https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Małopolska: czy jednoręcy bandyci zejdą do podziemia?

Anna Kaliszewska, Aneta Żukowska, współpr.: Marian Satała
Do lokali z automatami do gier o niskich wygranych może wejść praktycznie każdy, nie brakuje tam nieletnich
Do lokali z automatami do gier o niskich wygranych może wejść praktycznie każdy, nie brakuje tam nieletnich MARCIN OLIVA SOTO
- Panie hazardzistki? - uprzejmie pyta jeden graczy z pasją oddający się grze na jednorękim bandycie w budce przy Hali Targowej na ul. Grzegórzeckiej w Krakowie. Nie robią na nim wrażenia zapowiedzi polityków, że niedługo nie będzie można legalnie grać na takich automatach.

- Ja tu grywam czasem, ale mój wujek jest uzależniony od hazardu. Jak nie będzie mógł grać w barze to pójdzie do kasyna. A jak nie do kasyna, to i tak znajdzie sposób, żeby stracić pieniądze - opowiada.
Kilka kroków dalej kolejna budka z kilkoma automatami do gry. Błyskają kolorowe światełka, słychać charakterystyczny dźwięk kręcących się bębnów z obrazkami.

Przy "jednorękich bandytach" stoi dwóch mężczyzn. 50-latek udziela wymijających odpowiedzi nie odrywając wzroku od kolorowego ekranu. - Gram często, czasem dwa razy w tygodniu, różnie. Mam własną firmę i przychodzę tu kiedy mam czas, z nudów - mówi, czujnie uderzając palcami w przyciski. - Gram do 500 zł, potem kończę.

W zadymionym lokalu, który z zewnątrz wygląda na zamknięty pozostali bywalcy siedzą przy stolikach, leniwie sączą piwo. - Ja jestem za zlikwidowaniem tych maszyn - mówi stanowczo barmanka, chuda, blisko 50-letnia, wysoka blondynka. - Zdarza się, że różni ludzie tu przychodzą, jedni grają i nic nie zamawiają. Inni bywają niegrzeczni, kopią ze złości w maszyny - zdradza. Nie ma wątpliwości, że bez automatów bar także się utrzyma.

Kolejny lokal z automatami na rogu ul. Blich i Grzegórzeckiej. Z zewnątrz kuszą kolorowe neony, w środku jasnoczerwone ściany i granatowa wykładzina to tylko wrażenie elegancji i luksusu. W kilku malutkich pomieszczeniach po trzy automaty do gier. W ten sposób właściciele omijają przepis, mówiący o tym, że lokal z automatami o niskich wygranych może posiadać tylko trzy maszyny. Tu każde pomieszczenie to inna działalność gospodarcza, automatów jest 12.

- Stracę pracę jeśli je zlikwidują, więc oczywiste jest, że tego nie chcę - skarży się kobieta doglądająca biznesu. Według założeń nowelizacji ustawy o grach hazardowych, automaty do gier o niskich i wysokich wygranych mają zniknąć za pięć lat. Potem na jednorękich bandytach będzie można zagrać tylko w kasynach. Platforma Obywatelska chce nową ustawę uchwalić w trybie pilnym, nawet do końca listopada.
- To bardzo kiepski pomysł - komentuje pracownik jednego z większych salonów gier w Krakowie, który chce pozostać anonimowy. - To jakby zakazać sprzedaży papierosów - mówi. - Ludzie zawsze będą grali, bo to ich podnieca. Nasi klienci są z każdej grupy zawodowej, od nauczycieli, lekarzy, po księży. I są tacy, co wygrywają. Hazard będzie zawsze, tylko trzeba go kontrolować, a nie likwidować - twierdzi. I dodaje, że lokale z automatami do gier często obchodzą prawo.

- Ustawa ogranicza maksymalną wpłatę i maksymalną wygraną w automatach o niskich wygranych. Ale myśli pani, że ktoś tego przestrzega? - pyta retorycznie. - Można wygrać ponad 10 tys. zł. Nikt też nie kontroluje, ile ludzie wpłacają. A często są to duże sumy.

Mężczyzna nie ma wątpliwości, że ludzie nie przestaną grać i z czasem rozwinie się szara strefa.
- Jak nie będą mogli grać, pójdą do kasyna. Tylko, że tam jest rejestracja klientów, trzeba pokazać dowód osobisty - tłumaczy. - Jeśli więc nie do kasyna, to będą grać w piwnicach albo na na ulicy w trzy karty. To jest silniejsze od nich - zapewnia.

O sile hazardu jest też przekonany Marek Szczepański, komendant policji w Mszanie Dolnej.
- Na terenie, którym się zajmuję mieszka ponad 30 tys. osób i jest około 300 automatów do gier. W każdym wiejskim sklepie, na stacji benzynowej, w barze, całodobowej budzie. Zdarza się, że graczee mają długi, okradają własne rodziny, pracodawców, włamują się, wszystko po to żeby zagrać. Grają wszyscy, dzieci, rolnicy, biznesmeni i policjanci - wyjaśnia.

Według szacunków Ministerstwa Finansów obecnie w Polsce jest 24 tys. punktów gier na automatach o niskich wygranych, czyli takich w których można wygrać maksymalnie 45 zł. Przy tym do jednorękich bandytów trafia ponad 40 proc. wszystkich pieniędzy, jakie gracze wydają na hazard w naszym kraju. Na drugim miejscu jest Totalizator Sportowy.

Na rozwoju małych salonów z jednorękimi bandytami korzysta budżet państwa. Według danych Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową w tym roku będzie to 584 mln zł. Jeśli nowelizacja ustawy wejdzie w życie kwota ta będzie większa, bo podatek od automatów, który dziś wynosi 180 euro miesięcznie, wzrośnie o 250 proc. Tak ma być przez kolejne pięć lat.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska