podczas którego strony mogą porozmawiać o trudnych sprawach, korzystając ze swojej wiedzy o sobie nawzajem. To klienci najlepiej znają swoją sytuację, wiedzą, co działa, co nie wychodzi, w czym mogą się uzupełniać. Mediacja nie polega na tym, że ktoś za nich rozwiąże problem. To przestrzeń, w której można wspólnie zastanowić się nad tym, co trudne: przyszłość związku, problemy wychowawcze, kwestia opieki nad starszymi członkami rodziny czy relacje z dorastającymi dziećmi.

Chodzi o próbę zrozumienia swoich potrzeb i siebie nawzajem, wypracowanie drogą wzajemnych ustępstw akceptowalnych dla obojga rozwiązań.

Z mediacji może skorzystać każdy, niezależnie od etapu życia czy rodzaju relacji. Czasem pary lub rodziny zgłaszają się same - zanim zdecydują się na drogę sądową, chcą spróbować dojść do porozumienia na własnych warunkach. Innym razem to sąd kieruje strony do mediacji, dając im szansę i przestrzeń na bardziej ludzką, spokojną rozmowę.

Czym różni się mediacja od spotkania z terapeutą czy wizyty w poradni rodzinnej?

Mediacja nie jest procesem terapeutycznym. Jest natomiast polubownym sposobem rozwiązywania sporów. Mediacja rodzinna to przestrzeń, gdzie strony omawiają i planują swoje przyszłe funkcjonowanie w różnych obszarach życia rodziny. Myślę, że różnica tkwi w perspektywie: w psychoterapii zaglądamy wstecz, by lepiej pojąć obecnego siebie, dlaczego tak się zachowujemy, skąd biorą się nasze emocje, mechanizmy czy wzorce działania. Tymczasem w mediacji koncentrujemy się na przyszłości, szczególnie w jej praktycznym aspekcie, a punktem wyjścia dla wzajemnych ustaleń jest tu i teraz.

Mediacja nie może zmienić przeszłości, pozwala jednak wspólnie zastanowić się, jak ułożyć życie dalej osobno, jak stworzyć plan działania, który pomoże funkcjonować spokojniej, bez niepotrzebnych konfliktów.

Zdarza się, że osoby przychodzące na mediację chcą najpierw omówić to, co było bolesne i rozczarowujące. Wtedy mówię im: wiem, że to ważne, ale spróbujmy ruszyć z miejsca, w którym jesteśmy. Macie już za sobą jakieś doświadczenia: rozstanie, zmianę miejsca zamieszkania, nowe sposoby funkcjonowania. Coś z tego działa, coś może wymaga korekty. Mediacja rodzinna daje przestrzeń, by zaplanować, jak się komunikować, jak współpracować, szczególnie w kontekście dzieci. Jak nie walczyć ze sobą, nie rywalizować, ale wspierać dzieci w ich rozwoju. Często używam takiego obrazu: ugoda, nad którą pracujemy w mediacji, jest jak mapa przez bagno. Kryzys, w którym jesteście to grząski teren, ale dzięki tej mapie możecie przejść przez trudne momenty suchą nogą. Nie znaczy to, że wszystko będzie idealne - napięcia i różnice zdań będą się zdarzać, jednak dzięki mediacji możecie się do nich przygotować, wiedząc, jak reagować, żeby się nie ranić.

Praca mediatora może mieć elementy zbliżone do terapii, ale nie chodzi tu o analizowanie emocji czy przeszłości. Chodzi o to, żeby pomóc stronom wydobyć się z poczucia kryzysu i chaosu, wejść na poziom dorosłej rozmowy i ustabilizować życie, wskazać obszary odpowiedzialności i autonomii, wrócić do wzajemnego szacunku.

Mediator nie ocenia - jego rolą jest wspomóc komunikację, by wspólnie pochylić się nad problemami i poszukać realnych, praktycznych rozwiązań.

Jak wygląda praca z parami? Jakie są etapy mediacji i ile to zwykle trwa?

Zgodnie z przepisami, mediacja obejmuje cztery spotkania, choć w wyjątkowych sytuacjach może być ich więcej. Celem nie jest rozmowa sama w sobie, ale konkretne działanie: skupienie energii stron i wypracowanie rozwiązań w kluczowych, spornych kwestiach. Chodzi o to, żeby sytuacja kryzysowa nie ciągnęła się w nieskończoność, tylko miała jasny kierunek i domknięcie.

Czas trwania mediacji bywa różny. Zdarza się, że wystarczy jedna godzina, bo strony już wiele przemyślały, są wyczerpane emocjonalnie albo porozumiały się wcześniej. Ale bywa też, że spotkania trwają kilka godzin, bo klienci czują, że to ich jedyna szansa: „jak teraz nie dojdziemy do porozumienia, to już nie wrócimy”.

Tam, gdzie nie ma pełnej zgodności, strony przy pomocy mediatora wypracowują ugodę - spis konkretnych rozwiązań. To taki plan awaryjny, do którego mogą się odwołać w trudniejszych momentach, by nie pogłębiać konfliktu, tylko przywrócić spokój i jasność. Cenniejsze od samego porozumienia czyli twardych zasad wzajemnego funkcjonowania ujętych w ugodzie, jest działanie z dobrej woli: „nie musiałeś, a przyjechałeś”, „nie musiałaś, a się zgodziłaś”. To buduje zaufanie i wdzięczność, nową jakość relacji. Mediacja nie kończy się więc tylko podpisanym dokumentem, to także zmiana sposobu, w jaki ludzie ze sobą rozmawiają i współdziałają.

Kto najczęściej trafia do pani na mediacje?

Najczęściej są to rodziny w kryzysie - osoby rozważające rozstanie lub będące już w trakcie rozwodu. Czasem to pary, które nie wiedzą, czy ich związek jeszcze ma sens i przyszłość. W takich przypadkach mediacja pełni raczej funkcję konsultacyjną i może prowadzić do decyzji o terapii. Często rozmawiamy o tym, na jakim etapie jest związek, skąd biorą się wątpliwości. Próbujemy zobaczyć różne scenariusze tej przyszłości. Czasem wystarczy doprecyzować coś w codzienności, np. podział obowiązków czy kwestie finansowe.

Najwięcej spraw, które prowadzę, dotyczy jednak samego rozstania. W takich sytuacjach strony często przychodzą z własnej inicjatywy, chcąc się rozstać spokojnie, z szacunkiem, zgodnie regulując sporne kwestie.

Wspólnie tworzymy ugodę, którą mogą dołączyć do pozwu - tak, by rozwód był nie tylko formalny, ale też dojrzały i bez niepotrzebnych zniszczeń w tym, co w ich historii było wartościowe. Taka ugoda pozwala wyraźnie skrócić i uprościć postępowanie sądowe, zmniejszając jego koszty i związane z nim obciążenia emocjonalne. Przy dobrze skonstruowanej ugodzie cały proces może ograniczyć się do jednej rozprawy.

Jakie tematy najczęściej pojawiają się podczas mediacji rodzinnych?

To zależy od sytuacji, z jaką przychodzą strony. Jeśli celem jest rozeznanie dalszego kierunku - czy zostać razem, czy się rozstać, albo gdy chodzi o problemy około rodzinne, dyskutowane jest podjęcie terapii indywidualnej lub pary, wsparcie psychologiczne dla dziecka czy całej rodziny, a także zmiana w organizacji codziennych obowiązków i zasad wspólnego funkcjonowania. Natomiast gdy w grę wchodzi rozwód lub separacja, najczęściej koncentrujemy się na ustaleniu, jak formalnie ma wyglądać rozstanie, np. czy nastąpi ono z orzeczeniem o winie, czy bez niej. W tym „poziomym” wymiarze chodzi o uregulowanie relacji między dorosłymi. Jednocześnie, w „pionie”, pracujemy nad kwestiami dotyczącymi dziecka.

To właśnie sprawy dzieci są zwykle najtrudniejsze i najważniejsze, ponieważ wymagają konkretnych ustaleń, także ze względu na przepisy prawa. Omawiamy więc plan rodzicielski tj. kwestie władzy rodzicielskiej, miejsce zamieszkania dziecka, kontakty z drugim rodzicem i innymi krewnymi, czas opieki nad dzieckiem, a także koszty utrzymania i wynikający z nich sposób alimentacji.

Poruszamy też tematy takie jak: wyjazdy zagraniczne, przechowywanie dokumentów, zasady komunikacji między rodzicami. W ich wzajemnych kontaktach często pojawiają się napięcia: „bombarduje mnie wiadomościami, czuję się kontrolowana”, albo odwrotnie: „ignoruje mnie, nie odpowiada, nic nie wiem”. Staram się pomóc uregulować tę codzienność: kwestie przekazywania dzieci, porozumiewania się, współdziałania mimo rozstania, bo choć rodzice nie są już razem, to potrzeby dzieci się nie zmieniają. Pragnę, by rodzice zobaczyli, że wciąż mają wspólny cel - dobro dziecka. Teraz ich rolą jest współpraca, aby zapewnić dziecku stabilność, bezpieczeństwo i spokojne dorastanie, bo dziecko ma prawo kochać ich oboje.

Czy mediacje są możliwe, gdy strony są ze sobą tak skłócone, że nie potrafią nawet rozmawiać, a co dopiero funkcjonować pod jednym dachem?

Tak, są możliwe. Gdy jedno z rodziców się już wyprowadziło, to choć sytuacja jest trudna, daje pewne doświadczenie do wykorzystania. Paradoksalnie, w takich przypadkach mediacje często dobrze rokują. Przecież tak może wyglądać przyszłość: dwa domy, osobne życia, wspólne dzieci. Oczywiście, nie zachęcam do wyprowadzki przed rozwiązaniem sprawy - to może pogłębić chaos. Klienci działają wtedy na fali emocji, często na oślep. Ale gdy już tak się stało, to nawet ta trudność może pomóc, ponieważ pokazuje, co działa, co wymaga korekty.

Dopóki rodzice mieszkają razem, nadal realizują swoje role pod jednym dachem. I to też jest wartość - choć jako partnerzy się oddalają, to jako rodzice nadal funkcjonują obok siebie. To może być baza do budowania porozumienia. Rozstanie nie oznacza, że przestajemy być rodzicami.

Jasne, są sytuacje, gdy konflikt jest bardzo ostry. Mediator nie jest cudotwórcą i tego nie zmieni. Mediacja daje jednak przestrzeń na refleksję. Czasem bywa, że: pani mówi: „nie zajmowałeś się dzieckiem, a teraz kreujesz się na ojca roku”. I tu pojawia się rola mediatora - żeby nie osądzać, ale pomóc usłyszeć drugą stronę i dostrzec jej/jego zasoby. Mediator może powiedzieć: „Ten pan jest jedynym ojcem waszego dziecka, ta pani - jedyną matką. Jesteście tu, bo kiedyś się wybraliście. To wasze dziecko, wasza odpowiedzialność. Spróbujmy coś z tym zrobić”. Nie daję gotowych scenariuszy, bo każda rodzina jest inna, a jej sytuacja szczególna i indywidualna, ale wspieram komunikację. Zamiast skupiać się na żalu, zranieniach i oskarżeniach, przekierowuję uwagę na wspólny cel. I wtedy, mimo trudnych emocji, okazuje się nieraz, że rozmowa jest możliwa.

Przyjście do obcej osoby i rozmowa o trudnych, osobistych sprawach to ogromne wyzwanie. Jak przełamać opór i otworzyć się na mediacje?

Klienci przychodzą, bo chcą się rozstać bez wojny. Coraz częściej są to mediacje prywatne - to znak, że rośnie świadomość społeczna. Ludzie mówią wprost: rozstańmy się, bo się kłócimy, bo się nie rozumiemy, bo konflikty dzieją się przy dzieciach, a my jesteśmy przekonani, że to już koniec. Taka decyzja nie pojawia się z dnia na dzień - ona dojrzewa, czasem przez lata. To efekt prób, rozmów, terapii, ratowania związku. Więc jeśli osoby trafiają do mnie z decyzją o rozstaniu, to wiem, że przeszli długą, trudną drogę. A jeśli przy tym pojawia się świadomość: „zróbmy to spokojnie”, „zadbajmy o siebie”, „nie niszczmy się nawzajem” - to już jest pierwszy sukces. I on wymaga odwagi.

Zawsze doceniam klientów i staram się, aby sami też to zobaczyli - w jak ważnym, mądrym procesie uczestniczą. Łatwo pójść do sądu, dostać wyrok i potem obwiniać sędziego. Łatwo zrzucić odpowiedzialność. A w mediacji trzeba usiąść naprzeciwko siebie, rozmawiać, przyjąć konsekwencje własnych słów. I to boli.

Padają trudne słowa. Ona mówi: czułam się zraniona, niedoceniona. On odpowiada: mnie też było źle, czułem się pomijany, niezrozumiany. To zderzenie, ale też moment, gdy można pierwszy raz zobaczyć, że ta historia nie jest czarno-biała. Że każdy coś trudnego przeżywał. Spotkanie z mediatorem to odwaga usłyszenia rzeczy, których nieraz wolelibyśmy nie słyszeć. To świadomość, że skoro sami podejmujemy decyzje, to bierzemy też za nie odpowiedzialność. Mediacja to nie tyle rozmowa o tym, co było, to przede wszystkim próba wyobrażenia sobie przyszłości. Co zrobimy, gdy się pokłócimy o wakacje? Gdy dziecko zachoruje? Gdy jedno z nas założy nową rodzinę? Dla niektórych to jest nie do przejścia - ten moment przewidywania. Ale ja zachęcam: lepiej teraz o tym porozmawiać, niż potem reagować pod wpływem emocji, złości, lęku. Dobrze mieć przygotowany plan działania na trudne sytuacje. Wcześniej działaliście po omacku, raniąc się wzajemnie. Teraz możecie działać świadomie.

Co jeszcze pomaga? Skierowanie uwagi na dziecko. Staram się pokazywać, że chodzi o jego dzieciństwo - żeby było bezpieczne, spokojne, żeby dziecko czuło, że jest kochane przez oboje rodziców.

Mówię: nie jesteśmy w sądzie. Nie toczymy procesu dowodowego. Nie szukamy, kto był lepszy, kto bardziej się starał. Szukamy rozwiązań. Budujemy przyszłość. Waszym zadaniem jest bycie rodzicem - nie byłym partnerem, ale dobrym ojcem, dobrą matką. I to właśnie możecie teraz wybrać. Z czasem łatwiej jest zobaczyć dobre rzeczy, łatwiej docenić drugą stronę - ale najpierw trzeba wyjść ze stanu walki. Trudno wyciągać rękę, będąc jednocześnie w trybie obrony czy ataku. I właśnie tego uczymy się w mediacji: jak wyjść z okopów.

Na jakim etapie kryzysu pary zgłaszają się do pani po pomoc? Czy mediacja to dla nich ostatnia szansa, forma profilaktyki, czy może punkt wyjścia do zmiany?

Ostatnią szansą nie jest mediator, ale sąd. To naprawdę koniec drogi. Mediacja to jeszcze przestrzeń dialogu, nawet jeśli trudna, to wciąż oparta na możliwości wspólnego działania. Co ważne, mediacja jest dobrowolna. To znaczy, że można do niej przystąpić na każdym etapie - jeszcze przed rozpoczęciem sprawy sądowej, w jej trakcie, a nawet po nieudanej pierwszej próbie. Czasem to właśnie ta druga próba, kiedy emocje już nieco opadły, przynosi więcej konstruktywnych rezultatów. Profilaktyką jest raczej terapia. To przestrzeń pracy nad relacją, nad byciem razem, nad zrozumieniem siebie nawzajem. To miejsce, gdzie daje się związkowi szansę i sprawdza, czy nadal chcemy i potrafimy iść wspólną drogą.

Mediacja to bardziej deska ratunku. Często przychodzą pary w bardzo trudnym momencie - bez siły, bez motywacji, obciążone traumami, z kryzysem psychicznym. Czasem widzę, że strony są w takim stanie, iż nie potrafią podejmować decyzji czy brać odpowiedzialności - są po prostu wyczerpane. I pojawia się wtedy pytanie: czy warto?

Czy warto je wystawiać na dodatkowy koszt, emocjonalny i finansowy? Ale potem dochodzę do wniosku, że warto. Bo nawet jeśli to nie zadziała teraz, to może pozwoli łatwiej przyjąć późniejszy wyrok sądu. Może dzięki temu lepiej zrozumieją, co się dzieje. A może za jakiś czas wrócą z większą gotowością do rozmowy. Czasem mediacja pokazuje, że warto poprosić kogoś trzeciego o pomoc. A czasem - że nie chcemy, by ktokolwiek decydował za nas. I właśnie wtedy pojawia się decyzja: zróbmy to po swojemu. Mediacje prywatne są ogromną szansą na to, by przejść przez ten trudny proces z mniejszą liczbą ran, mniej traumatycznie. To nie jest zawsze prosta droga, ale często jest to droga bardziej ludzka.

Czy zdarza się, że para, która przyszła z decyzją o rozstaniu, zmienia zdanie i następuje happy end?

Tak, czasami tak się dzieje. Zdarza się, że w trakcie rozmowy, gdy zaczynamy wspólnie wyobrażać sobie, jak będzie wyglądało życie po rozstaniu, co się wtedy zmieni, jak to konkretnie będzie funkcjonować - jedna ze stron konfrontuje się z rzeczywistością, o której wcześniej nie myślała. Nagle pojawia się obraz: nie będę widywać dziecka codziennie, nie będę mieć wpływu na pewne decyzje, trzeba będzie podzielić majątek, ktoś będzie musiał się wyprowadzić, coś się zakończy. I to potrafi mocno wybrzmieć.

Strony uświadamiają sobie, że przed nimi nie tylko emocjonalne rozstanie, ale też cały szereg logistycznych i praktycznych wyzwań. I wtedy pojawia się refleksja: może warto jeszcze coś uporządkować, zanim ostatecznie się rozstaniemy?

Bywa, że podczas tych rozmów padają słowa: „nie wiedziałem, że tak się czułaś”, „nigdy mi tego nie powiedziałeś”. I nagle coś się zmienia. Zaczynają widzieć siebie nawzajem inaczej, życzliwiej. W takich momentach czasem następuje przekierowanie - już nie do dalszej mediacji, tylko do terapii, gdzie mogą głębiej popracować nad relacją. Mediacja może wiele, ale nie zastąpi procesu terapeutycznego, jeśli strony chcą naprawiać związek. To, co pomaga, to mówienie o sobie, o swoich emocjach, lękach, o tym, czego się obawiamy, co nas boli. Czasem już samo to reguluje napięcia. I wtedy słyszę: „spróbujmy jeszcze raz”. Nawet jeśli wcześniej byli przygotowani do rozstania, poukładali, kto zostaje w mieszkaniu, kto zabiera dziecko, a kto psa - to w trakcie rozmowy zaczynają rozumieć, jak łatwo w codzienności tworzą się napięcia. Bo kiedy jedna osoba czuje, że wszystko jest na jej głowie, a druga tego nie zauważa, to rodzi się frustracja. Wtedy nawet tak drobne kwestie jak czyszczenie kuwety kota potrafią nawarstwiać żal i poczucie niesprawiedliwości. Mediacje pomagają zobaczyć te mechanizmy, by móc powiedzieć: zróbmy to inaczej. I wtedy, czasami, pojawia się szansa na nowe otwarcie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Styl życia

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska